Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

– Pomocy, pomocy! – zaczęła krzyczeć jakaś przechodząca akurat tamtędy kelnerka.

Jacek momentalnie puścił rękę Ninki i zaczął rozglądać się po restauracji. Tak samo zresztą jak wystraszona Ninka, Sabina oraz inni przejęci goście. Tylko Stefan zachował zimną krew i ruszył w kierunku leżącej na podłodze staruszki.

– Proszę mnie przepuścić, jestem lekarzem. – Przepychał się przez rozemocjonowany tłum.

– Kardiologiem? Pewnie ta pani miała zawał.

– Albo udar! – krzyknął ktoś inny.

– Dentystą – rozwiał ich wątpliwości, pochylając się nad omdlałą kobietą.

– Stefan?! – krzyknęła zdumiona Nina. Szybko pobiegła za ojczymem, by służyć mu ewentualną pomocą.

– Dzwoń na pogotowie – dobiegło do uszu Sabiny, której ze zdenerwowania zaczęło kręcić się w głowie.

Jak coś takiego mogło się zdarzyć podczas pierwszej od wieków randki jej córki?! Czy ktoś tam w niebie upadł na głowę?!

Nie chcąc tracić czasu na rozmyślania czy inne świadczące o słabości szlochy, postanowiła zareagować. Energicznie podeszła do zdezorientowanego Jacka i wzięła go pod rękę.

– Sabina – przedstawiła się, gdy spojrzał na nią nieprzytomnie, zalotnie mrugając przy tym rzęsami.

– Jacek – rzucił automatycznie.

– Jacek! – krzyknęła Nina, nim Sabina zdążyła cokolwiek mu powiedzieć. – Poczekaj Stefan, jest tutaj ze mną lekarz. Jacek, potrzebujemy twojej pomocy!

Na dźwięk tych słów Jacek poczuł nagły wzrost poziomu adrenaliny. Uwolnił się od Sabiny i tak jak przed chwilą Nina, przedarł się przez tłum zgromadzony wokół poszkodowanej kobiety. Kiedy jednak dotarł na miejsce, zamiast udzielić pomocy, jak to, zgodnie z oczekiwaniami gapiów, zwykł czynić w takich sytuacjach, zastygł w bezruchu.

– Mamusia? – wyszeptał z przejęciem na widok leżącej Anity. Natychmiast poczuł złowieszcze duszenie w klatce piersiowej i stanowczo zbyt szybkie uderzenia serca.

– To twoja matka? – zapytała ze zdumieniem klęcząca u boku Stefana Nina.

Jacek nie odpowiedział. Tępo wpatrywał się w bladą twarz rodzicielki. Co ona tutaj, do cholery, robiła?!

Anita jakby usłyszała jego myśli i na moment uniosła powieki.

– Musiałam interweniować. Nie możesz ode mnie odejść, Jacusiu. Nie możesz – wychrypiała, a Jacek poczuł, że teraz to jemu robi się słabo. Chwilę później zemdlał i jak długi runął na podłogę.

Nina błyskawicznie zostawiła Anitę i doskoczyła do wybranka swojego serca.

– Jacek, Jacek! Słyszysz mnie? – Zaczęła klepać go po twarzy, z nadzieją wpatrując się w jego zamknięte powieki.

– Może by tak chlusnąć go wodą? – zaproponował ubrany w garnitur kelner.

– Albo przynieść z kuchni jakieś sole cucące?

– Daj spokój, nie mamy czegoś takiego – zganiła go młoda kelnerka.

– Może trzeba go po prostu uszczypnąć? – zaproponował ktoś z tłumu.

Sabina patrzyła na to wszystko z przejęciem i nie mogła wyzbyć się wrażenia, że grunt zapada jej się pod nogami. Nie tak miała wyglądać ta randka!

– Po prostu wspaniale! – stwierdziła z emfazą, jakby kogokolwiek obchodziło, co myśli, po czym złapała stojącą na stoliku butelkę z winem. Mając gdzieś dobre maniery, desperacko pociągnęła trunek z gwinta. A potem raz jeszcze. I jeszcze.

Jeżeli istniało na świecie coś takiego jak przeznaczenie, to widocznie nie sprzyjało jej córce. Wręcz przeciwnie. Los jawnie z niej drwił i rzucał pod nogi kłodę za kłodą!

Sabina była tak wściekła, że aż poczerwieniała na twarzy.

– Ja wam jeszcze wszystkim pokażę! – krzyknęła, wznosząc oczy w górę, po czym opróżniła butelkę i zdecydowanym ruchem odstawiła ją na stół. Zaciskając dłonie w pięści, z bojową miną ruszyła w stronę tej cholernej wariatki, która odważyła się zepsuć randkę Nince. Miała ochotę pokazać tej babie, gdzie jest jej miejsce i co o niej myśli. Tak, przy użyciu siły. Bo co, bo kobietom nie wypada?!

