Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

– O kurczę – wyrwało się młodej ekspedientce. – Ale przecież on ma już ponad trzydzieści lat – zauważyła, za co natychmiast została zganiona wzrokiem.

– I co z tego? W oczach matki dziecko zawsze pozostaje dzieckiem – zawyła Anita.

Sabina pokręciła głową i uspokajająco dotknęła jej ręki.

– Ja panią rozumiem. Co prawda mam tylko córki, ale też uważam, że z tymi dziećmi to ciągle tylko zmartwienia. A podobno macierzyństwo jest takie piękne. Chyba w książkach czy filmach. W prawdziwym życiu wręcz przeciwnie.

– Prawda? – Anita popatrzyła na nią z nadzieją. – Jednak matka zawsze matkę zrozumie.

– Tylko ja mam, jakby to powiedzieć… odwrotny problem – wyznała Sabina.

– Tak? – Anita wygrzebała z kieszeni chusteczkę i otarła nią nos.

– Ja muszę znaleźć córce kandydata na męża.

– No co pani? Chce pani zostać sama na stare lata?

– Nie, nie. Mam cztery córki, więc to mi akurat nie grozi, zawsze któraś się kręci w pobliżu. Po prostu chcę uchronić Ninę przed samotnością. Niedługo stuknie jej trzydziestka, sama wychowuje dwójkę dzieci… A kobiety jednak mają swoje potrzeby, prawda?

– Nie da się ukryć.

–  Nawet założyłam jej konto na lovestory.pl, żeby tam kogoś dla niej poszukać.

– Jakie to szlachetne…

– Prawda? A ona, zamiast się cieszyć, tylko na mnie nakrzyczała.

– Ja to bym chyba umarła, gdyby mój Jacuś zrobił coś takiego – przejęła się Anita. – Przecież w sieci czyha tyle zagrożeń. Zwłaszcza na dzieci.

– E tam. – Sabina machnęła ręką. – Trzeba wiedzieć, z kim rozmawiać, a z kim nie i tyle. Nie ma co odmawiać sobie przyjemności. Wie pani, ilu ja już mężczyzn poznałam na tym portalu? – Nachyliła się do Anity, śmiejąc się z zadowoleniem. – Palców by mi zabrakło, żeby wyliczyć.

– Naprawdę? – zainteresowała się ich rozmową ekspedientka.

– No pewnie. A ilu młodszych!

– I co, pani córka spotyka się z kimś z tego portalu?

– A tak! Ma randkę w sobotę, umówiłam ją z pewnym przystojniakiem. Co prawda nieco się opierała, ale w końcu udało mi się ją namówić. W dodatku moje poczynania chyba naprawdę zmotywowały ją do działania, ponieważ sama również umówiła się na randkę! Czuję, że ten weekend będzie przełomowy! – oznajmiła radośnie Sabina.

– Zazdroszczę pani determinacji – westchnęła Anita. – Żeby tyle poświęcić dla córki… Żeby tak walczyć o jej szczęście… To naprawdę godne pozazdroszczenia. Ja od wczoraj tylko zalewam się łzami.

–  A widzi pani, to błąd! Jak tak pani zależy na tym synu, to niech pani o niego walczy, a nie stoi z opuszczonymi rękami i biernie przygląda się sytuacji.

– Co ja mogę…

– Wbrew pozorom bardzo wiele. Gdyby mi się nie podobał kandydat Ninki na randki, tobym tam poszła i natychmiast tę farsę skończyła.

– Naprawdę?

– Oczywiście. W końcu matka to taki Anioł Stróż. Kto lepiej zadba o dzieci?

Anita przez chwilę kontemplowała jej słowa.

– No, ale ja już muszę lecieć, niestety. – Sabina chwyciła leżącą przed nią torbę z zakupami i spojrzała w stronę wyjścia. – Pilnuję dziś wnuków. Do zobaczenia – pozdrowiła ekspedientkę, po czym złapała Anitę za rękę. – A pani niech się tak nie martwi o syna, tylko w porę zapobiegnie tej randce. Czasami trzeba zakasać rękawy i wziąć sprawy w swoje ręce. Nie ma co ślepo zdawać się na los.

Anita posłała jej pełen wdzięczności uśmiech.

– Może tak zrobię – szepnęła.

– Trzymam kciuki. – Sabina uścisnęła jej rękę i pomaszerowała do wyjścia.

– Co podać? – zapytała ekspedientka, ale Anita nadal zastanawiała się nad słowami Sabiny.

Wziąć sprawy w swoje ręce… Tak. Właśnie to powinna teraz zrobić – pokazać tej pazernej flądrze, która ostrzyła sobie zęby na jej synka, że w życiu Jacusia jest już jedna kobieta i odesłać tę jego pożal się Boże wybrankę tam, skąd przyszła. W końcu nikt nie ma prawa odbierać jej syna, którego niegdyś przez dziewięć miesięcy nosiła pod sercem, a potem broniła przed światem niczym lwica. Jeżeli jakakolwiek kobieta miała do Jacusia prawo, to była to tylko i wyłącznie ona. Bezapelacyjnie.

