Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

– Jeżeli chodzi o dzieci, zawsze staramy się interweniować natychmiast. Każda minuta jest cenna.

– To bardzo ładnie z pana strony.

– Mogę wejść? Zanim rozpoczniemy poszukiwania, muszę uzyskać od pani kilka informacji dotyczących pani synka. Adresy znajomych, ulubione miejsca, nawyki… Przydałoby się też jego zdjęcie.

– To chyba nie będzie konieczne, na szczęście synek już się znalazł – obwieściła z ulgą Anita.

– Och…

– Przed chwilą wrócił do domu.

– Tak?

– Po prostu bez uprzedzenia odwiedził kolegę. Ma pan dzieci?

– Dwójkę.

– No to na pewno pan wie, jakie one miewają czasem szalone i nieodpowiedzialne pomysły. Rodzicielstwo nie jest łatwe.

– Niestety.

– Ale bardzo dziękuję panu za szybką interwencję.

– Mimo szczęśliwego finału będę musiał sporządzić służbową notatkę z interwencji.

– Och, oczywiście. – Anita nie zamierzała protestować

– Gdyby to było możliwe, chciałbym też porozmawiać z pani synkiem. Ktoś musi mu wyjaśnić, że dzieci nie powinny same chodzić po nocy, a tym bardziej nie informować o takich wyjściach rodziców.

– Naturalnie. – Posłała policjantowi uśmiech i wpuściła go do środka. – Zapraszam.

Policjant wytarł buty w wycieraczkę i wszedł do mieszkania.

Anita zamknęła za nim drzwi i popatrzyła na oszołomionego Jacka, który nadal z niedowierzaniem opierał się o ścianę.

– A to jest właśnie mój synek – wyjaśniła policjantowi.

Jacek popatrzył na aspiranta, czując, że zaraz spali się ze wstydu.

– Doktor Jacek Milewski, psychiatra. Miło mi. – Wyciągnął do niego rękę.

Mężczyzna zlustrował go wzrokiem i Jacek odniósł wrażenie, że po jego ustach przebiegł cień uśmiechu.

– Witam, panie doktorze. – Policjant uścisnął jego rękę, był wyraźnie rozbawiony. – Rozumiem, że prowadzi pan bujne życie nocne, ale może powinien pan uprzedzać mamusię o swoich nocnych eskapadach. Od czego jest telefon?

Anita stanęła za policjantem i pokiwała głową.

– Dokładnie to samo mu powtarzam, ale nie chce mnie słuchać.

Jacek uśmiechnął się blado i nerwowo zerknął na drzwi swojego pokoju.

– To ja może już pójdę, a wy tutaj załatwcie formalności. Jeszcze raz przepraszam za kłopot – rzucił do aspiranta, a potem czym prędzej zamknął się u siebie.

Mając pewność, że matka jeszcze przez chwilę będzie pochłonięta rozmową, pospiesznie podszedł do łóżka i uniósł materac, a potem znajdującą się pod nim deskę. Wyciągnął spod niej tabletki uspokajające, po czym drżącymi dłońmi otworzył opakowanie i na wszelki wypadek połknął podwójną dawkę leku.

Ta kobieta kiedyś go wykończy.

ROZDZIAŁ 16

Nina wróciła z siłowni obolała i pozbawiona energii. Co prawda wczoraj kategorycznie zapowiedziała matce, że nie będzie brała udziału w całej tej zorganizowanej przez nią farsie, ale po rozmowie telefonicznej z Małgosią doszła do wniosku, że w sumie przydałoby jej się trochę poruszać. Nie dlatego, żeby schudnąć, bo dodatkowe kilogramy naprawdę jej nie przeszkadzały, ale dla zdrowia. Ostatnio nie zażywała zbyt wiele ruchu poza momentami, kiedy spóźniona gdzieś biegła lub sporadycznymi wyjazdami z dziećmi na basen. Może więc pomysł z siłownią wcale nie był taki zły? Sama w życiu nie wykupiłaby sobie karnetu, bo i tak ledwie wiązała koniec z końcem. Ale skoro już był, to mogła go przecież wykorzystać.

Nastawiła więc wieczorem budzik na czwartą piętnaście i bez większych oporów zwlekła się z łóżka. Pospiesznie zjadła jogurt, a potem włożyła kupiony przez matkę strój sportowy. Z początku trochę nieswojo się czuła w obcisłych leginsach, ale w końcu zarzuciła na siebie kurtkę i wyszła z mieszkania, zamykając za sobą drzwi na klucz. Przedtem rozważyła jeszcze, czy nie powinna poinformować o swojej nieobecności Kalinkę, ale dziewczynka spała tak słodko, że postanowiła jej nie budzić. Przecież i tak wróci, nim dzieci wstaną z łóżek. Niech chociaż one się wyśpią.

Nina dotarła na siłownię za pięć piąta i aż się zdziwiła, widząc w środku tłum ludzi. Prawdę mówiąc, spodziewała się pustek.

