Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

– Nie daj Boże! – przejęła się Anita.

– Pytam, bo moja córka będzie się niedługo hajtać – oznajmił kierowca.

– Przykro mi.

– Dlaczego? My tam z Bożenką jesteśmy uszczęśliwieni. To nasza najstarsza. Pierwsze wesele w rodzinie.

Anita tylko pokiwała głową. Skupiła się na tym, by nie stracić z oczu rejestracji samochodu Jacka. Kilka lat temu nauczyła się jej na pamięć, aby móc podać na policji w razie kradzieży albo porwania. Syna, oczywiście. Nie auta. Teraz ta wiedza akurat się przydała. Szkoda tylko, że Jacuś jechał więcej niż pięćdziesiąt kilometrów na godzinę. Będzie musiała z nim później porozmawiać o tym, jakie to niebezpieczne.

– A ten pani syn to jedynak? – zagadnął taksówkarz.

– Tak.

– Tacy są najgorsi. Bez urazy oczywiście, ale rozpuszczeni jak dziadowski bicz. My z Bożenką specjalnie postaraliśmy się swego czasu o czwórkę. To zawsze zdrowiej dla dziecka, jak ma rodzeństwo.

– Dbam o komfort emocjonalny syna – powiedziała Anita, nieco wyniośle.

– Oj nie wątpię, pani kochana, nie wątpię. Po prostu mówię, jak jest. – Taksówkarz wykonał gwałtowny skręt w lewo, przejeżdżając tym samym na czerwonym świetle.

– Co pan robi?! – pisnęła, gdy zarzuciło ją na bok mimo zapiętych pasów.

– Nie chcę go zgubić.

– To rozumiem, ale będę wdzięczna, jeżeli przy okazji nas pan nie pozabija.

– Bez obaw, mam licencję od ponad dwudziestu lat i tylko cztery wypadki. W tym jeden nie ze swojej winy.

Anita nie wiedziała, jak to skomentować.

–  Pani synuś chyba jedzie do Kawioru – rzucił taksówkarz. – Pewnie zaraz będziemy parkować.

– Bogu dzięki.

– Ta jego wybranka musi być z nim szczęśliwa. To jeden z droższych lokali w mieście.

Na samą myśl o tej perfidnej żmii, która pragnie odebrać jej Jacusia, Anita poczuła narastającą frustrację. Musiała przygryźć wargę, by nie wybuchnąć płaczem. Na wszelki wypadek do końca podróży siedziała w absolutnym milczeniu. Pospiesznie rozliczyła się z niezadowolonym z jej aspołeczności kierowcą, po czym pobiegła schować się za rogiem restauracji przed Jackiem, który właśnie opuścił samochód.

ROZDZIAŁ 29

– Jak wyglądam? – Nina odwróciła się od lustra i popatrzyła na siostrę.

Eliza stała oparta o ścianę w przedpokoju, lustrując ją wzrokiem. Niezaprzeczalnie miała talent do zmieniania wyblakłych kur domowych w królewny. Nina już niejednokrotnie przekonała się o tym, że elegancka sukienka, dobre uczesanie włosów i porządny makijaż potrafią zdziałać cuda nawet w przypadku kogoś takiego jak ona. A jeżeli dołożyć do tego szpilki na połyskującym obcasie, to już w ogóle czuła się niezwykle atrakcyjnie. Dokładnie tak, jak teraz. Pożyczona od siostry prosta sukienka oraz wcięty w talii żakiecik sprawiały, że prezentowała się o niebo lepiej, niż gdyby wbiła się w fatałaszek od matki. Zakładając oczywiście, że udałoby się jej w niego wbić. Znając Sabinę, mogłoby to być dość problematyczne.

Również odwołanie umówionej przez Sabinę wizyty u fryzjera Nina oceniała jako dobrą decyzję. Dobrze czuła się w tym swoim mysim kolorze włosów. Była zdania, że zgrabny koczek wyczarowany przez Elizę o wiele bardziej pasuje do niej, niż proponowane przez matkę dopinki.

– Moim zdaniem wyglądasz jak milion dolarów – odpowiedziała Eliza, kątem oka zerkając na stojącą u boku siostrzenicę. – A twoim, Kalinko?

– Moim też.

– Albo jak tysiąc – przytaknął im Ignaś, w odpowiedzi na co cała damska trójka buchnęła gromkim śmiechem.

– Wracajcie pod koc – poleciła Nina dzieciom, po czym ponownie przyjrzała się swojemu odbiciu w lustrze. Musiała oswoić się z kobietą patrzącą na nią zza lśniącej tafli.

Eliza też była dumna ze swojego dzieła, szczególnie gdy widziała szeroki uśmiech na pociągniętych szminką ustach siostry.

– Tylko uważaj, żeby Jacek, jak już cię zobaczy, nie padł na zawał – zażartowała.

– Nie kracz. – Nina odwróciła się do niej. – Przydałaby się jeszcze jakaś torebka.