Na szczęście nim Sabina zdołała to zrobić, pod restaurację podjechały dwie karetki na sygnale.

– Proszę się odsunąć! – Kelner wpuścił do środka ubranych w pomarańczowo-czarne uniformy ratowników. Natychmiast zajęli się pacjentami.

– Co się odwlecze, to nie uciecze – syknęła ze złością Sabina, odsuwając się od zbiegowiska.

A potem wzięła z jakiegoś przypadkowego stolika kolejną butelkę wina.

ROZDZIAŁ 31

Nina siedziała na składanym krześle w szpitalnej poczekalni, wpatrując się w białe drzwi, za którymi dyżurująca lekarka badała właśnie Jacka. Misternie przygotowana przez Elizę fryzura popsuła się na wietrze, tworząc teraz bezładną plątaninę opadających jej na ramiona włosów, a od szurania kolanami po restauracyjnej podłodze w jej rajstopach powstała wielka dziura. Czar pierwszej randki prysł tak szybko, jak wcześniej się pojawił i z Kopciuszka w balowej sukni Nina stała się… też Kopciuszkiem. Tylko tym okopconym i oddzielającym mak od popiołu.

Na domiar złego jeszcze pięć minut temu siedziała przy niej pobudzona i wściekła Sabina, która na całe gardło odgrażała się światu, że z jego pomocą czy nie, i tak wyswata córkę.

– Po moim trupie, słyszycie?! Po moim trupie! – krzyczała do jakiegoś tylko jej znanego odbiorcy. Wyciszyła się dopiero po zastrzyku uspokajającym, zaaplikowanym przez zmęczonego hałasem pielęgniarza.

– Powinien zadziałać i jest bezpieczny, mimo że pańska żona spożywała alkohol – wyjaśnił siedzącemu obok Niny Stefanowi.

– Dziękuję. – Mężczyzna uścisnął mu rękę i zwrócił się do Niny: – Zabiorę ją do domu. – Wskazał na Sabinę. – Chcesz jechać z nami?

– Zostanę. – Nina posłała mu blady uśmiech. Była wdzięczna, że chociaż on zachowywał się normalnie i nie stracił głowy w całym tym zamieszaniu. Jego wsparcie wiele dla niej znaczyło. Był dla niej niemal jak ojciec.

W dodatku znosił humory matki i nieba by jej przychylił. Przymykał oczy na jej szaleństwa, a kiedy na niego naskakiwała, zamiast się kłócić, po prostu milczał i czekał, aż jej przejdzie. W oczach Niny ten człowiek był niemal święty. Czasami naprawdę współczuła mu, że poślubił jej matkę.

– Na pewno? – Stefan popatrzył na nią niepewnie.

– Chciałabym wiedzieć, co z Jackiem. Poza tym ktoś musi go później odwieźć do domu.

– Rozumiem.

– Nie martw się, dam sobie radę. Dzwoniłam już do Elizy. Zajmie się dziećmi.

– Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć – zapewnił.

– Wiem o tym.

– A co z tą drugą pacjentką?

–  Udało mi się tylko dowiedzieć, że lekarze zamierzają zostawić ją na obserwacji. Nie jestem z rodziny, więc nie udzielili mi więcej informacji.

– Wszystko będzie dobrze, zobaczysz – pocieszył ją.

– Mam nadzieję.

– Szkoda tylko, że ten wieczór tak się dla ciebie skończył. Sabina wspominała mi o randce.

– Co nas nie zabije, to na pewno wzmocni – wysiliła się na minimum entuzjazmu, po czym obiecała jeszcze Stefanowi, że zadzwoni, jeśli tylko dowie się czegoś o stanie zdrowia Jacka.

Mężczyzna pogłaskał ją po włosach niczym własną córkę i zabrał w końcu do domu Sabinę, która po lekach stała się nad podziw cicha i lekko otępiała.

Nina została na korytarzu sama, nie licząc przechodzących co jakiś czas pielęgniarek. Siedziała ze spuszczoną głową, przyglądając się zielononiebieskiemu linoleum leżącemu na podłodze. Było dokładnie takie samo jak to w szpitalu psychiatrycznym, które myła niemal codziennie.

Pomimo że w rozmowie ze Stefanem siliła się na entuzjazm, było jej trochę przykro. Chociaż jej emocje nie były tak burzliwe jak w przypadku matki, czuła się zawiedziona. Ten wieczór nie miał się tak skończyć. Zamierzali z Jackiem w spokoju zjeść deser, a potem udać się na krótki spacer po parku, by jeszcze bardziej nacieszyć się swoją obecnością. Mogli patrzeć sobie w oczy skąpani w blasku księżyca, może ośmieliliby się na czułe słówka. Nina chciała przeżyć coś takiego pierwszy raz. Miało być spokojnie i romantycznie. Czuła, że w końcu znalazła się we właściwym czasie, z właściwą osobą i we właściwym miejscu.

40
{"b":"691192","o":1}