Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

– Do zobaczenia. – Nina wpatrywała się w jego plecy, dopóki nie zniknął za drzwiami.

Tak naprawdę to bardzo by chciała, żeby po nią przyjechał. Każda, nawet najbardziej niezależna kobieta uwielbiała czuć się czasami niczym księżniczka. Prawda była jednak taka, że Nina nie do końca wiedziała, jak zachowa się dziś wieczorem jej matka. Dziećmi miała się zająć Eliza, co nie zmieniało faktu, że Sabina była nieobliczalna, jeżeli chodziło o sprawy damsko-męskie. Jeszcze gotowa pojawić się u Niny bez zapowiedzi i natychmiast Jacka usynowić. Albo, co gorsza, czekać na niego z zaręczynowym pierścionkiem. Co wtedy?

Nina wolała nie ryzykować. I tak miała z matką sporo kłopotów. Sabina uparła się, by w sobotni wieczór poszła na randkę z tym poznanym w sieci Albertem i truła jej głowę tak długo, aż ta w końcu uległa. Jeżeli to miało ukrócić matrymonialne zapędy Sabiny, była w stanie się poświęcić. W końcu przez jedno spotkanie jakoś się przemęczy. Czuła się tylko trochę nie fair wobec Jacka, któremu wyraźnie zależało na piątkowym wieczorze. Ale przecież nie musi mu mówić o tym całym Albercie, prawda? To i tak tylko przelotna znajomość, w którą nie zamierzała się angażować, a czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.

ROZDZIAŁ 26

Anita stała w kuchennym oknie i zalewała się łzami. Od wczorajszego wieczora płakała niemal nieustannie. Prawdę mówiąc, sama była trochę zdziwiona tym, ile jest w stanie wylać łez, jednak te rozważania w żaden sposób nie przyćmiewały bólu promieniującego z jej złamanego, matczynego serca, które nie zamierzało przestać krwawić. Wręcz przeciwnie. Anita z każdą kolejną minutą jeszcze dotkliwiej odczuwała ból w klatce piersiowej, przez co już kilkakrotnie sięgała po telefon, by wezwać pogotowie.

Podświadomie wiedziała jednak, że na nic się to nie zda. Odkąd kilka lat temu Jacek podsunął jej książkę o psychosomatyce, odróżniała dolegliwości płynące z ciała od tych, których źródła powinna dopatrywać się w emocjach. A teraz, bez wątpienia, miała właśnie problem emocjonalny. W końcu zdradzał ją własny syn! Jak mogła się tym nie martwić? Jak mogła przejść do porządku dziennego nad tym, że być może niedługo straci Jacusia i zostanie w domu sama jak palec?

To było smutne. Przeraźliwie smutne i nie do zniesienia, o czym Anita przekonała się dotkliwie po śmierci męża. Gdyby nie powrót Jacusia do Brzózek, pewnie skończyłaby w wariatkowie. Od przeraźliwej, niemal grobowej ciszy, która panowała wtedy w mieszkaniu, zaczynało jej się zdawać, że słyszy głosy, a wieczorami miała wrażenie, iż doświadcza halucynacji. Wielokrotnie zrywała się z łóżka przerażona, że ktoś chodzi po korytarzu i chowała się w kącie, by tylko jej nie skrzywdził.

Anita bała się samotności. Bała się jej wręcz chorobliwie i każda, nawet najmniejsza myśl wiążąca się z tym uczuciem wywoływała u niej dreszcze. Od zawsze była bardzo towarzyska, a odkąd wyszła za mąż i urodziła dziecko, nie wyobrażała sobie, że mogłaby kiedykolwiek utracić swoich mężczyzn. Niestety, los uwielbiał płatać figle. Anita trzymała się tylko myśli, że dobrze wychowała Jacusia. W końcu po śmierci ojca porzucił swoje dotychczasowe życie i do niej wrócił. Gdyby nie on…

Nie. Anita nie chciała o tym nawet myśleć. Przeczytała kiedyś w gazecie o osobach, które nie radziły sobie ze stratą bliskich do tego stopnia, że niedługo po ich odejściu same umierały z tęsknoty. Przypominały jej papużki nierozłączki. Anita była właśnie tego typu człowiekiem. Nie wiedziała tylko, czy to bardziej pocieszające, czy przygnębiające.

To dlatego wczoraj tak dramatycznie zareagowała na wyznanie Jacka o pójściu na randkę. Myśl, że mogłaby stracić syna, niemal ją sparaliżowała. Ten stan utrzymał się aż do teraz. Nadal z trudem oddychała, kręciło się jej w głowie i miała wrażenie, że zaraz się przewróci. Zamiast jednak wezwać karetkę, za każdym razem, kiedy chwytała telefon, dzwoniła do Jacka. Opowiadała mu o tym, jak bardzo jej źle, mając nadzieję, że syn ją uspokoi. W końcu był specjalistą od leczenia zbolałych dusz Tylko rozmowy z nim przynosiły jej ulgę. Dawały złudną nadzieję na to, że jednak od niej nie odejdzie.

