Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

Zdenerwowana, opadła na krzesło, po czym dopiła herbatę. Kiedyś nie wytrzyma i udusi tego faceta. Gołymi rękami! Nawet pomimo tego, iż oficjalnie deklarowała, że po rozwodzie utrzymują całkiem przyzwoite relacje.

Jacek wrócił do gabinetu chwilę później.

– Nie to, że podsłuchiwałem, ale czy stało się coś poważnego? Krzyczałaś tak, jakby… – urwał w pół zdania, nie wiedząc, czy powinien mieszać się w nieswoje sprawy, i opuścił ramiona.

– Przepraszam. – Nina spojrzała mu w oczy. – Po prostu miałam nieprzyjemną rozmowę z byłym mężem.

– Co z twoją córką? – Jacek wrócił na swoje miejsce, zerkając na salową.

– Ma ospę, a ten baran przywiózł ją tutaj, zamiast od razu zabrać do lekarza i jeszcze… Nieważne. – Pokręciła głową. – Pewnie nie chcesz o tym słuchać.

– Mogę ci jakoś pomóc?

– Nie sądzę. Będę musiała ogarnąć ten chaos sama. Zresztą i tak wiele dla mnie robisz, zajmując się panem Wiesławem.

– Powtórzę, ale to mój obowiązek.

– Wiem, wiem. – Nina dopiła herbatę. – À propos pana Wiesława. Przemyślałeś już, jak mogłabym ci się odwdzięczyć?

– Nie trzeba, naprawdę. – Jacek wyraźnie się speszył.

Nigdy nie wiedział, jak reagować na tego typu propozycje. Zazwyczaj skutecznie wybijał takie rzeczy z głów pacjentów, robiąc im wykład na temat tego, że przyjmowanie od nich jakichkolwiek korzyści może zostać uznane za formę łapówki, jednak nie sądził, by w przypadku Niny przyniosło to skutek. Była bardzo zdeterminowana.

– To może jakieś dobre wino? – zaproponowała.

– Nie piję alkoholu – odpowiedział mechanicznie, ale zaraz potem odchrząknął.

Nina zmarszczyła brwi.

– Tak samo jak nie palisz papierosów?

Mężczyzna niewymuszenie się roześmiał.

– Chyba mnie rozgryzłaś.

– No to co, jakieś dobre wino, tak? A może wolisz whisky? Albo koniak?

Jacek jeszcze raz popatrzył jej w oczy. Miała hipnotyczne tęczówki otoczone ciemną kaskadą rzęs. Nigdy z taką intensywnością nie przyglądał się żadnej kobiecie i prawdę mówiąc, nie mógł rozgryźć, dlaczego Nina przyciągała go do siebie aż tak, choć zastanawiał się nad tym niemal pół nocy.

Ale podobała mu się, i to naprawdę. Do tego stopnia, że był gotowy schować niepewność do kieszeni i zaryzykować.

– No dobrze – powiedział po chwili namysłu. – Wobec tego niech będzie wino.

– Świetnie. – Nina natychmiast się rozpogodziła.

– Ale mam jeden warunek.

Spojrzała na niego zaskoczona.

– Warunek?

– Nie lubię pić alkoholu w samotności.

– Och. Czy ty…

Jacek poczuł, jak jego serce zaczyna bić mocniej.

– Tak – powiedział na tyle pewnie, na ile pozwalał mu stres. – Co powiesz na kolację?

Nina zatrzepotała rzęsami. O Boże. Czy on proponował jej randkę? Miała wyjść na kolację? Z LEKARZEM? Takie wizje nie pojawiały się nawet w jej najśmielszych snach.

– Naprawdę? – wydusiła oszołomiona. – Mówisz poważnie?

– A wyglądam, jakbym żartował?

Nina nie wiedziała, jak ma zareagować. Była tak samo podekscytowana tym pomysłem, jak przerażona. Kiedy ona ostatnio wychodziła z mężczyzną? Szkolna dyskoteka z Igorem się liczy, prawda? Bo jeżeli tak, to będzie jakieś dwanaście lat temu. DWANAŚCIE LAT! Czyżby naprawdę była na ostatniej randce, gdy miała siedemnaście lat?

– Dobrze – odpowiedziała Jackowi, uświadamiając sobie tę bolesną prawdę.

– Zgadzasz się? – Wyglądał na nie mniej zaskoczonego od niej.

– Tak.

– Świetnie – bąknął pod nosem. – To naprawdę świetnie. – Wyprostował plecy. – W takim razie, co powiesz na czwartek?

– Pracuję wtedy na drugą zmianę.

– Och.

– Ale może piątkowy wieczór? – zaproponowała natychmiast, widząc w jego oczach rozczarowanie.

Jacek odetchnął z ulgą.

– Wobec tego kolacja plus wino w piątek wieczorem.

– Cudownie. – Na usta Niny wypłynął szeroki uśmiech.

Matka chyba zejdzie na zawał. Idzie na randkę! Z lekarzem!

– Tak, cudownie – powtórzył za nią Jacek, a zaraz potem oblał go zimny pot.

