Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

Nina nie wiedziała, co odpowiedzieć.

– Więc jak? – Jej niepewność dodała Jackowi odwagi.

Zwykle zachowywał względem płci pięknej przesadny dystans, ale tym razem jakiś wewnętrzny instynkt kazał mu postępować inaczej. Może to przez tę zamkniętą przestrzeń, w której się znaleźli? Albo potrzebę niesienia Ninie pomocy? To, że miała piękne oczy i uroczy uśmiech, wydawało się mało wyszukanym argumentem, zwłaszcza, gdyby miał się nim posłużyć ktoś o ilorazie inteligencji znacznie powyżej przeciętnej.

Chociaż może nie? Bądź co bądź Jacek był przecież facetem. Może ograniczonym przez mamusię, ale jednak.

Nina wahała się jeszcze przez chwilę, ale w końcu podała mu rękę.

– Miło mi.

– Mnie również.

– Mam nadzieję, że nie będzie pan miał… To znaczy nie będziesz miał przez to kłopotów.

– O czym ty mówisz?

– Jestem salową. – Zerknęła odruchowo na swój uniform.

– I co z tego?

– Za długo pracuję w tym szpitalu, żeby nie połapać się w panującej tutaj hierarchii.

Jacek nie skomentował jej słów. Zamiast tego wrócił do poprzedniego tematu.

– Nino, zrobimy tak. – Popatrzył jej w oczy. – Przebadam pana Wiesława pod kątem opisywanej przez ciebie obsesji, a jeżeli coś mnie zaniepokoi, pomyślę, co możemy z tym zrobić. Pan Wiesław przeszedł już co prawda liczne badania, ale może warto pogłębić diagnostykę medyczną. Nie zawsze lekarz jest w stanie od razu rozpoznać wszystkie objawy choroby u pacjenta, zwłaszcza że często bazuje głównie na rozmowie z nim, jego krewnymi i obserwacji jego zachowania. Pan Wiesław mógł niektóre rzeczy przemilczeć albo nie wspomnieć o nich podczas wywiadu.

– Naprawdę? – Nina szczerze się zdziwiła.

– Tak. Niemniej, trzeba coś z tym zrobić. Przecież nie możesz wiecznie żyć w strachu. Kortyzol jest szkodliwy dla zdrowia.

Słysząc jego słowa, Nina poczuła niewyobrażalną ulgę.

– Jestem ci bardzo wdzięczna. – Mimo wywołującego dystans białego fartucha najchętniej rzuciłaby się Jackowi na szyję.

– Nie ma za co, przecież to moja praca. – Rozpogodził się, widząc jej entuzjazm. – Poza tym jeszcze nic nie zrobiłem.

– Ale wykazałeś zainteresowanie, to już samo w sobie jest ważne.

– Cóż, zarówno psychiatrzy, jak i psychologowie rzeczywiście podkreślają rolę społecznego wsparcia w procesie wracania do zdrowia.

– No właśnie. – Nina posłała mu uśmiech.

– Mam nadzieję, że moja interwencja pomoże.

– Jak ja ci się odwdzięczę? – Zsunęła się z parapetu.

– Nie ma o czym mówić. – Jacek też powoli się podniósł i zamknął otwarte okno, a potem zawinął niedopałki w chusteczkę i schował je do kieszeni. – Tutaj nie ma ich gdzie wyrzucić, zutylizuję je gdzieś poza szpitalem – wyjaśnił, czując na sobie jej spojrzenie.

– Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. – Nina nie dała się zwieść.

– Bo uważam, że nie ma o czym mówić.

– Nie ma o czym? Ratujesz mi życie.

– Bez przesady.

– Panie doktorze… – Popatrzyła na niego wymownie.

– No dobrze, dobrze. – Jacek opuścił ramiona. – Więc umówmy się tak: najpierw zobaczę, co da się zrobić z panem Wiesławem i ewentualnie zastosuję jakieś leczenie, a potem porozmawiamy o dziękowaniu.

Nina nie była w pełni usatysfakcjonowana tym rozwiązaniem, ale przystała na jego propozycję. Przed opuszczeniem laboratorium udało im się jeszcze wspólnymi siłami podnieść przewrócony regał.

– No, to chyba wszystko. – Jacek rozejrzał się dookoła, prostując plecy i wygładził swój fartuch.

– Tak. – Nina otrzepała ręce. – Więcej szkód nie narobiłam. A przynajmniej tak mi się wydaje.

– Mam nadzieję, że po mojej rozmowie z panem Wiesławem nie będziesz musiała wpadać tu za często.

– Tak, ja też.

Jacek popatrzył w stronę drzwi.

– Chyba powinienem już iść i z nim porozmawiać. Najlepiej załatwić to od razu, zanim… – nie dokończył.

– Jeszcze raz bardzo ci dziękuję. – Nina była mu niewyobrażalnie wdzięczna.

