Co prawda nikt nie zmusił jej do złożenia przysięgi i podpisania stosownych dokumentów, ale chodziło o sam fakt, że cała ta uroczystość odbywała się jakby poza nią. Była tylko bierną marionetką, w dodatku w ciąży, z wielkim brzuchem, bo matki nie chciały czekać do urodzenia dziecka. Ale nic w tym dziwnego, prawda? Przecież to byłby wstyd na całą okolicę.
– Powiem ci, siostrzyczko, że nigdy nie sądziłam, że będę z kimś aż taka szczęśliwa. – Od tych rozmyślań oderwał ją dopiero głos siostry.
– Cieszę się twoim szczęściem, naprawdę. Też uważam Pawła za fajnego faceta.
– A wiesz, co on wczoraj wymyślił? Kiedy do niego pojechałam, prawie całe jego mieszkanie było pełne czerwonych róż. Wazony stały dosłownie wszędzie, było ich chyba z pięćdziesiąt.
– Romantyk.
– Prawda? – Eliza aż się rozmarzyła. – To było takie niesamowite.
– Będziecie świetnym małżeństwem.
– Naprawdę tak myślisz?
– Oczywiście – przytaknęła.
– Pójdę pobawić się samochodzikami – wtrącił Ignaś. – Skończyłem układać puzzle.
– Tylko przynieś je tutaj, dobrze? – Nina pogłaskała go po plecach, gdy zsunął się z krzesła. – Kalinka zasnęła, potrzebuje odpoczynku.
– No ale przecież nie wolno się bawić w salonie.
– Czasami wolno. Nie obudź siostry.
– Okej. Będę cicho jak myszka. – Chłopiec pokiwał głową, po czym pobiegł do pokoju po autka.
– Mam nadzieję, że Paweł nie zmieni się po przysiędze – wróciła do poprzedniego tematu Eliza.
Nina przyjrzała jej się uważnie.
– Co masz na myśli?
– No wiesz, że przestanie być taki czuły, romantyczny i zamiast szykować dla mnie pełne kwiatów kolacje, zalegnie na kanapie przed telewizorem.
– Nie sądzę – powiedziała z przekonaniem Nina. – Paweł nie jest takim facetem.
– No ale przecież Igor na początku też był inny.
– Nie. On zawsze był nieodpowiedzialny, wcale nie musiał się zmieniać. – Nina ściągnęła brwi. – To tylko ja zawsze starałam się go wybielać i nie dopuszczałam do siebie myśli, jaki jest naprawdę. Byłam po prostu młoda i głupia, a miłość, jak wiesz, bywa ślepa.
– Wybacz. – Eliza spojrzała na nią przepraszająco. – Nie chciałam sprawić ci przykrości.
– Daj spokój, od rozwodu minęło kilka lat, a to uczucie wypaliło się już wcześniej.
– Mimo wszystko nie mówmy o tym. Lepiej opowiedz, jak ci minął dzień.
– Och… – Nina podparła brodę łokciem. – Mój dzień to była prawdziwa sinusoida wzlotów i upadków.
– Mama dzwoniła do mnie, kiedy byłam w pracy, żeby powiedzieć mi o twoim wypadku.
– To akurat nie było aż takie złe, jak mi się na początku wydawało.
– Nie?
Nina pokręciła głową, a potem opowiedziała siostrze o wszystkich wydarzeniach, które dziś ją spotkały. Na koniec wspomniała oczywiście także o piątkowej kolacji z Jackiem.
– Nie wierzę! – Eliza tak się podekscytowała tą wiadomością, że aż przyłożyła dłonie do ust. – Naprawdę?!
– Tak. Ale nie mów o tym mamie, dobrze? Jeszcze gotowa zacząć wyczyniać te swoje szaleństwa. Powiem jej sama, jeżeli coś z tego będzie. Na razie wolę to przed nią trzymać w tajemnicy.
– Jasne, nie pisnę ani słowa. Ale tak się cieszę, Nina! Naprawdę. Nawet nie wiesz, jak bardzo bym chciała, żebyś znalazła w końcu jakiegoś fajnego faceta.
Nina posłała siostrze uśmiech.
– Myślałaś już o jakiejś opiekunce na piątkowy wieczór? – zapytała jeszcze Eliza. – Bo wiesz, w tej sytuacji zgłaszam się na ochotnika.
ROZDZIAŁ 22
Jacek siedział w swoim gabinecie szczęśliwy, że uciekł przed matką. Bardzo kochał tę kobietę, jednak dziś rano kolejny raz przeszła sama siebie, oznajmiając, że odwiezie go do pracy.
– Właściwie to myślałam o tym już wcześniej, kochanie, tylko niepotrzebnie zwlekałam z tą propozycją. Prowadzenie samochodu niedługo po tym, jak wstało się z łóżka, nie jest zbyt bezpieczne, a ja budzę się o wiele wcześniej od ciebie.
Jacek z niedowierzaniem zamrugał powiekami.
