Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

– Wolę pomęczyć się z tobą przez jedno popołudnie, ale ujść z życiem – powiedział do córki. – Nie chcę cię straszyć, ale twoja babcia to czasem…

– No co? – Kalinka agresywnie pochyliła się w jego kierunku, gotowa bronić dobrego imienia swojej rodziny.

– Mniejsza o to – postanowił zakończyć ten temat. – Jedziemy do mnie.

– Nawet nie wiem, gdzie mieszkasz.

– U mojej nowej dziewczyny.

– Wiem. Pytałam o miejsce.

– W jednym z tych starych bloków w centrum. – Igor wyjechał z parkingu i włączył się do ruchu. – Skąd wiesz o Ewelinie? – Zerknął w lusterko, w którym odbijała się zaczerwieniona twarz Kaliny.

– Mama nam kiedyś o tym powiedziała. To znaczy mnie i Ignacemu.

– Coś jeszcze wam o niej mówiła?

– Nie pamiętam, to było dawno. Ale chyba nazywała ją biedną kobietą.

– Ewelinka nie jest biedna. Przyzwoicie zarabia.

– No to fajnie, ale mamie chyba chodziło o to, że będzie biedna, jak na nią też nabierzesz jakichś wielkich kredytów. A przynajmniej tak coś kojarzę.

Igor zmarszczył brwi. Nie sądził, że jedenastolatka może być taka obeznana w świecie, a do tego elokwentna. No i że Nina dzieli się z dziećmi takimi szczegółami z ich życia.

– Lubisz słuchać muzyki? – Z nadzieją popatrzył na radio.

Nie miał ochoty dłużej rozmawiać z Kalinką.

– Lubię.

– To dobrze. – Uśmiechnął się lekko. – To akurat musisz mieć po mnie. Nie wiem, czy pamiętasz, ale jestem…

– Muzykiem. Wiem o tym.

– No właśnie.

– Ale mama też lubi śpiewać – zauważyła Kalinka.

– To, że lubi, wcale nie znaczy, że potrafi.

– Moim zdaniem nieźle jej to wychodzi.

– A ty śpiewasz? – Igor darował sobie odpowiedź na poprzedni komentarz.

– Czasami. Głównie na szkolnych akademiach.

– Jesteś w tym dobra?

– Podobno. Gdybyś był lepszym ojcem i przychodził na moje występy, tobyś wiedział. – Kalinka znowu wydęła usta i popatrzyła przez okno na mijające ich samochody.

Ojciec był jakiś dziwny, przez co wcale nie miała ochoty jechać do niego i Ewelinki. W dodatku bolała ją głowa i miała dreszcze. Może powinna zadzwonić do mamy, by powiedzieć jej, że nie chce spędzać czasu z tym nienormalnym człowiekiem? Może mama zmusiłaby go, żeby jednak odwiózł ją do babci? Sabina co prawda nie należała do najbardziej empatycznych osób na świecie, lecz na pewno zajęłaby się wnuczką lepiej od kogoś, kto nawet nie wie, że na ospę choruje się tylko raz.

Igor tymczasem włączył muzykę.

– Nie za głośno? – Zerknął w lusterko, w którym nadal odbijała się twarz córki.

Kalinka nie odpowiedziała. Skuliła się tylko i marzyła, by ten dzień jak najszybciej się skończył. Albo żeby chociaż nastało popołudnie. Wtedy mama na pewno wyzwoli ją z rąk tego dziwnego człowieka.

ROZDZIAŁ 20

Nina przez resztę zmiany skutecznie ukrywała się przed panem Wiesławem. Co prawda kiedy sprzątała korytarz, kilka razy poczuła na sobie jego czujne spojrzenie, jednak na tym się skończyło.

– Nie zaczepiał cię więcej? – zapytała ją Marta, kiedy po skończonej pracy płukała w zlewie w pokoju socjalnym różne miski, wiadra i szmatki.

– Na szczęście nie. – Nina zerknęła na nią przez ramię. – Mimo wszystko wolę się mieć przez najbliższe dni na baczności.

– Słusznie. Rozmawiałaś o panu Wiesławie z tym swoim lekarzem? – Marta wygrzebała z torebki jabłko i wbiła w nie zęby.

– Rozmawiałam.

– I co ci powiedział?

– Starał się przede wszystkim mnie uspokoić.

– Powinnam dociekać, w jaki sposób, czy wolisz zachować to dla siebie? – zapytała konspiracyjnie koleżanka.

– Wariatka. – Nina parsknęła śmiechem na widok jej miny. – To była tylko przyjacielska rozmowa.

– Akurat. Bo ci uwierzę.

– Naprawdę!

– I niby po przyjacielsku kazał mieć na ciebie oko wszystkim pielęgniarkom?

– Skąd o tym wiesz?

– Słyszałam ich rozmowę, kiedy sprzątałam.

– I co jeszcze mówiły? – spytała.

– Coś o jakichś lekach, ale nie chcę nic przekręcić. Nie znam się na tym.