– Dzień dobry. – Rozejrzawszy się dookoła, podeszła do siedzącej za kontuarem recepcjonistki.

– Dzień dobry. W czym mogę pomóc? – Dziewczyna posłała jej wystudiowany uśmiech.

– Jestem tutaj pierwszy raz i nie bardzo wiem, dokąd się udać. Dostałam w prezencie miesięczny karnet i chciałam z niego skorzystać.

– Oczywiście. Jak się pani nazywa?

– Nina Maj.

Dziewczyna odwróciła się do komputera i zaczęła wodzić wzrokiem po ekranie.

Nina oparła się o blat i jeszcze raz rozejrzała po wnętrzu.

–  Zawsze tu u was tak tłoczno? – zagadnęła.

– Godziny poranne cieszą się prawie taką samą popularnością jak wieczorne.

– Nie sądziłam, że tylu ludzi dobrowolnie zrywa się rano z łóżek, żeby poćwiczyć.

– Prawdę mówiąc, dopóki nie zaczęłam tu pracować, żyłam w takiej samej nieświadomości jak pani.

Nina już otworzyła usta, żeby coś odpowiedzieć, gdy nagle dobiegł do niej głos matki.

– Już myślałam, że nie przyjdziesz. – Sabina darowała sobie uprzejmości i podeszła do córki.

Nina zlustrowała ją wzrokiem. Musiała przyznać, że matka prezentowała się w sportowym kostiumie o wiele lepiej niż ona. Miała wyraźnie zarysowane mięśnie brzucha i ani grama tkanki tłuszczowej. Związane włosy podkreślały ostre kości policzkowe, a niedawno wstrzyknięty botoks skutecznie powiększył jej usta. Nina ze wstydem stwierdziła, że Sabina wyglądała na młodszą od niej. „Może matka rzeczywiście miała rację, mówiąc wczoraj, że trochę się zapuściłam?” – pomyślała.

– Doszłam do wniosku, że trochę ruchu rzeczywiście może mi się przydać – powiedziała głośno, siląc się na swobodny ton.

– To pani zna naszą Sabinkę? – zapytała recepcjonistka.

– To moja matka. – Nina posłała jej uśmiech.

– Och…

– Tak, mnie czasem też trudno uwierzyć, że to moja córka. – Sabina posłała dziewczynie pełne zrozumienia spojrzenie. – Zabieram ją, jeśli pozwolisz.

– Oczywiście.

– Do zobaczenia później. – Sabina puściła oczko do recepcjonistki i poprowadziła Ninę do szatni. – Schowaj kurtkę do szafki i zabierz ze sobą tylko wodę. Telefonu i słuchawek nie musisz mieć, muzyka, która leci z głośników, na pewno zmobilizuje cię do ćwiczeń.

Nina popatrzyła na matkę niepewnie.

– Nie pomyślałam o tym, żeby wziąć wodę – wyznała.

Sabina już miała uraczyć ją jakimś kąśliwym komentarzem, jednak ze względu na fakt, że znajdowały się w miejscu publicznym, darowała to sobie.

– Trudno, dam ci jedną ze swoich. Ale jutro zajrzyj wcześniej do sklepu, okej?

– Jasne. – Nina posłała jej uśmiech, po czym zamknęła swoje rzeczy w szafce i powędrowała za matką do sali ćwiczeń.

– Od czego chcesz zacząć? – Sabina stanęła obok niej, pozdrawiając wcześniej wszystkie ćwiczące już panie.

– A bo ja wiem. – Nina powiodła wzrokiem po urządzeniach. Nie do końca wiedziała, jak ich używać. – Może rower?

– Niech będzie, ale najpierw rozgrzewka.

– No tak.

– Możesz po prostu powtarzać moje ruchy. – Sabina ruszyła w stronę wolnej przestrzeni znajdującej się pod ścianą, od góry do dołu wyłożonej lustrami.

Nina poszła w jej ślady i już po kilku minutach miała wrażenie, że zaraz wyzionie ducha albo dostanie zawału. Te niepozornie wyglądające skłony, wymachy i wyprosty były takie męczące! Z utęsknieniem czekała na wybrany przez siebie rower, ale kiedy już się do niego doczłapała, ledwie miała siłę przebierać nogami.

Potem było jeszcze gorzej. Dała się matce namówić na bieżnię, na której już po kilku minutach zaczęło kręcić jej się w głowie.

– Za szybkie tempo? – Sabina zmarszczyła brwi, patrząc na jej czerwoną twarz.

– Trochę – wycharczała Nina.

– Przejdź do marszu.

– Jak?

– Wciśnij kilka razy strzałkę w dół.

Nina pokiwała głową i wykonała polecenie matki, ale chyba coś pomyliła. Zamiast bowiem kilkakrotnie nacisnąć guziczek, przytrzymała go raz, ale długo. Urządzenie zatrzymało się nagle, a ona straciła równowagę i prawie z niego spadła.

19
{"b":"691192","o":1}