Jacek głęboko odetchnął i jeszcze bardziej pochylił się nad ściskaną w dłoni komórką. Zamiast jednak zanotować kolejną błyskotliwą radę matki, napisał SMS-a do Niny: „Nie mogę się już doczekać naszego spotkania” – wystukał i kliknął „wyślij”.
Odpowiedź przyszła niemal natychmiast: „Ja też. Do zobaczenia” – odpisała Nina, a on, czytając te słowa, aż się uśmiechnął.
Wpatrująca się uporczywie w twarz syna Anita wzięła to za dobry znak i zarzuciła go jeszcze kilkoma radami, z której każda była mniej życiowa od poprzedniej.
– I koniecznie zadzwoń do mnie wieczorem, żeby poinformować, jak poszło! – zarządziła, kiedy Jacek oświadczył, że powinien już iść, by nie spóźnić się na randkę. – Jeżeli już angażujesz się w związek z kobietą, to tego nie schrzań, rozumiesz? – powiedziała, całkiem jak nie ona.
– Zadzwonię. – Jacek uśmiechnął się do matki, po czym w końcu opuścił szpital.
A kiedy już wyszedł na zewnątrz, oparł się o chłodną ścianę budynku i zapatrzył w zasnute chmurami niebo. Nie wiedział, co stało się matce, ale trochę go to zaniepokoiło. Może powinien poprosić o konsultację jakiegoś psychiatrę? Tak drastyczne zmiany w postrzeganiu rzeczywistości mogą być symptomem jakiejś poważnej choroby, pomyślał, zamiast się cieszyć.
ROZDZIAŁ 40
Nina wróciła do domu w nie najlepszym humorze. Nie poprawiła go jej nawet myśl o zbliżającej się randce. Po pierwsze, dostała dziś rano telefon od zdenerwowanej wychowawczyni. Nina została oskarżona o próbę otrucia nauczycielki przywiezionymi wczoraj do szkoły babeczkami. Podobno na wywiadówce wyraźnie mówiła rodzicom, że jest uczulona na czekoladę i wszyscy wzięli to sobie głęboko do serca. Oczywiście oprócz Niny. Ale skąd ona mogła o tym wiedzieć?
Poranny telefon stał się przyczyną kolejnej frustracji wywołanej przez to, że dziś także nie mogła dodzwonić się do Igora, który chyba celowo wyłączał telefon, byleby tylko z nią nie rozmawiać. Nina wpadła nawet w pracy na pomysł, aby zadzwonić do niego od Marty i tak też zrobiła, ale kiedy tylko Igor usłyszał w słuchawce jej głos, rozłączył się szybciej niż natychmiast.
– Ja go chyba uduszę. Gołymi rękami! – Nina oddała telefon stojącej z boku Marcie i ze złością złapała wiadro z wodą oraz płynem do mycia podłóg, po czym wyszła z nim na korytarz.
Pech chciał, że otwierając drzwi, uderzyła nimi pana Wiesława, który co prawda dał jej już spokój, widocznie leki działały, ale łaził za nią później niemal cały dzień. Potraktował bowiem to przypadkowe uderzenie za jakiś znak z niebios czy coś w tym rodzaju (Nina wolała nie wnikać) i przez całe przedpołudnie opowiadał jej o tym, jak bardzo czuje się samotny. I że żadna kobieta go nie chce.
Na domiar złego w okolicach południa jakaś nowa pacjentka z impetem wlazła w stojące obok Niny wiadro, zapewniając jej tym samym dodatkową robotę. Kolejne kilkadziesiąt minut spędziła więc, klęcząc na podłodze, co sprawiło, że przemoczyła sobie spodnie. Mogłaby oczywiście kucać, ale wcześniej przenosiły z Martą ciężkie pudła z detergentami, które ich przełożona przywiozła z hurtowni, od czego bolały ją plecy.
– Nie martw się, teraz czeka cię już tylko ta przyjemniejsza część dnia – próbowała pocieszyć ją pod koniec zmiany Marta, jednak już kilkadziesiąt minut później Nina przekonała się, że nie było w tym stwierdzeniu ani krzty prawdy.
Kiedy bowiem chciała zapłacić za zakupy w hipermarkecie, okazało się, że sklep nie przyjmuje dziś płatności kartą i musiała jechać kilka przecznic dalej, by wypłacić z bankomatu gotówkę. Zanim wróciła, ktoś z pracowników sklepu rozłożył już na półki wszystkie zostawione przez nią w koszyku produkty, przez co musiała zrobić zakupy jeszcze raz. Wróciła do domu niemal czerwona ze złości, a tam powitały ją nie tylko głodne dzieci, ale także zalana łazienka. Okazało się, że Ignacy zapomniał o tym, iż umywalka jest chwilowo nieczynna i umył w niej ręce. Eliza co prawda zaczęła już zbierać wodę do wiadra, jednak Nina nie chciała nadużywać dobroci siostry i wolała ją w tym wyręczyć. Zresztą Eliza i jej pudroworóżowa sukienka nijak nie pasowały do wizerunku matki Polki sprzątaczki.
