Sabina zganiła ją wzrokiem.
– Nie krzycz tak, w pokoju obok są dzieci.
– I co z tego? Niech usłyszą, jaką mają babcię. Obiecujesz mi jedno, a robisz drugie. Jesteś niesłowna. A przecież zgodziłam się na sobotnie wyjście!
– Po prostu nie myślałam, że mówiłaś poważnie z tym kasowaniem.
– Widać zrobiłam to za mało dobitnie. – Nina opuściła ramiona, starając się odgonić sprzed oczu wizję, jak rzuca się teraz na matkę i dusi ją gołymi rękoma.
– Spójrz na to inaczej – próbowała załagodzić sytuację Sabina. – Jeżeli nie wyjdzie ci z Albertem albo tym Jackiem, z którym masz dziś randkę, zawsze zostaje ci jakaś opcja B. Dla kilku facetów z lovestory.pl jesteś naprawdę bardzo interesująca.
– Ja? Chyba ty. Przecież oni nie rozmawiają ze mną, tylko z tobą. Oszukujesz ich.
– Jak zwał, tak zwał. Ważne, że widzą w tobie potencjał!
– Ja chyba zwariuję. – Nina nakryła usta dłonią i pokręciła głową z niedowierzaniem.
– Jeżeli nadal będziesz samotną rozwódką, to pewnie prędzej niż myślisz – mruknęła Sabina.
– Mamo!
– Dobrze, już dobrze – potaknęła pojednawczo. – Zawieszę aktywność na twoim profilu na lovestory.pl.
– Zawiesisz? O nie. Masz to usunąć. I to teraz. Przy mnie – zażądała stanowczo Nina.
– Ale pomyśl. – Sabina zbliżyła się do córki. – Czy nie lepiej mieć jakąś alternatywę, gdyby dzisiejsza randka okazała się katastrofą?
– Nie sądzę, żeby tak było.
– Nie masz pewności.
Nina spuściła ramiona.
– No nie.
– Chcesz być sama do końca życia?
– Nie jestem sama. Mam dzieci.
– To nie to samo. Kobieta bez faceta…
– Wiem, wiem. Usycha. – Nina już chyba z milion razy słyszała słowa matki.
– No właśnie. Więc nie pozbywaj się tak szybko zainteresowania ze strony panów z lovestory.pl.
– Mamo…
– Gdybyś tylko porozmawiała z nimi od czasu do czasu, natychmiast przekonałabyś się, jacy są fajni.
– Ale…
– Jeżeli nie chcesz zrobić tego dla siebie, zrób to dla mnie. Proszę. – Sabina popatrzyła na córkę maślanymi oczami.
Nina przez chwilę biła się z myślami.
– No dobrze – poddała się w końcu. Co jej szkodzi. – Ale nie będziesz już pisała z nikim w moim imieniu. Ani nawet logowała się na to konto. Spotykam się z tym twoim Albertem i koniec tematu.
– Słowo. – Sabina złożyła ręce niczym do ślubowania. Nina znów miała wrażenie, że zamieniły się rolami. To ona powinna być matką, a Sabina córką. – Konto należy od tej chwili tylko do ciebie.
– I usuwamy z niego to wyuzdane zdjęcie profilowe.
– Tylko nie to! Wiesz, ilu mężczyzn napisało, że wyglądasz na nim niezwykle kusząco?
– Właśnie w tym jest problem mamo. Wolałabym, żeby facet nie leciał na mój wywalony biust, ale na osobowość.
– Mężczyźni to jednak wzrokowcy.
– Trudno. Albo usuwam to zdjęcie, albo cały profil. Wybór należy do ciebie.
Sabina przez chwilę mierzyła ją wzrokiem. Nina nie miała zamiaru ustąpić.
– Okej – zgodziła się w końcu matka, lecz ton jej głosu zabrzmiał jak u dziecka, któremu zabiera się cukierki. – Ale oddaj mój telefon, dobrze?
– Wyloguj się z tego portalu – poleciła Nina.
Sabina zrobiła to wyjątkowo niechętnie.
– Wyślę ci login i hasło SMS-em.
– Jak chcesz. – Nina ruszyła do drzwi.
– A ty dokąd?
– Jak to dokąd? Muszę przygotować się do wyjścia.
– À propos twojej kolacji! – Sabina złapała córkę za rękę. – Kupiłam dla ciebie coś z tej okazji.
Nina spojrzała na matkę zaskoczona.
– Przecież tak dawno nie wychodziłaś nigdzie z mężczyzną. Pomyślałam, że przyda ci się jakaś nowa sukienka – wyjaśniła Sabina.
– Naprawdę? Nie musiałaś.
– W końcu obowiązkiem matki jest troszczyć się o córki. – Uśmiechnęła się radośnie. – Położyłam ci sukienkę w sypialni na łóżku.
– Zaraz pójdę zobaczyć.
– A ja już będę się zbierać. Wychodzimy dziś ze Stefanem – oznajmiła Sabina.
– Nie mówiłaś, że też macie randkę.
