Anita ledwo stała na nogach. Musiała przytrzymać się ściany, żeby nie upaść.
– Wszystko dobrze? Mamo? Źle się czujesz? – usłyszała jeszcze tylko przytłumiony głos Jacka. Postać syna wydała jej się nagle wątła i niewyraźna.
Potem zobaczyła mroczki przed oczami i zemdlała.
ROZDZIAŁ 25
W piątkowe przedpołudnie Nina była zła jak osa i w żaden sposób nie poprawiała jej humoru myśl o przyjemnych planach na wieczór. Po pierwsze rozchorował się Ignaś, co oznaczało, że będzie męczyła się w domu nie z jednym, lecz z dwójką rozgorączkowanych i znudzonych życiem dzieci, a po drugie od wczoraj próbowała skontaktować się z Igorem i wyciągnąć od niego informacje zasłyszane na wywiadówce. Niestety, bez skutku. Telefon byłego męża milczał jak zaklęty. Podczas pierwszych kilku połączeń Nina słyszała w słuchawce głuchy sygnał, a później od razu włączała się już tylko poczta głosowa.
– Niech to szlag! – Nina miała ochotę rzucić komórką o ścianę albo utopić ją w napełnionym wodą wiadrze. Gdyby nie fakt, że szkoda jej było pieniędzy na kupienie nowej, bez namysłu by to teraz zrobiła.
– Coś mówiłaś? – zapytała stojąca nieopodal Marta. Zamiatała właśnie główny korytarz na oddziale, podczas gdy Nina czyściła parapety.
Nina popatrzyła na wyświetlacz komórki i głośno westchnęła.
– Nic – mruknęła pod nosem. – Tylko mam ochotę zabić swojego byłego męża. A najchętniej udusić go gołymi rękami i z przyjemnością zepchnąć później z dużej wysokości wprost na kamieniste podłoże. Albo chociaż do rzeki. Właściwie to żadna różnica.
– Znowu? – zdziwiła się przyjaciółka. – Myślałam, że ostatnio żyjecie w dość dobrych stosunkach.
– Bo żyjemy. To jednak nie zmienia faktu, że ten kretyn jest skrajnie nieodpowiedzialny i kiedyś rozerwę go z tego powodu na strzępy.
– Nie mów takich rzeczy głośno, jeszcze ktoś usłyszy.
– I co z tego? Jesteśmy w psychiatryku. Tu wszystko można.
Marta musiała mocno kontrolować mięśnie twarzy, aby się nie uśmiechnąć.
– Co przeskrobał tym razem? – zapytała, wracając do tematu Igora.
– Miał zadzwonić do mnie po wczorajszej wywiadówce, ale zamiast tego zapadł się pod ziemię. Nawet nie wiem, czy w ogóle tam poszedł, nonkonformista cholerny. Nie potrafi ani jednej sprawy doprowadzić od początku do końca. Kretyn. – Nina z wściekłością kolejny raz wybrała numer byłego męża i przyłożyła komórkę do ucha.
Tym razem też zgłosiła się poczta.
– Słyszysz? Abonent jest niedostępny. Proszę zadzwonić później. – Spojrzała na Martę tak, jakby to była jej wina. – Wyłączył komórkę, pajac jeden.
– Może jest zajęty?
– Czym? Chlaniem piwska?
– A bo ja wiem? Ale jeżeli rzeczywiście nie może teraz rozmawiać, to oddzwoni później.
– Akurat. Już prędzej ziemia nam się rozstąpi pod stopami, niż ten kretyn o tym pomyśli.
– Nigdy nie mów nigdy.
– Nie zapominaj, że znam go jak własną kieszeń. Niestety. Zaczynam żałować, że w ogóle go tam wysłałam. – Nina schowała komórkę do kieszeni fartucha i chwyciła leżącą we wiadrze szmatkę. – Co mnie podkusiło? Mogłam wysłać do szkoły swoją matkę. To nie byłby pierwszy raz, a przynajmniej nie bałabym się teraz tej wrednej wychowawczyni.
Marta zmarszczyła brwi.
– Nie rozumiem?
– Nie chcę znowu jej podpaść, a na pewno wczoraj ustalili wiele ważnych rzeczy. Liczyłam na to, że Igor mi wszystko przekaże, ale jak widzisz, najzwyczajniej w świecie się przeliczyłam. Że też musiałam wyjść za mąż za takiego kretyna! Co mnie podkusiło?
– Może to, że był obłędnie przystojny i grał na gitarze?
Nina natychmiast zganiła przyjaciółkę wzrokiem.
– No co? Sama mówiłaś, że…
– Nieważne. – Nina spróbowała się uspokoić i zaczęła wycierać kolejny z parapetów. – Najwyżej pojadę do niego po pracy. Zresztą w obecnej sytuacji muszę tak zrobić, nie mam wyjścia. To i tak nie jest wysoka cena za zachowanie prawa do opieki nad dziećmi.
– Co ty gadasz?