– Nie o to pytam. – Nina odsunęła się od zlewu i wytarła ręce w kraciastą ścierkę.

– A o co?

– Mówiły coś jeszcze o mnie i o Jacku?

Marta popatrzyła na przyjaciółkę znacząco.

– Och, więc jest jakieś ty i Jacek?

Nina mimowolnie się zarumieniła.

– No co ty! – Marta natychmiast to dostrzegła. – Naprawdę? – pisnęła jak nastolatka.

– Powiem ci, ale zachowaj to dla siebie, okej?

– Masz to jak w banku.

– Zaprosił mnie na kolację – wyznała nieśmiało.

– Nie wierzę. – Marta zrobiła wielkie oczy.

– No. Sama jestem w szoku.

– Ale zgodziłaś się, prawda? – Nie kryła entuzjazmu.

– Chyba bym musiała upaść na głowę, żeby odmówić.

– Ale cyrk. – Przyjaciółka popatrzyła na nią z niedowierzaniem. – Masz randkę. Z lekarzem!

– No. – Nina uśmiechnęła się lekko. – To jakiś obłęd.

– I to przystojnym jak diabli. A niech cię.

Nina parsknęła śmiechem i zaczęła rozpinać fartuch.

– Sama nie mogę w to uwierzyć.

– Wcale ci się nie dziwię. Ale wiesz co?

– No co?

– Chyba będę musiała cię znienawidzić. Jestem zazdrosna, że wyrwałaś takiego fajnego faceta. A ja?

– Nie przesadzaj. – Nina podeszła do swojej szafki. Wyciągnęła z niej szalik i płaszczyk. – Zresztą zanim do tego spotkania dojdzie, czeka mnie jeszcze sporo nieprzyjemnych rzeczy.

– Na przykład?

– Muszę jechać do Igora po Kalinkę, która ma ospę.

– O kurczę. – Marta ściągnęła brwi.

– No właśnie. W dodatku będę musiała prosić matkę, żeby zabrała jutro małą do lekarza. Ja nie będę miała kiedy tego zrobić.

– Nie chcę cię martwić, ale pewnie Ignaś również niedługo się rozłoży.

– Też mam takie przeczucie.

– Co wtedy? Weźmiesz wolne na dzieci?

– Żeby wywalili mnie z roboty? Przecież wiesz, że i tak przesadzam z nadużywaniem dobroci szefowej. Poproszę matkę, niech się nimi zajmie. Nie będzie miała wyjścia.

– A Igor?

– Zgłupiałaś? Dostałam dziś od Kalinki chyba z trzydzieści SMS-ów, żebym zabrała ją od ojca jak najszybciej i już nigdy z nim nie zostawiała.

– Jest aż tak źle?

– Podobno chciał ją uraczyć grzanym winem, bo nie miał nic lepszego na zbicie gorączki.

– Żartujesz.

– Nie. Kalinka ma bujną wyobraźnię, ale raczej nie kłamie. Przynajmniej nie w takich sprawach. – Nina zarzuciła na siebie płaszcz, owinęła szyję szalikiem i chwyciła leżącą na stole torbę. – Muszę lecieć. – Zerknęła jeszcze na Martę.

–  Jasne. – Ta posłała jej pełne wsparcie spojrzenie. – Gdybym mogła ci jakoś pomóc, to dzwoń.

– Mam nadzieję, że to nie będzie konieczne, ale dzięki – rzuciła Nina, po czym wybiegła ze szpitala, odpaliła silnik i pojechała do Igora.

Od wieków u niego nie była, ale udało jej się trafić bez większych problemów. Gorzej było ze znalezieniem wolnego miejsca parkingowego. Musiała kilka razy objechać blokowisko i sąsiadujące z nim ulice, zanim coś się zwolniło.

– Uroki mieszkania w centrum – mruknęła sama do siebie, wchodząc na górę po schodach w bloku Igora, a raczej Ewelinki.

Sprawnie odnalazła właściwe drzwi.

– No jesteś w końcu – rzucił z nadzieją, gdy dostrzegł ją na progu. – Wejdź.

– Cześć. – Nina omiotła go spojrzeniem i weszła na korytarz.

W mieszkaniu było gorąco i pachniało kiszoną kapustą.

– Gdzie Kalinka? – zapytała.

– Śpi.

– Możesz ją obudzić?

– A może ty byś to zrobiła, co? Nie chcę jej się narażać.

Nina posłała Igorowi zdziwione spojrzenie.

– Ona ma taki cięty język… – wyjaśnił. – Jeszcze dostanie jakiegoś ataku złości, jak przerwę jej sen. Chyba mnie nie lubi.

– A dziwisz jej się? Już ustaliliśmy, że nie jesteś ojcem roku.

– No wiem. Ale żeby wyzywać mnie od nieuków, złodziejów i imbecyli? Naprawdę musiałaś opowiadać jej o tych wszystkich kredytach, które na ciebie wziąłem i…

25
{"b":"691192","o":1}