Nina lekko pokiwała głową.
– A co z twoim kawalerem?
– Też czuje się lepiej. Lekarka powiedziała, że to był atak paniki. Jacek ma nerwicę. Nie powinien przeżywać tak silnych emocji.
– Rozumiem.
– Chcę odwieźć go do domu, ale poszedł jeszcze odwiedzić matkę.
– Mam nadzieję, że jakoś to znosisz? – zapytał z troską Stefan.
– Cóż, może to nie był wieczór moich marzeń, ale nie jest tak źle – wyznała. – Pewnie za jakiś czas wszyscy będziemy się z tego śmiać.
– Mam nadzieję. Trzymaj się, Ninka i gdyby coś się działo, to dzwoń.
– Dzięki. – Nina uniosła kąciki ust, po czym zakończyła połączenie.
Nie zdążyła jednak schować komórki do torebki, bo zadzwoniła do niej zaaferowana Małgosia.
– Właśnie rozmawiałam z mamą, która powiedziała mi, że był jakiś wypadek w restauracji! – rzuciła rozemocjonowana, nie zawracając sobie głowy powitaniami. Nina, chcąc nie chcąc, przez następne kilka minut relacjonowała siostrze wieczorne wydarzenia, starając się przy tym choć trochę ją uspokoić.
Jacek natomiast odnalazł w końcu salę, na której leżała jego matka, i po cichu zajrzał do środka. Miał nadzieję, że Anita będzie spała, jednak ta dość szybko rozwiała jego złudne marzenia.
– Synku? – wychrypiała słabym głosem.
Jacek nie miał wyjścia. Powoli podszedł do łóżka.
– Jak się trzymasz? – Zlustrował wzrokiem jej pobladłą twarz.
– Już lepiej.
– Niezłego stracha nam napędziłaś.
Anita przeniosła wzrok na bieluchną ścianę i głośno westchnęła.
– Pewnie jesteś na mnie zły, ale ja naprawdę zrobiłam to dla twojego dobra – wyznała. – Po prostu nie mogłam patrzeć, jak trzymasz za rękę tę kobietę i…
Jacek podszedł do niej i ujął jej dłoń.
– Nie martw się, mamo – wyszeptał. – Porozmawiamy o tym wszystkim później. Teraz odpoczywaj, dobrze?
Anita pokiwała głową, starając się jednocześnie otrzeć płynące po policzkach łzy.
– Postaraj się zasnąć – powiedział Jacek. – Zajrzę do ciebie jutro.
Anita ścisnęła jego rękę, a potem w milczeniu patrzyła, jak Jacek opuszcza salę. Po tym wszystkim, co nawyprawiała, czuła się fatalnie. Mogła nie słuchać tej kobiety ze sklepu i nie iść do tej restauracji. To nie było w jej stylu, teraz targały nią potworne wyrzuty sumienia. Nadal nie mogła wyobrazić sobie odejścia Jacka, jednak czuła, że przesadziła. Co ją w ogóle podkusiło do wywracania tego stolika? No co?
Miłość jest trudna, pomyślała, ocierając kolejne słone łzy. Cholernie trudna. Człowiek może się starać i starać, a wystarczy jedno zdarzenie, by wszystko rozpadło się niczym domek z kart. Ot, brutalna rzeczywistość.
ROZDZIAŁ 32
Nina zaparkowała pod blokiem Jacka kilka minut przed północą. Synoptycy już od rana trąbili, że noc przyniesie opady deszczu i tak też się stało. Całą drogę ze szpitala na blokowisko w karoserię samochodu bębniły ciężkie krople wody, a za oknami hulał wiatr. Aż nie chciało się opuszczać nagrzanego wnętrza auta.
Szkoda tylko, że Jacek nie miał wyjścia.
– Jeszcze raz bardzo dziękuję ci za pomoc – powiedział, odpinając pas.
Nina zapaliła niewielką lampkę, by ułatwić mu wysiadanie z samochodu.
– Mam nadzieję, że zdążysz zażyć choć odrobiny snu – dodał.
– Nie takie rzeczy w życiu robiłam. Dla każdej samotnej matki życie zaczyna się dopiero wtedy, gdy dzieci pójdą spać. Czasami o tej porze dopiero zabieram się za składanie prania.
– Prowadzisz bujne życie nocne – zażartował.
– Coś w tym rodzaju.
– Gdyby potrzebna była ci pomoc, dawaj znać. Ja też czasami nie mogę spać i snuję się po nocach. Chętnie zająłbym się czymś pożytecznym.
– Uważaj na słowa, bo jeszcze naprawdę cię wykorzystam.
– Nie mam nic przeciwko. Szkoda tylko, że do składania prania.
– Na pewno będę miała też inne pomysły, bez obaw.
Słysząc nutkę kokieterii w jej głosie, Jacek szeroko się uśmiechnął.