– Bo to żadna randka. Zaprosił nas na kolację jego znajomy z pracy. Ma zabrać swoją żonę. – Sabina skierowała się do drzwi.
Nina wyszła za nią na korytarz, a gdy matka włożyła futerko i botki na niebotycznie wysokiej szpilce, ucałowała ją w oba policzki.
– Życzę wam miłego wieczoru, mamo.
– Wzajemnie. Zadzwoń po tej swojej randce. Opowiesz mi co i jak – poleciła Sabina, po czym opuściła mieszkanie córki.
Nina zamknęła za nią drzwi, a następnie zajrzała do dzieci. Ignaś z Kalinką leżeli na kanapie przed telewizorem, objadając się słodyczami. Byli przykryci jednym kocem i mieli rumiane policzki.
– Czegoś wam potrzeba? – Nina obdarzyła ich zatroskanym spojrzeniem.
– Mamo, nie przeszkadzaj. Oglądamy bajkę – rzuciła Kalinka.
– No właśnie – zawtórował jej Ignaś.
Nina uśmiechnęła się pod nosem i wycofała w stronę sypialni, gdzie miał czekać na nią prezent od matki. Była mile zaskoczona gestem Sabiny. Z nadzieją popatrzyła na zaścielone łóżko i na leżącą na nim sukienkę. Powoli zbliżyła się do materaca, a potem wzięła materiał do ręki. Dobry humor natychmiast ją opuścił. Ale w sumie, czego mogła się spodziewać po matce?
Nie wiedząc, czy śmiać się, czy płakać, przejechała dłonią po śliskiej tkaninie. W życiu nie nazwałaby jej sukienką. Przypominała raczej zwiewną halkę albo skąpą koszulę nocną, w której chodzą do łóżka panie w scenach dla dorosłych. Na pewno świeciłaby w tym tyłkiem, nie mówiąc już o głębokim dekolcie i odsłoniętych ramionach. W życiu nie odważyłaby się gdzieś wyjść w takim stroju. Ba! Nawet paradować po domu by się wstydziła. Sabina na pewno chciała dobrze, jednak Nina, w przeciwieństwie do matki, należała do kobiet, które wolą się zakrywać, niż odkrywać.
– No trudno – mruknęła sama do siebie i rozejrzała się po pokoju, by znaleźć odpowiednie miejsce dla tego fatałaszka. Musiała przecież schować gdzieś to ustrojstwo przed dziećmi.
W końcu upchnęła pseudosukienkę na sam spód szuflady z bielizną, a kiedy tylko zdążyła ją zamknąć, rozdzwonił się dzwonek do drzwi.
– Idę, idę! – Ruszyła na korytarz, by otworzyć i już po chwili wpuściła do środka Elizę. Ta z entuzjazmem wcisnęła jej do rąk zabrany z domu kuferek z kosmetykami, które niegdyś dostała od Patrycji. Choć sama nieczęsto się malowała, potrafiła zrobić z nich użytek. Nina na pierwszą od dwunastu lat randkę powinna pójść ze zniewalającym makijażem.
ROZDZIAŁ 28
Jacek bardzo się stresował wieczorną randką. Już w pracy czuł niepokojące drżenie rąk i kołatanie serca oraz trudno mu było się skupić. W drodze ze szpitala do domu musiał dwukrotnie zjechać na pobocze, bo napadały go ataki duszności.
– A co ty taki bledziuchny, syneczku? – zmartwiła się Anita, kiedy wrócił do domu.
– Miałem ciężki dzień – mruknął, nie chcąc wdawać się z matką w dyskusję, i odłożył torbę na szafkę w korytarzu.
– Może to początki grypy? Mówili dziś w radiu, że na Podkarpaciu szaleje epidemia.
– Nie sądzę. Zresztą to dość daleko od nas.
Anita nie zadowoliła się tą odpowiedzią i ostentacyjnie przytknęła dłoń do jego czoła.
– Moim zdaniem masz gorączkę.
– Wydaje ci się.
– A gdzie tam, jesteś rozpalony, Jacusiu! Powinieneś natychmiast położyć się, opatulić kocem i zażyć jakieś leki. Poszukam w apteczce czegoś przeciwgorączkowego.
– Nie trzeba, mamo, nic mi nie jest.
– Przecież widzę.
– To chyba przez stres.
– Wiedziałam! Od samego początku mówiłam, że ta twoja randka przyniesie nam tylko kłopoty.
Jacek zignorował słowa matki i przeszedł do kuchni, w której czekał już na niego gorący, zdrowy obiad.
– Tylko nie jedz za szybko, bo jeszcze się poparzysz. Chwilę temu wyjęłam jedzenie z piekarnika – uprzedziła Anita, kiedy zasiadł do stołu. – I nie pobrudź sobie ubrania. Może podam ci czystą ściereczkę, żebyś przykrył sobie bluzkę?
– Jakoś sobie poradzę. – Jacek wysilił się na uśmiech. – Jak ci minął dzień? – zapytał, chcąc zmienić temat.