Ta myśl dodała jej skrzydeł i przywróciła uśmiech na posępnej od wczoraj twarzy.

Tylko w co ona się na tę dzisiejszą kolację ubierze?

ROZDZIAŁ 27

Nina po pracy szybko zrobiła zakupy, a następnie postanowiła odwiedzić Igora. Przez cały dzień miała nadzieję, że ten dupek tylko się zgrywa i jeżeli stanie z nim twarzą w twarz, to szybko wyciągnie od niego potrzebne informacje.

Tak się jednak nie stało, ponieważ pocałowała klamkę.

– Naprawdę? – jęknęła, po raz kolejny naciskając dzwonek do drzwi.

I tym razem nie przyniosło to jednak pożądanego skutku. Nina poczuła narastającą frustrację. Co ten kretyn sobie myśli!? Z całej siły walnęła pięścią w drzwi, po czym skrzywiła się z bólu, bo zabolały ją kostki.

– Jeżeli tam jesteś i najzwyczajniej w świecie mi nie otwierasz, to jak Boga kocham zaraz…

– Niech pani tak nie wali, nie ma ich w domu. – Z mieszkania obok wychyliła się owinięta szlafrokiem sąsiadka.

Nina natychmiast odskoczyła od drzwi i poprawiła włosy, które opadły jej na czoło.

– Nie ma ich? – powtórzyła.

– Pan Igor dostał jakieś zlecenie i wyjechał na weekend, a pani Ewelina pojechała na kilka dni do mamy. Dawno nie była w Sosenkach. Wiem, bo obiecałam mieć oko na mieszkanie. Sama pani widzi, jaka to okolica. A strzeżonego Pan Bóg strzeże.

– No tak. – Ninie zrobiło się wstyd, że urządziła tu przed chwilą takie przedstawienie, zamiast od razu zapukać do sąsiadów.

– Coś się stało, że się pani tak do nich dobija? – zapytała kobieta.

– Nie, nie. Po prostu chciałam o coś zapytać.

– Wygląda pani na zdeterminowaną.

– To ważne, chodzi o dziecko.

– Z tego, co wiem, to oni nie mają dzieci.

– Miałam na myśli moje dziecko. Wysłałam Igora wczoraj na wywiadówkę i… Nieważne. – Nina nie chciała tłumaczyć swoich osobistych spraw tej kobiecie. – Nie wie pani, kiedy sąsiad wyjechał?

– Wczoraj wieczorem. Zajrzał do mnie specjalnie, żeby o tym powiedzieć. Mamy całkiem dobre stosunki. Sąsiedzkie, oczywiście.

– Oczywiście. – Nina pokiwała głową. Nawet nie pomyślała o żadnych innych. Igor nigdy nie gustował w starszych kobietach. – A wspominał może coś o jakiejś wywiadówce?

– Wywiadówce? – Kobieta zmarszczyła brwi. – Nie, chyba nie wspominał.

– Cholera – wyrwało się Ninie.

– Jak to coś ważnego, to zawsze mogę do niego zadzwonić.

– Próbowałam chyba milion razy, ale nie odbiera.

– Może jest zajęty?

– Nie wiem czym – mruknęła pod nosem, ale szybko się zreflektowała. – Byłabym wdzięczna, gdyby zechciała pani do niego zadzwonić. Może nie odbiera tylko ode mnie. – Uśmiechnęła się do sąsiadki.

Kobieta pokiwała głową, po czym weszła do mieszkania i zadzwoniła do Igora.

– Chyba jest poza zasięgiem, bo włącza się poczta. – Wróciła do Niny po chwili.

– To tak jak u mnie.

– Może spróbujemy później? Wie pani, jeżeli rozładowała mu się komórka, to pewnie trochę potrwa, zanim ją naładuje.

– Może i tak. W każdym razie dziękuję za pomoc.

– Nie ma sprawy. Polecam się.

– Dobrego wieczoru – pozdrowiła sąsiadkę, siląc się na przyjazny ton, po czym zbiegła po schodach.

Teraz jeszcze mocniej odczuła chęć zamordowania Igora. Co on sobie myśli?!

Wróciła do domu wściekła jak osa, omal nie potrącając po drodze dziewczyny, której rozerwała się torba z zakupami na pasach.

– Mamo! – przywitały ją krzyki wybiegających z pokoju dzieci.

– Cześć chorowitki. – Kontakt z nimi natychmiast poprawił jej humor. Wyściskała swoje pociechy jeszcze przed zdjęciem kurtki.

– Dobrze, że wróciłaś, wiesz? – stwierdziła Kalinka.

– Tak?

– No. Trochę nam było dziś nudno – ogłosił Ignaś.

– Zaraz coś na to poradzimy. Powiedzcie lepiej, jak się czujecie.

– Nie najlepiej – wyznała Kalinka.

33
{"b":"691192","o":1}