Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

Po śniadaniu Nina wyszła do pracy, niemal unosząc się nad ziemią. Jej radości dopełnił fakt, że po pierwsze – nie spóźniła się, jak to często bywało, a po drugie, jeszcze na parkingu spotkała Jacka, który zamiast rzucić dzień dobry, przywitał ją czułym pocałunkiem.

– Mam dla ciebie dwie wiadomości, którą wybierasz najpierw? Pierwszą czy drugą? – zapytał, tuląc ją do siebie i nie zważając na to, że kilku przechodzących obok pracowników rzuciło w ich stronę zaciekawione spojrzenia.

– A która jest lepsza?

– Obie są dobre, ale chyba jednak ta druga lepsza.

– Wobec tego zacznij od pierwszej. Niech ta druga będzie wisienką na torcie.

– Okej. – Jacek spojrzał w jej oczy, nie przestając przytulać. – Pierwsza jest taka, że wypisujemy dziś pana Wiesława do domu.

– Naprawdę? – Oczy Niny rozbłysły. Może i ten facet przestał ją nękać, ale już samo przebywanie z nim na jednej zamkniętej przestrzeni było niepokojące. Jacek sprawił jej wspaniałą niespodziankę.

– Tak. – Potwierdził skinieniem głowy.

– A ta druga wiadomość?

– Po pracy porywam cię na spacer. Nie za długi, bo wiem, że spieszysz się do dzieci, ale muszę się tobą nacieszyć. A w czasie przerwy od pracy zapraszam do swojego gabinetu.

– Czy to aby nie przesada? – Nina uśmiechnęła się zalotnie.

– Nie. Zdecydowanie nie. Skoro już wpadłaś w moje ręce, nie zamierzam tak szybko cię z nich wypuścić.

– Niech mnie ktoś uszczypnie, bo chyba śnię. – Nina wspięła się na palce i go pocałowała.

Jacek spełnił jej prośbę, łaskocząc ją przy tym pod bokiem. Zaśmiała się głośno i odskoczyła od niego. To wszystko było zbyt piękne, by mogło być prawdziwe, jednak teraz nie miała najmniejszych wątpliwości, że dzieje się naprawdę.

Jacek złapał ją za rękę i ruszyli chodnikiem ku wejściu do szpitala. Też wyglądał na uszczęśliwionego. Jego oczy błyszczały w porannym, jesiennym słońcu i zdawał się aż tryskać energią. Poza tym, nie musiał wziąć dziś rano tabletki na uspokojenie, choć to akurat powinien uznać za dziwne, skoro rozpierało go szczęście. Fakt był jednak faktem – Nina skutecznie odgoniła większość jego zmartwień, przez co czuł się dziś jak nowo narodzony.

– Jesteś wspaniała, wiesz? – szepnął jej na ucho, kiedy przechodziła obok niego, by wejść przez drzwi, które przed nią otworzył.

Nina uśmiechnęła się szeroko, muskając go przy tym ręką.

– Ty też – powiedziała bardziej do siebie niż do niego, jednak Jacek to usłyszał.

I było mu naprawdę dobrze z tą myślą.

EPILOG

Jacek stał oparty o zamontowaną wczoraj futrynę, bacznie obserwując kręcących się po pomieszczeniu robotników. Jeden z nich składał właśnie drabinę, drugi przesuwał wałkiem po ścianie, malując ją na kolor soczystej trawy, a jeszcze inny poprawiał gazety, którymi dosłownie kilka godzin temu obłożył wycyklinowaną wczoraj podłogę. W pomieszczeniu unosił się zapach chemikaliów, przede wszystkim farby, a przez uchylone okno wpadały do środka promienie marcowego słońca.

Jacek miał na sobie znoszone, luźne dżinsy oraz bordową bluzę z czarnym nadrukiem. Jego policzki były delikatnie zaróżowione, a na włosach można było dostrzec kolorowe plamki farby. Ściskał w dłoni błękitny kubek z gorącą kawą, której aromat muskał jego nozdrza. Chociaż kolejną noc z rzędu przespał na niezbyt wygodnym materacu, czuł się nad podziw dobrze. Był to ósmy dzień jego urlopu, a zarazem kolejny tydzień remontu niewielkiego domku, który nie dalej niż miesiąc temu kupił w naprawdę korzystnej cenie.

Myśląc o tym, aż się uśmiechnął i rozanielonym wzrokiem popatrzył przez okno, za którym rozpościerał się ogród. Co prawda wyglądał na niezadbany, porastały go krzewy i chwasty, ale Jacek był pewien, że już niedługo, przy odrobinie pracy, te chaszcze zamienią się w kolorowe rabaty i cudowne miejsce do wypoczynku. Właśnie tak to sobie wyobrażał – jego pierwszy, prawdziwy dom, będący zarówno miejscem tętniącym życiem, jak i oazą spokoju. Idealne połączenie dwóch różnych światów – jego oraz Niny i jej dzieci.

