– Wychowawczyni nie chciała mi powiedzieć o co chodzi przez telefon, ale nie sądzę, żeby to było coś poważnego. Kobieta po prostu mnie nie lubi.
– To dlaczego jeszcze nie pojechałaś do szkoły?
– Nie mogę tak po prostu wyjść z pracy.
– I co teraz?
– Oddelegowałam do szkoły swojego byłego męża. Czekam na jakiś telefon od niego, ale pewnie jeżeli sama nie zadzwonię, to nie pomyśli o tym, żeby mnie poinformować, jak przebiegła ta rozmowa.
Jacek pokiwał głową, a w duchu odetchnął z ulgą. Wzmianka o byłym mężu nieco go uspokoiła.
– Na pewno nie masz się czym martwić – powiedział, nie odrywając wzroku od Niny.
– Obyś miał rację.
– A o co chodziło z panem Wiesławem?
Nina westchnęła i sięgnęła po stojący przed nią kubek. Upiła łyk gorącej herbaty, a potem opowiedziała o tym, jak mężczyzna nagabywał ją w świetlicy.
– Nie brzmi to dobrze – skwitował Jacek. – W dodatku potwierdza moje wczorajsze przypuszczenia.
– No właśnie. Co wywnioskowałeś po rozmowie z nim?
– Obsesja na twoim punkcie wskazuje na jakieś z zaburzeń schizoafektywnych.
Nina pokiwała głową. Wiedziała, co to znaczy. Może i nie miała wykształcenia medycznego, lecz pracowała w tym miejscu od lat i przez ten czas zdążyła zaznajomić się z wieloma chorobami psychicznymi.
– Naprawdę nie można było zdiagnozować tego wcześniej?
– Tak jak już mówiłem, psychika człowieka wciąż stanowi dla nas zagadkę, a w dodatku pan Wiesław sprytnie mydlił lekarzom oczy.
– Będziecie to leczyć? – zapytała.
– Najpierw musimy pogłębić diagnostykę, żeby potwierdzić moje przypuszczenia, ale tak, na pewno zastosujemy farmakoterapię.
– Ta obsesja mu minie?
– Powinna.
– Kiedy?
– Pacjenci różnie reagują na leki. Nie jestem w stanie dać ci konkretnej odpowiedzi.
Nina popatrzyła na swoje splecione palce.
– No to co ja mam zrobić? – zapytała bezradnie. – Może sama wariuję, ale naprawdę boję się tego faceta. Nie wiem, do czego jest zdolny, a ostatnio pozwala sobie na coraz więcej. Jeżeli jest niebezpieczny i zrobi mi krzywdę? – Zerknęła na Jacka.
Lekarzowi szybciej zabiło serce. Miał ochotę wziąć ją za rękę i zapewnić, że wszystko będzie dobrze, jednak lata przepracowane w zawodzie sprawiły, że tylko pochylił się do przodu i kojąco uśmiechnął. A może zrobił to dlatego, że nie miał wprawy w kontaktach z kobietami i nie wiedział, na ile może sobie pozwolić?
Nieistotne.
– Nie zakładajmy najgorszego, dobrze? – powiedział.
– Łatwo ci mówić. To nie ty musisz ukrywać się we własnym miejscu pracy. Jak ja mam w tej sytuacji wykonywać swoje obowiązki?
– Pan Wiesław prześladuje cię zawsze, kiedy jesteś sama, prawda?
– Na to wygląda. Jakby bał się zbliżyć do mnie przy ludziach. Nie licząc sytuacji ze sklepu. W szpitalu raczej boi się personelu.
– To zawsze coś.
– Co masz na myśli?
– Dopóki nie zastosujemy leczenia, które przyniesie oczekiwane efekty, po prostu nie sprzątaj tam, gdzie możesz zostać sama.
– Nie zawsze mam na to wpływ. – Zaczęła kręcić nosem, ale szybko się zreflektowała. – Mogę się dogadać z Martą.
– Z Martą?
– To moja koleżanka. Często jesteśmy razem na jednej zmianie.
– Mogę cię zapewnić, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby okiełznać amory tego pana.
Nina nie mogła się nie uśmiechnąć.
– Jestem ci bardzo wdzięczna.
– Do tego czasu zachowaj jednak ostrożność. Poproszę też pielęgniarki, żeby miały na naszego kochasia oko. Strzeżonego pan Bóg strzeże, prawda?
– Mam taką nadzieję.
– Będzie dobrze – zapewnił jeszcze raz Jacek, a po chwili rozszedł się po gabinecie dźwięk komórki Niny.
Wyciągnęła telefon z kieszeni i spojrzała na wyświetlacz.
– Przepraszam, to mój były mąż – wyjaśniła. – Muszę odebrać, pewnie chce mi przekazać wieści ze szkoły.
– Jasne.
– Wyjdę na korytarz. – Nina podniosła się z krzesła, jednak Jacek ją ubiegł.
– Zostań – wyszeptał. – Ja na chwilę wyjdę. Porozmawiam z pielęgniarkami o panu Wiesławie.