– Ale jak to? – wydusił. – Chce mnie mama teraz odwozić do szpitala?
– Dokładnie. Przecież jazda samochodem wymaga koncentracji, a to samo w sobie bywa męczące. Nie powinieneś zmęczony badać pacjentów. To może prowadzić do nieprawidłowych diagnoz, a tym samym do błędów w sztuce lekarskiej. Nie mogę się na to godzić.
Jacek głęboko odetchnął.
– Jazda samochodem raczej mnie nie obciąża.
– Nonsens – uparła się Anita.
– Poza tym nie chcę, żebyś musiała się przeze mnie przemęczać. Na pewno masz w tym czasie ważniejsze rzeczy do roboty.
– Tak się składa, że nie mam. Poza tym jesteś dla mnie najważniejszy, syneczku. Wszystko inne może poczekać.
Po twarzy Jacka przebiegł cień grymasu.
– No tak… Tylko że potem będziesz musiała jeszcze po mnie przyjeżdżać. – Spojrzał na Anitę. – A ja czasem muszę zostać dłużej, czy coś… To może być problematyczne.
– Od czego są telefony.
– Nie chciałbym, żebyś musiała być na każde moje zawołanie.
– Kochanie, ależ to dla mnie czysta przyjemność.
– Naprawdę? – wysilił się na sztuczny entuzjazm.
– Oczywiście! Przecież jestem o wiele bardziej doświadczonym kierowcą od ciebie, a tym o wiele rzadziej zdarzają się wypadki.
– Doprawdy? – Jacek miał ochotę zakląć. Przecież to on, nie matka, jeździł przez kilka lat ulicami Warszawy. Ona poruszała się jedynie po Brzózkach. I to nieczęsto, bo uwielbiała spacery. Kto tu był bardziej doświadczonym kierowcą?
– No tak. – Anita uważała jednak inaczej. – Kto z nas ma dłużej prawo jazdy?
Jacek przez chwilę milczał, szukając w głowie argumentu, który obaliłby kretyński pomysł matki.
– Mam! – wyrwało mu się po chwili. Jakby go olśniło!
– Nie, nie. To ja mam, syneczku. – Anita popatrzyła na niego z dezaprobatą.
– Słucham?
– No prawo jazdy dłużej od ciebie.
– Ach… Ale ja nie o tym.
– Nie? – Anita pochyliła głowę w bok, wpatrując się w niego uważnie.
– Nie może mama mnie wozić do pracy, bo ja czasem w trakcie dyżuru potrzebuję samochodu.
– Och… – Anicie zrzedła mina. – Naprawdę?
– Tak. Czasem muszę podjechać do szpitala publicznego na konsultację czy badania. Nie może mama mnie zostawić bez samochodu, bo musiałbym tłuc się komunikacją miejską.
Słysząc te słowa, Anita aż się skrzywiła. W tych autobusach było tak brudno. Tyle zarazków i bakterii…
– Tak że sama widzisz, muszę jeździć do pracy sam. Niemniej jednak bardzo doceniam twój pomysł. Bardzo – podkreślił, by sprawić jej przyjemność.
– Naprawdę?
– Oczywiście. A teraz wybacz, ale będę się zbierał. Nie mogę się spóźnić.
– No tak. Włożyłam ci już do torby zapakowany obiad i drugie śniadanie.
– Co tym razem?
– Sałatkę z komosy z pieczoną dynią i żytnie pity na zakwasie.
– Brzmi dobrze.
– Ważne, że to zdrowe jedzenie, a nie jakieś byle jakie fast foody.
– No tak, tak. – Jacek pokiwał głową i zebrał się do wyjścia.
Siedząc teraz w gabinecie i kolejny raz wspominając, jak udało mu się przystopować zapędy matki, nie mógł się nie uśmiechnąć. To małe zwycięstwo wprawiło go w niesamowicie dobry humor, który poprawił sobie jeszcze bardziej, rezerwując stolik w restauracji na piątkową kolację.
Co za cudowny dzień!
Nina właśnie kończyła zamiatać szpitalny korytarz, kiedy zadzwoniła jej matka. Wczoraj zgodziła się zaopiekować Kalinką i parę minut temu wróciła z wnuczką od lekarza.
– Pielęgniarka szkolna miała rację, to ospa – oznajmiła Ninie po wymienieniu kilku uprzejmości. – Wykupiłam już w aptece potrzebne leki i położyłam małą do łóżka.
– Wciąż ma gorączkę?
– Tak, ale po syropie od lekarza trochę spadła.
– To dobrze.
– Nie chcę cię martwić, ale lekarz powiedział mi, że pewnie na dniach to samo czeka Ignasia.
Nina westchnęła.
– Ale nie martw się, to nawet dobrze – dodała Sabina.
– Tak?
– No pewnie. Im wcześniej dziecko przechodzi ospę, tym dla niego lepiej. W młodszym wieku ma łagodniejszy przebieg.