Tylko jak on powie o tym wyjściu Anicie?

ROZDZIAŁ 19

Po zakończeniu rozmowy z Niną Igor trwał przez chwilę w złowieszczym zawieszeniu. Nie podobało mu się to, jak potraktowała go była żona, co więcej – był na siebie wściekły, że dał się jej wmanewrować w to całe jeżdżenie po szkołach. Nie dość, że musiał wyjść z ciepłego łóżka i wziąć prysznic, to potem jeszcze wysłuchał od wychowawczyni Kalinki tyradę na temat tego, jak bardzo nieodpowiedzialnym jest rodzicem, a teraz został z tym dzieckiem w samochodzie.

– Długo będziemy tu jeszcze stać? – zaczęła się niecierpliwić Kalinka, kiedy tak siedział i myślał. – Trochę mi zimno. Pielęgniarka mówiła, że mam gorączkę. Mama zawsze wtedy kładzie mnie do łóżka.

Igor powoli odwrócił się w stronę tylnego siedzenia.

– Często ci się to zdarza? – zapytał.

– Co? – Kalinka zgromiła go spojrzeniem.

Patrząc na nią, nie miał najmniejszej wątpliwości, że jest nieodrodną córusią swojej matki. Te dwie nawet patrzyły na niego z takim samym wyrzutem.

– No, ospa. Często na nią chorujesz?

Kalinka zamrugała oczami z niedowierzaniem.

– Pytasz serio?

– Jak najbardziej. Są przecież jakieś szczepionki na odporność, czy coś takiego. Nie zrozum mnie źle, ale wolałbym, żeby ta sytuacja w najbliższym czasie się nie powtórzyła. Mam ważniejsze zajęcia.

– Tak, mama mówiła, że uwielbiasz chlać piwsko.

– Co jeszcze ci o mnie powiedziała?

– Że jesteś jak dziecko i cieszy się, że cię wyrzuciła. Ale gwoli ścisłości, to nie mówiła tego mnie i Ignacemu, tylko ciotce Małgosi.

– Och, więc podsłuchiwałaś?

– Mieszkamy w takiej klitce, że nie da się nie słyszeć. – Kalinka skrzyżowała ramiona. – A odpowiadając na twoje poprzednie pytanie, to ty chyba nie byłeś w szkole najlepszym uczniem, co? Bez urazy, oczywiście.

Igor zmarszczył brwi. Co prawda, to prawda. Nie zamierzał jednak przyznawać się do tego córce.

– Dlaczego? – zapytał.

– Bo nie wiesz nawet, że ospę wietrzną można mieć tylko raz w życiu.

– Tak?

– No. – Kalinka wydęła usta i popatrzyła przez okno na budynki szpitala. – Możemy stąd już jechać? Naprawdę mi zimno. Mama pewnie zabrałaby mnie do lekarza.

– Dobra, dobra. Nie marudź. Sytuacja jest taka, że dzisiaj ja się tobą zajmę.

– Ty?

– Dlaczego to cię tak dziwi?

– Może dlatego, że chyba pierwszy raz w moim życiu chcesz się mną zaopiekować?

– Już nie bądź taka pamiętliwa. – Igor odwrócił się w stronę kierownicy. – Twoja matka kazała mi co prawda odwieźć cię do babci, ale nie zamierzam z tej możliwości skorzystać.

– Dlaczego? – Kalinka uważnie popatrzyła na ojca.

Nie, żeby była złośliwa, ale o wiele bardziej wolałaby znaleźć się teraz pod skrzydłami babci Sabiny i położyć do łóżka, niż tkwić pod psychiatrykiem z tym wariatem, który na nieszczęście był jej ojcem.

– Twoja babcia mnie nie lubi – mruknął wymijająco.

– Jakoś mnie to nie dziwi.

– Naprawdę?

– No. Jeżeli już babcia Sabina o tobie mówi, to zawsze cię wyzywa.

– No proszę. – Igor odpalił silnik i położył ręce na kierownicy.

– Dokąd jedziemy? – spytała Kalinka.

– Zabiorę cię do siebie.

– To już chyba wolę do babci.

– Jak już wcześniej wspomniałem, to niemożliwe – odburknął, chociaż prawdę mówiąc, rozważył już w głowie wysadzenie Kalinki na jakiejś ulicy przyległej do tej, na której mieszkała jego była teściowa. Przecież dziewczyna wyrosła i jakoś by sama dotarła do babki, prawda?

Instynktownie czuł jednak, że mogłoby to się nie spotkać z aprobatą Niny, a już i tak był na straconej pozycji przez niepłacenie alimentów. Tylko skąd miał wziąć na nie pieniądze, skoro dwoje muzyków z jego zespołu wyjechało do Anglii czy jakiejś Irlandii, a on z tymi, którzy zostali, nie mogli znaleźć nowego basisty? Od zawsze chciał zarabiać na życie koncertami i nie nadawał się do żadnej innej roboty, więc chwilowo trwał w zawieszeniu.

24
{"b":"691192","o":1}