– Zobaczymy, czy będzie za co. – Puścił do niej oczko i ruszył w kierunku drzwi. – A tak na marginesie. – Odwrócił się jeszcze, kładąc dłoń na klamkę. – Miło było cię poznać.

– Wzajemnie.

– Do zobaczenia później – powiedział swobodnie i w końcu wyszedł na korytarz.

Nina jeszcze przez chwilę stała w miejscu, dumając, czy to, co przed chwilą się stało, nie było wytworem jej wyobraźni. Jak gdyby nigdy nic rozmawiała właśnie z facetem. I to nie byle jakim, bo w białym kitlu i z „dr” przed nazwiskiem. W dodatku ten mężczyzna zaoferował jej pomoc…

Oszołomiona przyłożyła rękę do skroni. Jednak Bóg nie był tak głuchy na jej namolne prośby o pomoc, jak śmiała wcześniej przypuszczać.

ROZDZIAŁ 11

Nina zdjęła roboczy uniform i włożyła swoje ubranie, po czym zamknęła drzwiczki metalowej szafki. Kilka minut temu skończyła pracę, a dodatkowo była w wyjątkowo dobrym humorze. Interwencja Jacka musiała przynieść pożądane przez nią skutki, ponieważ pan Wiesław nie nagabywał jej już i zaszył się w sali. Nina nie lubiła co prawda chwalić dnia przed zachodem słońca, lecz wyglądało na to, że Jacek naprawdę wybawił ją z kłopotów. Nie miała okazji jeszcze z nim o tym porozmawiać, bo kiedy tylko chciała go zaczepić lub zajrzeć do jego gabinetu, ktoś ją uprzedzał, lecz pan Wiesław do końca zmiany ani razu do niej nie podszedł. To musiało coś znaczyć, prawda?

Nina uśmiechnęła się sama do siebie i przerzuciła przez ramię swoją przybrudzoną już torbę. Wielokrotnie myślała o tym, by wymienić ją na nową, lecz za każdym razem szkoda jej było na to pieniędzy. Comiesięczna wypłata zatrważająco przypominała najniższą krajową, a Igorowi daleko było do arabskiego szejka, co oczywiście wpłynęło na ustanowioną przez sąd kwotę alimentów. Zamiast na nowe torebki czy kosmetyki, Nina musiała więc łożyć na rachunki za wodę i prąd, które zdawały się rosnąć z każdym miesiącem. Już dawno doszła do wniosku, że jeżeli chodzi o kwestie finansowe, samotne macierzyństwo miało raczej więcej minusów niż plusów. No chyba, że nagle zostałaby celebrytką, o czym jednak przestała marzyć już we wczesnym dzieciństwie. Wbrew powszechnej opinii nie wszystkie kobiety mają zadatki na aktorkę albo top modelkę. Nina była realistką.

– Już do domu? – Kiedy w końcu zebrała wszystkie swoje rzeczy i ruszyła do wyjścia, zaczepiła ją Marta. Weszła do pomieszczenia socjalnego z wiadrem i trzymanymi pod pachą detergentami, które odłożyła na stojącą pod ścianą szafkę.

– Tak. – Nina zatrzymała się przy drzwiach. – Na dziś koniec.

– Takiej to dobrze. Ja mam dzisiaj zmianę do dziewiętnastej.

– Tak długo?

– Wzięłam zastępstwo za Gośkę.

– Współczuję.

– Nie jest tak źle, ona za to spędzi tu całą sobotę.

– Wszystko ma swoje plusy. – Nina posłała przyjaciółce uśmiech.

– Niewątpliwie. – Marta ukucnęła i otworzyła szafkę, żeby wyjąć z niej czyste szmatki. – Twój ulubiony pacjent dał ci w końcu spokój? – zapytała.

– Na to wygląda. – Nina oparła się o ścianę. Co prawda trochę spieszyła się do domu, ale nie mogła odmówić sobie przyjemności zamienienia choćby kilku zdań z przyjaciółką. Rzadko miały na to czas.

– Naprawdę? Odpuścił? – zdziwiła się Marta. – A wyglądał na zdeterminowanego…

– Nawet tak nie żartuj, okej? – Nina założyła rękę na rękę. Naprawdę była ostatnio z powodu tego mężczyzny kłębkiem nerwów. Nie dawał jej spokoju nawet w nocy, powracając w kolejnych mrocznych koszmarach.

– Dobrze, dobrze, przepraszam – bąknęła Marta. – Po prostu jestem zdziwiona tym, co powiedziałaś.

– Ja niekoniecznie.

– Dlaczego?

– Prosiłam rano jednego z lekarzy, żeby z nim porozmawiał – wyjaśniła Nina.

– Więc jednak cię prześladuje?

– Dopadł mnie dzisiaj w łazience.

– Zabrzmiało groźnie. – Po plecach Marty przebiegł zimny dreszcz.

– Zaszedł mnie od tyłu i objął, kiedy myłam umywalki. Nawet nie wiesz, jak się przeraziłam.

13
{"b":"691192","o":1}