Sean Dogherty nie zaniepokoił się, kiedy Neumann nie przyjechał do Hunstanton popołudniowym pociągiem. Wcześniej go ostrzegł, że może zostać dłużej w Londynie. Dogherty postanowił poczekać na wieczorny pociąg. Ze stacji udał się do pobliskiego pubu. Zamówił zapiekankę z ziemniakami i marchwią, popił ją dwoma kuflami piwa. Potem wyszedł pospacerować na molo. Przed wojną Hunstanton był uczęszczanym kurortem, gdyż dzięki swemu położeniu zapewniał spektakularne zachody słońca. Dziś większość hoteli świeciła pustkami, wyglądały ponuro w strugach siekącego deszczu. Zachód słońca ograniczył się do paru szarych promieni, które przedarły się przez burzowe chmury. Sean Dogherty wrócił z mola na stację w porze przyjazdu wieczornego pociągu. Stał na peronie, paląc i obserwując garstkę wysiadających pasażerów. Kiedy nie zobaczył wśród nich Neumanna, ogarnął go niepokój.
W drodze do Hampton Sands przypominał sobie słowa Neumanna z początku tygodnia: ostrzegał, że operacja niedługo może dobiec końca i będzie wracać z Anglii do Berlina.
Ale dlaczego go nie było w tym cholernym pociągu? – zachodził w głowę Dogherty.
Przyjechał do domu. Siedząca przy kominku Mary zmierzyła go wzrokiem i zniknęła na górze. Dogherty włączył radio. Wieczorne wiadomości przykuły jego uwagę. W całym kraju prowadzono poszukiwania dwójki morderców, którzy późnym popołudniem w dzielnicy Londynu znanej jako Earl's Court wdali się w strzelaninę z policją.
Sean nastawił głośniej radio, żeby posłuchać rysopisu poszukiwanych. Pierwszym, ku jego zaskoczeniu, okazała się kobieta. Rysopis zaś drugiego napastnika idealnie pasował do Horsta Neumanna.
Wyłączył radio. Czy to możliwe, że dwoje podejrzanych z Earl' s Court to Neumann i druga agentka? Czy uciekali teraz przed MI- 5 i połową brytyjskiej policji? Czy kierowali się do Hampton Sands? A może go zostawią?
I wtedy w jego głowie zaświtała myśl: czy Brytyjczycy wiedzą, że ja też jestem szpiegiem?
Poszedł na górę, wrzucił do niewielkiej torby zmianę bielizny i wrócił na dół. Udał się do stajni, znalazł strzelbę i naładował ją.
Wróciwszy do domu, siadł w oknie i czekał. Już prawie stracił nadzieję, kiedy zobaczył przyciemnione światła samochodu, kierujące się w stronę podwórka. A kiedy wóz skręcił na drogę dojazdową, był już pewny, że to Neumann siedzi za kierownicą. Towarzyszyła mu kobieta.
Dogherty wstał, włożył sztormiak. Zapalił lampę naftową, wziął broń i wyszedł w deszcz.
Martin Colville przyglądał się swojej twarzy w lustrze: złamany nos, podbite oko, opuchnięte usta, guz z prawej strony.
Przemaszerował do kuchni i wlał do szklanki ostatnie bezcenne krople whisky. Coś w Martinie Colville'u ostrzegało go, że jegomość nazwiskiem James Porter śmierdzi. Nie wierzył, że to ranny brytyjski żołnierz. Nie wierzył, że to stary znajomy Seana Dogherty'ego. Nie wierzył, że zjawił się z Hampton Sands w celu zażywania morskiego powietrza.
Nikt jeszcze mnie tak nie urządził i temu kurduplowi nie ujdzie to na sucho – pomyślał dotykając obolałej twarzy.
Jednym haustem wypił whisky, postawił pustą szklankę i butelkę w zlewie. Na dworze usłyszał warkot samochodu. Podszedł do drzwi i wyjrzał. Drogą przemknęła furgonetka. Dostrzegł za kierownicą Jamesa Portera, a obok niego jakąś kobietę.
Zamknął drzwi.
Co on, u licha, robi? Żeby gdzieś jeździć w taką noc? I skąd wytrzasnął samochód?
Postanowił osobiście to zbadać. Przeszedł do pokoju i zabrał znad kominka starą dwunastostrzałową strzelbę. Naboje leżały w szufladzie w kuchni. Wysunął ją i grzebał w bałaganie, póki nie znalazł pudełka. Wyszedł na dwór i wsiadł na rower.
Po chwili pedałował przez deszcz ze strzelbą na kierownicy, zdążając w stronę gospodarstwa Doghertych.
Do sypialni Jenny Colville dobiegł skrzyp otwieranych i zamykanych drzwi. Potem warkot samochodu, niezwyczajna rzecz o tej porze nocy. A kiedy ponownie usłyszała, jak drzwi się otwierają i zamykają, ogarnął ją niepokój. Wstała z łóżka i podeszła do okna. Rozchyliła zasłonę i zobaczyła ojca na rowerze. Zniknął w mroku.