No dobrze, a także jego mamusi, która miała zajmować parter. Ale o tym wolał dziś nie myśleć.

Nie chcąc tracić dobrego humoru, głęboko zaciągnął się powietrzem i spojrzał na wędrujące ku górze słońce. Ach, jak bardzo był szczęśliwy, że w końcu miał własny kąt. Czuł, że dopiero teraz, kiedy znalazł swoje miejsce na ziemi, stał się naprawdę dorosły. Sprawiało mu to ogromną satysfakcję. Ojciec z pewnością byłby z niego dumny.

– Tu jesteś. – Z zamyślenia wyrwał go głos Niny. Przez tę zadumę nawet nie usłyszał, jak weszła do środka.

Na widok Jacka postawiła na podłodze przyniesione przez siebie torby i podeszła do niego, by pocałować go na dzień dobry.

– Jak twój poranek? – spytała.

– Dobrze.

– A plecy? Jak znam życie, znowu nie wróciłeś do domu, tylko spałeś na tym okropnym materacu.

– Teraz to ty czytasz mi w myślach. – Jacek przyciągnął ją do siebie i otoczył ramieniem. Przez chwilę razem stali w drzwiach, obserwując krzątających się pracowników.

– Widać to zaraźliwe – stwierdziła.

– Przyjechałaś bez dzieci?

– Zostawiłam je u mamy. Chciałam po drodze kupić kilka rzeczy, a one tylko by przeszkadzały.

– Szkoda. Liczyłem na udane popołudnie.

– A ja na pracowite. – Zawadiacko uniosła brwi.

– Jedno nie wyklucza drugiego.

– Akurat. Przez większość dnia grałbyś z nimi w planszówki lub piłkę.

– Cóż… Trudno z tobą dyskutować. Zawsze masz rację.

– No właśnie. – Nina wywróciła oczami, rozbawiona.

– Ale chyba powinnaś się cieszyć, że dzięki twoim dzieciom jeszcze bardziej lubię weekendy.

– A myślałam, że to dzięki mnie.

Jacek pocałował ją w czoło.

– Powiedz lepiej, co kupiłaś.

– Och, tylko kilka rzeczy.

– Patrząc na te torby, nie jestem tego taki pewny.

– Przestań, to drobiazgi do kuchni. Te torby wyglądają tak strasznie tylko dlatego, że wiele rzeczy kupiłam podwójnie. Pomyślałam, że przydadzą się też twojej mamie.

– Będzie wniebowzięta.

– Tak sądzisz?

– Polubi cię jeszcze bardziej.

– Nie wiem, czy to możliwe. – Nina miała ochotę się roześmiać. – Odnoszę wrażenie, że patrzy na mnie jak w obrazek.

– Masz rację. Ale na pocieszenie muszę ci powiedzieć, że twoja mama robi to samo. Po ostatnim wspólnym obiedzie czułem się dopieszczony jak nigdy.

– W jej przypadku to akurat nie jest dziwne. Ale przynajmniej usunęła w końcu moje konto na portalu randkowym.

– To kolejna opresja, z której cię wybawiłem?

– A żebyś wiedział. Jestem ciekawa, ile ich jeszcze będzie.

– Jak na moje oko to całkiem sporo. W końcu codziennie znajdzie się coś, do czego będziesz potrzebowała mojej pomocy.

– O, à propos pomocy…

– Wiedziałem. – Jacek niewymuszenie się roześmiał.

– No co? Sam zaproponowałeś.

– Tak, tak. Wiem. O co chodzi?

– Mógłbyś przynieść jedno pudło z bagażnika mojego samochodu?

– Pudło? – Ze zdziwienia zrobił wielkie oczy.

– Kupiłam coś fajnego.

– Co?

– Zobaczysz, gdy po nie pójdziesz.

– Wiesz, jak budować napięcie. – Jacek oddał jej swój kubek.

Nina upiła łyk herbaty, opierając się o futrynę dokładnie w miejscu, w którym wcześniej stał Jacek, podczas gdy on ruszył korytarzem do wyjścia. Zbiegł po schodkach w stronę samochodu, po czym otworzył drzwi do bagażnika i aż się uśmiechnął na widok tego, co kupiła.

Nie zastanawiając się długo, wyciągnął pudło z auta i podążył z nim z powrotem do domu. Było ciężkie, a on po ostatnich pracach remontowych miał zakwasy w przedramionach. Jednak bez problemu zaniósł je na korytarz.

– Regał? Naprawdę? Przecież mieliśmy jeszcze wstrzymać się z kupowaniem mebli. – Popatrzył na Ninę, kładąc pudło na podłodze. – Kupiłaś regał? – powtórzył zdziwiony.

– Zobaczyłam go w sklepie i nie mogłam się oprzeć. – Udała niewiniątko. – Poza tym to wydało mi się takie… właściwe. W końcu od regału wszystko się zaczęło.

59
{"b":"691192","o":1}