– A bo ja wiem, do czego ta walnięta wychowawczyni jest zdolna? Wolę nie ryzykować.
– Przesadzasz – stwierdziła Marta.
– Może, ale Igor jest mistrzem w podnoszeniu mi ciśnienia. Nikt nie potrafi robić tego tak dobrze jak on.
– Albo pan Wiesław.
– Proszę cię, nie żartuj na ten temat.
– Dobrze, już dobrze. – Marta spojrzała na Ninę przepraszająco. – Mam nadzieję, że Igor tylko się zgrywa i prędzej czy później się do ciebie odezwie.
– Tak, ja też – szepnęła z nadzieją i obie z Martą zajęły się sprzątaniem.
Igor jednak ani myślał zadzwonić.
– Coś nie tak? – zagadnął Ninę kilka godzin później przechodzący w pobliżu Jacek.
Już z daleka wydała mu się podenerwowana i trochę się tym zaniepokoił. Miał tylko nadzieję, że to nie przez tę ich wieczorną kolację. Wystarczało, że on cały się trząsł i musiał dziś rano zaaplikować sobie podwójną dawkę leków na uspokojenie. W takich sytuacjach nerwica wyjątkowo dawała o sobie znać. A podobno zakochiwanie się jest bardzo przyjemne. Akurat. Stresował się tym dzisiejszym wyjściem prawie tak samo, jak egzaminem na prawo jazdy albo maturą.
– Och, to ty. – Nina obróciła się w jego stronę od szyby, którą właśnie pucowała. Zakradł się do niej tak cicho, że gdyby nie jego głos, to pewnie nawet by go nie zauważyła. – Coś się stało?
– O to samo przed chwilą spytałem ciebie.
– Naprawdę? Przepraszam. – Nina odgarnęła opadające na czoło włosy.
– Nic nie szkodzi. – Jacek uśmiechnął się, widząc jej zakłopotanie.
– To po prostu nie jest najlepszy dzień – wyjaśniła.
– Mam nadzieję, że nie z powodu naszego wieczornego wyjścia?
– Och, nie, oczywiście, że nie. To akurat przyjemny punkt programu.
– Miło mi to słyszeć. – Jacek trochę się uspokoił. – Wobec tego co się stało? Jakieś problemy z panem Wiesławem?
– Dzięki Bogu nie. Raczej z byłym mężem. Wysłałam go wczoraj na wywiadówkę do szkoły naszej córki i liczyłam na to, że przekaże mi ustalenia, które na niej zapadły, ale telefon uparcie milczy. Trochę się denerwuję. Jakiś czas temu podpadłam wychowawczyni Kalinki i wolałabym uniknąć tego w przyszłości.
Jacek zmarszczył brwi. Nie wiedział, co powiedzieć. Temat małżeństwa Niny nie wydawał się interesujący. Może i Jacek nie wiedział, jak radzić sobie z kobietami, ale mimo nerwicy był samcem alfa. Nie uśmiechało mu się rozmawiać o innych mężczyznach goszczących w życiu Niny. Nawet, jeżeli towarzyszył im przedrostek eks.
– Rozumiem – powiedział tylko, chowając dłonie do kieszeni.
– W ogóle wybacz, że ci o tym mówię. Pewnie masz dosyć słuchania o moich problemach. – Nina w mig rozgryzła jego wyraz twarzy.
– Wcale nie – zaprzeczył natychmiast. – Po prostu wolałbym odbyć tę rozmowę w jakimś zaciszniejszym miejscu niż szpitalny korytarz.
– Też prawda.
– Zamówiłem nam stolik w Kawiorze na siódmą.
– Naprawdę? – zdziwiła się Nina. – Od wieków nie byłam w tej restauracji.
– Mam nadzieję, że nie masz awersji do tego miejsca?
– Nie, wręcz przeciwnie.
– To świetnie. – Jacek wyciągnął z kieszeni fartucha włożony do niej wcześniej telefon. – Podasz mi swój adres? Nie wiem nawet, dokąd po ciebie przyjechać.
Nina popatrzyła niepewnie to na niego, to na komórkę.
– Nie zrozum mnie źle, ale chyba lepiej by było, gdybyśmy spotkali się na miejscu – odważyła się powiedzieć.
Jacek wyglądał na zaskoczonego.
– Tak?
– Nie chodzi o ciebie, po prostu mam ostatnio w domu straszny sajgon. Wolałabym ci tego oszczędzić. Czasami gorzej tam niż w naszym…
– Psychiatryku – dokończył za nią z rozbawieniem.
– Dokładnie.
– Zawsze mogę zaczekać na ciebie na parkingu pod domem.
– Szkoda twojego zachodu. Naprawdę lepiej będzie, jeżeli spotkamy się na miejscu.
– Cóż… – Jacek opuścił rękę, w której ściskał telefon. Nie tak to sobie wyobrażał, ale trudno. – Jasne. – Wysilił się na uśmiech. – Wobec tego do zobaczenia wieczorem. – Oddalił się w stronę swojego gabinetu.