Zabębniła w szybę, ale na próżno. Martin się rozpłynął w ciemnościach.
Jenny miała na sobie tylko flanelową koszulę. Zdjęła ją, wskoczyła w spodnie i sweter, potem zbiegła na dół. Kalosze stały przy drzwiach. Wkładając je, zauważyła, że strzelba, która zwykle wisiała nad kominkiem, zniknęła. Zajrzała do kuchni: szuflada, w której trzymali naboje, była otwarta. Szybko narzuciła kurtkę i wyszła na dwór.
Szukała po omacku, póki nie trafiła na swój rower oparty o ścianę. Wyprowadziła go na ścieżkę, wskoczyła na siodełko i ruszyła śladem ojca w stronę domu Doghertych, a w głowie kołatała jej jedna myśl: Proszę, Boże, daj mi go powstrzymać, nim ktoś dzisiaj zginie.
Sean Dogherty otworzył wrota stodoły i wprowadził ich do środka. Zdjął czapkę, rozpiął kurtkę, po czym przyjrzał się Neumannowi i kobiecie.
– Sean Dogherty, Catherine Blake. Sean kiedyś wodził się z paczką o nazwie Irlandzka Armia Republikańska, ale wypożyczyliśmy go na czas wojny. Catherine też pracuje dla Kurta Vogla. Mieszkała w Anglii, w głębokiej konspiracji, od trzydziestego ósmego roku.
Catherine dziwnie się czuła, słysząc tak otwartą wypowiedź o swoim pochodzeniu i roli. Po latach skrywania tożsamości, po tylu środkach ostrożności, po ciągłym niepokoju, nie mieściło jej się w głowie, że konspiracja właśnie się kończy.
Dogherty popatrzył na Catherine, potem na Neumanna.
– BBC ciągle podaje komunikaty o strzelaninie w Earl's Court. Przypuszczam, że to wasza robota?
Neumann potaknął.
– Ale to nie byli zwykli policjanci. Moim zdaniem MI- 5 i wydział specjalny. Co mówią w radio?
– Zabiliście dwóch i ranili trzech. Szukają was w całym kraju, proszą społeczeństwo o pomoc. W tej chwili prawdopodobnie połowa ludzi szuka was po krzakach. Cud, że udało się wam dotrzeć aż tutaj.
– Omijaliśmy duże miasta. Jak widać, okazało się to skuteczne. Na drogach nie zauważyliśmy policji.
– Cóż, długo się to nie utrzyma. Tego możecie być pewni. Neumann zerknął na zegarek. Parę minut po północy. Wziął od Seana latarnię i postawił ją na stole. Wyjął z szafki radio i włączył je.
– Łódź podwodna patroluje Morze Północne. Jak otrzymają nasz sygnał, przesunie się dokładnie na dziesięć mil na wschód od Spurn Head i będzie tam czekać do szóstej rano. Jeśli się nie zjawimy, odpłynie na morze i będzie czekać do kolejnego sygnału.
– A jak właściwie przemierzymy te dziesięć mil na wschód od Spurn Head? – odezwała się Catherine.
Dogherty wysunął się naprzód.
– Pomoże nam mój znajomy, Jack Kincaid. Ma niewielki kuter w porcie u ujścia Humber. – Wyciągnął przedwojenną, dokładną mapę. – Kuter stoi tu. – Palcem dźgnął w mapę. – W Cleethorpes. To jakieś sto pięćdziesiąt kilometrów w górę. Czeka nas ciężka jazda, przy takiej pogodzie jak dziś, a do tego przy zaciemnieniu. Kincaid mieszka nad warsztatem na przystani. Spodziewa się nas.
Neumann skinął głową.
– Mamy sześć godzin, jeśli zaraz wyruszymy. Powinniśmy zdążyć. Następne spotkanie z łodzią podwodną będzie za trzy dni. Nie uśmiecha mi się myśl o ukrywaniu się tak długo, kiedy każdy policjant w Anglii przetrząsa okolicę, rozglądając się za nami. Moim zdaniem musimy uciekać zaraz.
Catherine przytaknęła. Neumann nałożył słuchawki i ustawił radio na odpowiednią częstotliwość. Wystukał hasło i czekał na odpowiedź. Po paru sekundach radiotelegrafista z U- boota kazał mu kontynuować. Neumann głęboko zaczerpnął tchu i starannie wystukał wiadomość, po czym rozłączył się i zgasił radio.
– Zostało tylko jedno – odezwał się do Dogherty'ego. – Jedziecie z nami?
– Rozmawiałem z Mary. Zgadza się ze mną. Ja jadę z wami do Niemiec, potem Vogel i jego kumple pomogą mi się dostać do Irlandii. Kiedy już tam będę, Mary do mnie dołączy. Mam tam przyjaciół i rodzinę, zajmą się nami, póki się nie osiedlimy. Poradzimy sobie.