Zamiast więc przygotowywać się do randki, drugi raz tego dnia klęczała na ziemi, zbierając wodę, i przeklinała pod nosem cały ten parszywy świat. Eliza tymczasem zebrała się do wyjścia. Uzgodniły, że tym razem Nina zrobi makijaż sama. Eliza była umówiona na wieczór z Pawłem i nie chciała tego przekładać. Ostatnio nie spędzali razem zbyt wiele czasu. Poza tym Sabina była tak chętna, by opiekować się dziećmi, kiedy w grę wchodziła randka jej córki, że Nina nawet nie musiała jej prosić o wyręczenie Elizy. Co prawda nie była to opieka najwyższej jakości, ale jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. I nie wypada wybrzydzać.
– To ja lecę – oznajmiła Eliza, zaglądając do łazienki. – Miłego wieczoru. Mam nadzieję, że tym razem randka przebiegnie bez większych ekscesów.
– Oby – mruknęła Nina. – Dzięki za popołudnie.
– Nie ma sprawy. Do jutra. – Eliza ruszyła do drzwi.
– Do jutra, jedź ostrożnie! – zawołała za oddalającą się siostrą Nina, po czym wróciła do zbierania wody. Miała już przemoczone nie tylko spodnie, ale także skarpety i bluzkę. Do tego była naprawdę zła.
Dzieci chyba wyczuły to kumulujące się w matce napięcie, bo na wszelki wypadek zagrzebały się w łóżku w swoim pokoju i oglądały na tablecie jakąś bajkę. Nina wycierała więc podłogę w ciszy i spokoju. A przynajmniej było tak, dopóki w całym mieszkaniu nie rozległ się dzwonek do drzwi.
– Idę, idę – bąknęła pod nosem, sądząc, że to Eliza czegoś zapomniała.
Niespiesznie otworzyła drzwi, a zaraz później aż ją zatkało. Na progu nie stała bowiem młodsza siostra, ani nawet matka czy Jacek, lecz jej były mąż. I to we własnej osobie.
Nina patrzyła na niego przez chwilę, jakby zobaczyła ducha. Dopiero po upływie kilkudziesięciu sekund ochłonęła na tyle, że mogła swobodnie mówić.
– No wreszcie! – rzuciła zamiast powitania, może trochę zbyt agresywnie. – A już myślałam, że coś cię przejechało! Gdzieś ty był? – Wycelowała palec w jego stronę. – I dlaczego, do cholery, się nie odzywałeś?!
Igora początkowo wmurowało, ale szybko odzyskał rezon, bo przecież mógł się tego spodziewać. Ta kobieta nigdy nie była zdrowa na umyśle. Może od nieustannego przebywania w swoim miejscu pracy?
Nieważne. To nie był odpowiedni czas na takie dywagacje. Tym bardziej, że miał teraz prawdziwy problem, a tylko Nina mogła go rozwiązać.
– Nie rób scen na klatce, dobrze? – zaproponował, siląc się na uprzejmość. – Mogę wejść? Porozmawiamy spokojnie.
– A dlaczego ja mam w ogóle z tobą rozmawiać, skoro tak skutecznie unikałeś mnie przez ostatnie dni? Może teraz to ja nie mam ochoty cię widzieć?
– Daj spokój. – Igor rozejrzał się dookoła w obawie przed sąsiadami, którzy, odkąd dowiedzieli się, co nawywijał, wyraźnie dawali mu do zrozumienia, że stoją po stronie jego eksżony. – Wpuścisz mnie? – Spojrzał na korytarz.
Nina jeszcze bąknęła coś pod nosem, ale w końcu pozwoliła mu wejść.
– Jakaś awaria? – Igorowi od razu rzuciła się w oczy zalana łazienka.
– Drobne problemy. Czekam na hydraulika. Ma tu być za jakiś czas. – Nina nie miała ochoty rozmawiać o zarwanym zlewie. – Lepiej przejdźmy do kuchni.
Igor podążył za nią posłusznie, rozglądając się przy tym dookoła po wnętrzu, które niegdyś było pełne jego rzeczy. Odsunął sobie krzesło przy stole, po czym usiadł na nim, opierając łokcie o blat.
Nina patrzyła na niego, zastanawiając się, czy zaproponować temu niedojdzie herbatę, lecz po chwili namysłu doszła do wniosku, że rozmowa nie powinna zająć im aż tyle czasu, by Igor zdążył ją wypić. Zresztą przecież trochę jej się spieszyło.
– Jak ci minął dzień? – rozpoczął rozmowę pozornie pogodnym tonem Igor, kiedy usiadła naprzeciwko niego.
Miała ochotę prychnąć.