Teraz, gdy stała przy kuchennym oknie i zalewała ją kolejna fala negatywnych emocji, również sięgnęła po telefon i spróbowała dodzwonić się do syna, jednak bez skutku. Komórka Jacusia musiała być wyłączona! Każde z dwudziestu trzech wybranych do niego połączeń zakończyło się komunikatem poczty głosowej.

Kobieta zaszlochała przeraźliwie i zapatrzyła się na ulicę za oknem. Po chodniku szła jakaś matka z dzieckiem, przez co Anicie zrobiło się jeszcze smutniej. Obserwowała tę parę, rozważając, czy nie lepiej byłoby ze sobą skończyć, niż patrzeć na to, jak jej syn układa sobie życie z inną kobietą. W końcu otarła policzki, wydmuchała głośno nos i postanowiła wziąć się w garść. Miała teraz ważniejsze sprawy na głowie, niż wypłakiwanie sobie oczu. Może Jacek pójdzie jednak po rozum do głowy i z nikim się nie zwiąże? W końcu nie raz udowodnił jej, że jest wyjątkowo rozsądnym chłopcem…

Anita chwyciła się tej myśli i jeszcze raz wytarła nos. Nie mogła tak ciągle rozpaczać. Musiała przygotować obiad dla Jacusia, bo pomimo tego, że zamierzał ją dziś zostawić, powinna o niego dbać. W końcu nigdy nie przestaje się być matką. Nawet jeżeli dziecko nieświadomie krzywdzi rodzica.

Anita wzięła kilka głębokich wdechów, po czym powolnym krokiem podeszła do szafki z książkami kucharskimi. Wyciągnęła jedną z nich. Po krótkim namyśle zdecydowała się przygotować sandacza z assiette z kalafiora i innymi warzywami gotowanymi na parze. W końcu dieta Jacusia musi być bogata w kwasy omega-3. Zwłaszcza teraz, kiedy wyjątkowo trzeba dbać o odporność.

Nie chcąc marnować więcej czasu na smutki, Anita postanowiła pójść do ulubionego sklepu ze zdrową żywnością. Po paru minutach i nałożeniu grubej warstwy podkładu na twarz była gotowa do wyjścia. Zarzuciła na siebie płaszcz, owinęła szyję szalikiem, włożyła ulubione buty i udała się na zakupy. Po drodze minęła osiedlowy plac zabaw, na którym bawiły się dzieci, jednak ten widok, zamiast poprawić jej humor, zdołował ją jeszcze bardziej. Ona też kiedyś przychodziła tu z Jackiem, a teraz jej syn zamierzał opuścić wygodne gniazdko, które tak skrupulatnie dla niego uwiła, i spotykał się z obcą kobietą. Kto by pomyślał…

Po policzku Anity popłynęła samotna łza, którą otarła dopiero po wejściu do sklepu.

– Dzień dobry – powiedziała do sklepikarki i stojącej przy kasie klientki, po czym zamknęła za sobą drzwi. – Chociaż właściwie to raczej zły – wymamrotała pod nosem, podchodząc do lady. Dopiero teraz poczuła zapach bezglutenowego pieczywa i świeżego koperku, który stał w pęczkach w niewielkim wiaderku zaraz przy kasie.

– Coś się stało, pani Anitko? – spytała z troską ekspedientka, gdy zobaczyła zapłakaną twarz swojej stałej klientki.

– Nie wygląda pani najlepiej – zauważyła elegancko ubrana kobieta. Anita kojarzyła ją z widzenia, bo czasem spotykały się tu rano, kiedy przychodziła zrobić zakupy na śniadanie.

– Mam fatalny dzień – wyznała ze smutkiem.

– Tak? – zainteresowała się ekspedientka.

– Problemy z synem.

– Coś się stało panu Jackowi?

– A żeby pani wiedziała – westchnęła Anita

– Mów, kochana, mów – zachęciła ją Sabina. – Czasem jak człowiek wyrzuci z siebie to, co mu leży na sercu, od razu się lepiej poczuje.

Anita pociągnęła nosem.

– Chodzi o to… – zaczęła niepewnie, a w jej gardle natychmiast uformowała się dławiąca gula emocji. – Chodzi o to, że mój syn zaczął się spotykać z kobietą. Zamierza mnie zostawić. Samą. I odejść. Do tej zdziry od randek – zaszlochała głośno, nie mogąc zapanować nad płaczem.

Sabina objęłaby ją ramieniem, gdyby nie fakt, że miała na sobie białe futro.

– A ja tak o niego dbam – mówiła dalej Anita. – Wszystko dla niego robię. Gotuję, piorę, sprzątam… Wszystko po prostu, żeby tylko nie odszedł. A on proszę. Tak się odpłaca matce. Zostawi mnie samą na stare lata… Rzuci w kąt jak przestarzałą zabawkę. – Zalewała się łzami, co i rusz pociągając nosem. – Bo co? Bo jestem pomarszczona?

32
{"b":"691192","o":1}