– Zaprosiłbym cię na herbatę, ale to chyba nie jest najlepsza pora. – Popatrzył jej w oczy.
– Obojgu nam przyda się odpoczynek.
– Dokładnie.
– Poradzisz sobie z dotarciem na górę?
– Nie jest ze mną jeszcze tak źle.
– Tylko już się dziś niczym nie stresuj, dobrze? Będę się martwiła.
– No coś ty. Pewnie pokręcę się trochę po domu i pójdę spać.
– To dobry plan.
– Zamelduj się, kiedy już dotrzesz do siebie. Bo inaczej ja też będę się martwił.
– Obiecałam lekarce trzymać cię z dala od stresów, więc chyba nie mam wyjścia.
Na chwilę oboje zamilkli. W samochodzie słychać było tylko wycie wiatru, bębnienie deszczu o wiatr i ich miarowe oddechy.
– Dziękuję za miły wieczór – powiedział jeszcze Jacek niskim, gardłowym tonem. – Mimo wszystko dobrze się bawiłem.
– Ja też.
– Powtórzymy to w przyszłym tygodniu?
– Ale bez tych wszystkich ekscesów?
– Bez.
– Wobec tego zgoda.
– Kiedy masz czas? – zapytał.
– Przez cały tydzień pracuję na pierwszą zmianę, więc wieczorami jestem wolna.
– Wspaniale. – Delikatnie się uśmiechnął. – To może wtorek?
– Wstępnie jesteśmy umówieni.
– Tym razem postaram się znaleźć bardziej ustronne miejsce.
– Wystarczy, że nie będzie tam naszych matek – stwierdziła Nina i przesunęła dłonią po swoich roztrzepanych włosach.
– Widzimy się jutro w pracy? – zapytał Jacek.
– Soboty najczęściej mam wolne.
– Och. – Wyraźnie posmutniał.
– Chcę choć raz w tygodniu spędzić trochę więcej czasu z dziećmi.
– Nie tłumacz się, rozumiem.
– Za to w niedzielę mam drugą zmianę, więc pewnie się spotkamy.
– Nie mogę się już doczekać. – Jacek miał problem z oderwaniem wzroku od jej połyskujących oczu.
– Ja też – szepnęła Nina.
Przez chwilę oboje walczyli z pokusą, by się pocałować, lecz w końcu Jacek odpuścił i odsunął się.
– Powinienem już pójść – odchrząknął. – Jedź ostrożnie, dobrej nocy – powiedział, po czym otworzył drzwi i wyszedł na deszcz.
Nina odprowadziła go wzrokiem aż do momentu, kiedy zniknął za drzwiami na klatkę. Dopiero, gdy je zamknął, wypuściła wstrzymywane w płucach powietrze. Jednak zamiast odjechać z parkingu, przez kilka chwil siedziała, wpatrując się w ciemność. Żałowała, że jej nie pocałował. W ich wieku nie było już czasu na romantyczne podchody i gierki – albo mówiło się tak, albo nie, proste.
Zaraz, zaraz… Nagle na jej policzki wypłynęły czerwone rumieńce. Czyżby w zaledwie tydzień zakochała się w tym mężczyźnie? I właśnie umówiła się z nim na drugą randkę?
Od natłoku myśli zaczęło jej szumieć w głowie. By się od nich odciąć, uruchomiła silnik samochodu i skupiła całą uwagę na drodze. Dotarła do siebie po kilkunastu minutach, a idąc do kamienicy, zdążyła zmoknąć złapana przez deszcz. Weszła do mieszkania najciszej, jak umiała, nie chcąc budzić dzieci ani siostry, jednak Eliza ani myślała się kłaść i czekała na nią, siedząc na kanapie z kubkiem gorącej herbaty w ręku oraz książką. Oświetlała ją jedynie stojąca za kanapą lampa, a jej nogi otulał kupiony kiedyś przez Ninę koc.
Na widok siostry Eliza odłożyła książkę. Wyprostowała plecy, odrywając się od puszystej poduszki i popatrzyła na tę swoją sierotę, której makijaż spłynął po twarzy, a fryzura nie przypominała już misternego upięcia, lecz bocianie gniazdo. I to takie drugiej jakości.
– Oho – rzuciła, kiedy Nina przysiadła tuż obok niej na kanapie i zaczęła zdejmować ubłocone szpilki, a potem podarte rajstopy. – Więc to naprawdę musiał być burzliwy wieczór.
– Żebyś wiedziała. – Nina zerknęła na siostrę. – To chyba będzie najbardziej pamiętna randka w moim życiu. Zaraz po tej, podczas której, tuż po koncercie Igora, rzuciła się na niego jakaś jego fanka i zaczęła go namiętnie całować.
Eliza uśmiechnęła się do siostry, po czym pogłaskała ją po plecach.
– Chcesz herbatę? – zaproponowała.
– A dzieci śpią? – Nina zerknęła w kierunku drzwi na korytarz.