– Przywiozłam dla ciebie swoją najlepszą czarną kopertówkę.

– Naprawdę?

– Tak. Ale pożyczę ci ją tylko pod jednym warunkiem – zastrzegła Eliza.

– Aż się boję.

– Właściwie to dwoma.

– Eliza!

– Po pierwsze, musisz obiecać, że jej nie zniszczysz – wyjaśniła.

– To akurat masz jak w banku. Będę o nią dbać, jakby była cennym klejnotem – zapewniła Nina.

– A po drugie, nie wyjdziesz z tej kolacji przed dwudziestą drugą.

– Tego akurat nie mogę ci zagwarantować. A jeżeli będzie nudno?

– Daj spokój, oczy ci się świecą na myśl o tym wieczorze jak najjaśniejsze gwiazdy. Poza tym, jeżeli już jakiś facet cię zainteresował, to na pewno nie jest nudziarzem. Do kogo, jak do kogo, ale do zwariowanych mężczyzn to ty masz szczęście.

Nina zachichotała. Czuła się trochę jak nastolatka.

– Jesteś kochana. – Ucałowała siostrę, po czym pożegnała się z dziećmi i w końcu pojechała na randkę.

Dotarła na parking przed Kawiorem trzy minuty po umówionej porze. Choć był wieczór i okolicę spowijał mrok, liczne latarnie stojące na parkingu rozświetlały ciemność, tworząc wyjątkowy klimat jeszcze przed wejściem do restauracji.

Jacek czekał na Ninę przy drzwiach do lokalu. Gdy szła w jego stronę, niemal od razu dostrzegła piękny bukiet kwiatów, który trzymał w dłoniach.

– To dla mnie? – zapytała zaskoczona, zamiast się przywitać.

Jacek posłał jej uśmiech, upodabniając się tym samym do znanego hollywoodzkiego aktora. Bez białego kitla prezentował się o wiele lepiej.

– Mam nadzieję, że ci się podobają. – Wręczył jej kwiaty.

– Bardzo – szepnęła z zachwytem, wtulając nos w jedną z białych różyczek.

Jacek zaplótł palce, by ukryć drżenie dłoni. Starał się zapanować nad szalejącymi w nim emocjami, co nie było łatwe, gdy stał z Niną twarzą w twarz. A ona, wymalowana i promienna, wyglądała o wiele bardziej atrakcyjnie, niż kiedy wpadali na siebie na szpitalnym korytarzu.

– Ślicznie wyglądasz – powiedział, nie mogąc oderwać wzroku od jej twarzy.

– Nieco inaczej niż w roboczym fartuchu.

– Szpitalny uniform też ma swój urok. – Puścił do niej oko.

Zgrywał się? Postanowiła tego nie roztrząsać. Zamiast tego zapytała:

– Wchodzimy do środka?

– Oczywiście. – Jacek wpuścił ją przodem i pomógł zdjąć płaszcz, kiedy znaleźli się przy niewielkim kontuarze, by potwierdzić rezerwację.

Kelner zabrał ich wierzchnie okrycia i zaprowadził do stolika. Odsunął Ninie krzesło i poczekał, aż usiądzie. W podziękowaniu posłała mu uśmiech, a następnie rozejrzała się po wnętrzu. Było tu naprawdę pięknie. Różnych rozmiarów stoliczki przykryto eleganckimi bieżnikami, a na każdym z nich znajdowała się piękna kompozycja z zielonych liści eukaliptusa stojąca w smukłym, przezroczystym wazonie. Na ścianach dominowały szarości i biele, które przełamywały kolorowe obrazy oprawione w ramki w takim samym odcieniu jak krzesła i stolik. Na parapetach poustawiano świeczki, których płomienie rzucały światło na grube, spływające ku ziemi zasłony.

– Pozwoli pani, że włożę kwiaty do wazonu – zwrócił się do Niny kelner.

Rozstała się z nimi niechętnie. Nie pamiętała już, kiedy ostatnio dostała kwiaty od kogoś innego niż Stefan. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że przez tę swoją samotność zupełnie odwykła od tego typu przyjemności. Może matka miała rację, że najwyższa pora to zmienić? Nawet najbardziej zatwardziała przeciwniczka związków damsko-męskich marzy czasem o byciu adorowaną. Kobiety chyba rodzą się z potrzebą uwagi Nie musi to być nawet książę z bajki, który zabrałby je na wymarzony bal. Pragną po prostu kogoś, kto dostrzeże czające się w ich oczach emocje i pośle czuły uśmiech.

Nina już teraz miała przeczucie, że ten wieczór upłynie w niezwykle przyjemnej atmosferze.

– Jesteś wyjątkowo milcząca – zauważył Jacek. Podczas gdy Nina rozglądała się po wnętrzu, on przyglądał się cieniom na jej twarzy.

37
{"b":"691192","o":1}