Nina posłała mu uśmiech i przyłożyła telefon do ucha.
– Halo?
– No wreszcie. – Igor nie bawił się w uprzejmości. – Już myślałem, że nie odbierzesz. Dzwoniłem trzykrotnie i za każdym razem włączała się poczta.
– Sorry. W szpitalu są problemy z zasięgiem.
– Tłumacz się, tłumacz.
– Nieważne. – Nie miała zamiaru się kłócić. – Byłeś w szkole Kalinki?
– Kazałaś, to pojechałem.
– I co?
– Jestem już pod szpitalem.
– Matko kochana, jakim szpitalem?! – Pod Niną ugięły się nogi. W jej głowie natychmiast pojawiły się czarne scenariusze z udziałem jej dziecka w roli głównej.
– Twoim psychiatrykiem, a jakim niby? – Igor natychmiast przywołał ją do porządku.
– Po coś ty tutaj przyjechał? Mówiłam przecież, że jestem w pracy. Nie mogłeś mi przekazać, co mówiła nauczycielka, przez telefon? – warknęła.
– Mogłem, ale nie bardzo wiem, jak miałbym ci przez słuchawkę przekazać Kalinę.
– Zabrałeś ją ze szkoły?
– Zabrałem? Ta rąbnięta baba wepchnęła mi ją do auta, wyzywając mnie przy tym od najgorszych.
Nina przyłożyła palce lewej ręki do skroni i wykonała nimi niewielkie kółeczka. Nietrudno jej było wyobrazić sobie rozsierdzoną wychowawczynię.
– Zaraz, zaraz… Od początku. Co z Kalinką?
– Ja tam się nie znam, ale pielęgniarka szkolna powiedziała, że ma ospę.
– Słucham? – Nina miała wrażenie, że się przesłyszała. Ospa? No pięknie!
– No taką chorobę zakaźną – wyjaśnił Igor.
– Wiem, co to jest ospa – warknęła.
– To dlaczego udajesz głupią i zarzucasz mnie pytaniami? Mniejsza o to. Zejdź do nas i zabierz Kalinę, zanim się zarażę. Wolę dmuchać na zimne.
– Przywiozłeś mi do pracy chore dziecko?
– Jezu, Nina, czy ty masz problemy ze słuchem?
– Nie mam żadnych problemów! – mimowolnie uniosła głos. Ten facet skutecznie doprowadzał ją do szału.
– No i świetnie, więc schodź natychmiast.
– Nie mogę.
– Jak to: nie możesz? – Igor zdębiał.
– Nie mogę wprowadzać na oddział osób postronnych.
– Jakich postronnych? To tylko Kalina.
– Nie mogę złamać przepisów.
Igor ze świstem wypuścił powietrze.
– Świetnie – rzucił opryskliwym tonem. – No to co ja mam z nią teraz zrobić?
– Zawieź ją do mojej mamy – rzuciła po chwili namysłu.
– Żeby pożarła mnie żywcem? – prychnął Igor. – To harpia. Dziękuję, już wolę czekać na ciebie na parkingu.
– Przecież ja kończę dopiero za kilka godzin!
– A masz jakiś lepszy pomysł?
Nina miała ochotę czymś rzucić. Najlepiej w niego.
– Będziesz trzymał chore dziecko w samochodzie? Czy ty siebie słyszysz?
– Nic lepszego nie przychodzi mi do głowy.
– To akurat niedziwne.
– Daruj sobie złośliwości, okej? I tak robię dziś za twojego chłopca na posyłki.
– Rzeczywiście strasznie się napracowałeś, raz w życiu odbierając ze szkoły swoje dziecko!
– Nie oczerniaj mnie. Byłem już kiedyś na wywiadówce.
– Tylko dlatego, że ja miałam wtedy ważne szkolenie, którego nie mogłam opuścić. Może jeszcze powinnam ci wręczyć za to medal i tytuł ojca roku.
– Mamo! Tato! Nie kłóćcie się! – rozległ się w telefonie uniesiony głos Kalinki.
Dopiero wtedy Nina się zreflektowała.
– W takim razie zabierz Kalinkę do siebie – powiedziała do słuchawki, starając się odzyskać spokój, choć było to nadzwyczaj trudne. Igor działał na nią jak płachta na byka.
– Ale Ewelina…
– Z tego, co pamiętam, kiedyś mówiłeś, że lubi dzieci – nie dała mu skończyć.
– Może i lubi, ale na pewno nie ma ochoty niańczyć tych mojej byłej żony.
– Jesteś ich ojcem, do cholery! – Ninie znowu puściły nerwy. – I jeśli dobrze pamiętam, sam zawzięcie dążyłeś do prokreacji.
– A ty niby byłaś tak bardzo temu przeciwna, tak?
– Dość. – Nina nie miała zamiaru wdawać się w tak prymitywną dyskusję. – Zabierz Kalinkę do siebie albo odwieź do mojej matki. Jak wolisz. Odbiorę ją po południu – oznajmiła tonem nieznoszącym sprzeciwu i nacisnęła czerwoną słuchawkę.