To właśnie kiedy stała nad nim, usiłując go podnieść, i zalewała się łzami, zobaczył ją Jacek.
– Nic się pani nie stało? – zapytał z przejęciem, ruszając w jej kierunku.
– Nie, nie. – Przerażona Nina gwałtownie odskoczyła od regału, potrząsnęła głową i uniosła ręce, by otrzeć płynące z jej oczu łzy, co dało jednak przeciwny do zamierzonego skutek. Zapomniała bowiem, że nie opłukała wcześniej dłoni z detergentów. W kontakcie z oczami piana wywołała szczypanie i zmusiła kanaliki łzowe do jeszcze bardziej wzmożonej produkcji wody.
Jacek patrzył to na nią, to na leżącą na podłodze konstrukcję z metalu i nie wiedział, co począć. Czy powinien podnieść teraz ten regał, czy jakoś pocieszyć tę kobietę? Wyglądała jak półtora nieszczęścia i czuł się w obowiązku jakoś jej pomóc, lecz nie miał wprawy w kontaktach z płcią piękną. No chyba, że były to jego pacjentki, ale to przecież zupełnie inna para kaloszy.
Stał więc przez kilka sekund bezczynnie, przyglądając się to Ninie, to metalowej szafce. Czyżby niewiasta zalewała się łzami z powodu przewróconego regału? Być może. Przecież kobiety są dziwne i tak jak mógł pojąć etymologię czy symptomatykę zaburzeń psychicznych, tak ich za nic w świecie nie był w stanie zrozumieć.
Nina jednak nie pozwoliła Jackowi na dłuższe rozważania, bo głośno pociągnęła nosem. Słysząc ten dźwięk, przypomniał sobie, że ma w kieszeni fartucha chusteczki. Rycersko wyciągnął pachnące jakimiś kwiatami opakowanie i podszedł z nim do Niny.
– Dziękuję. – Wzięła je od niego pospiesznie i w końcu wytarła sobie oczy.
Jacek przestąpił z nogi na nogę, nie przestając jej się przyglądać. Gdyby nie te zapuchnięte oczy i czerwone policzki, mogłaby być całkiem interesująca.
– Potrzebuje pani pomocy? – zapytał w końcu, ale chyba nie powinien był tego robić, bo Nina znowu buchnęła płaczem.
Jacek opuścił ramiona i westchnął. Miał ochotę uciec stąd gdzie pieprz rośnie, ale mógł też na coś się przydać i Ninę przytulić. Wybrał to drugie, w końcu bycie lekarzem zobowiązuje do udzielania wsparcia. Nie zważając na nic, podszedł więc do salowej i kojąco, choć trochę nieporadnie, wziął ją w ramiona. Pozwolił, by wypłakała w jego rękaw wszystkie swoje smutki i dzielnie znosił szlochy oraz pociąganie nosem.
Trwali tak przez kilka długich chwil, aż w końcu Nina przestała się mazać. Nabierając w płuca pachnącego męskimi perfumami powietrza, oderwała twarz od Jackowego fartucha i popatrzyła na niego z wdzięcznością, tym razem ocierając oczy trzymaną w dłoni chusteczką.
– Lepiej? – Jacek lekko się do niej uśmiechnął.
– Tak, dziękuję. – Pokiwała głową i wytarła nos.
– Mogę pani jakoś pomóc?
Nina pomyślała o panu Wiesławie i mimowolnie obróciła się przez ramię, żeby zobaczyć, czy drzwi nadal są zamknięte.
– Ja… – zaczęła niepewnie.
– Śmiało.
– To dłuższa historia i wątpię, żeby chciało się panu jej wysłuchać.
Jacek popatrzył jej w oczy.
– Zapewniam, że to będzie o wiele ciekawsze, niż wysłuchiwanie skarg i zażaleń pacjentów.
– Pewnie weźmie mnie pan za paranoiczkę.
– Pozwólmy, że to ja o tym zadecyduję, dobrze?
Nina patrzyła na niego przez chwilę, ale w końcu pokiwała głową. Budził jej zaufanie.
– Tam za meblami jest całkiem wygodny parapet – zaproponował, widząc jej minę.
– Dobrze, wobec tego chodźmy – przystała na jego propozycję i już za chwilę siedzieli przy oknie. – Pali pan? – zapytała, dostrzegając zgaszony pospiesznie papieros.
– Nie – zaprzeczył natychmiast, ale szybko się zreflektował. – To znaczy tak.
Nina zmarszczyła brwi.
– Och, po prostu niewiele osób wie o tym, że palę. – Jacek pomyślał o swojej mamusi. – Staram się z tym nie afiszować.
– Rozumiem. Jeśli o mnie chodzi, może pan być spokojny, nikomu nie doniosę.
– Będę wdzięczny.
– Jeżeli panu przerwałam, to śmiało, niech pan dokończy. – Nina wskazała na niedopalony papieros.
– Naprawdę? Nie miałaby pani nic przeciwko?
– Ależ skąd.
– To może chociaż panią poczęstuję?
– Nie palę.
– Och…
– Ale nie odmówię – dodała szybko.
Jacek szeroko się uśmiechnął i sięgnął do kieszeni fartucha.
– Proszę. – Poczęstował Ninę jak na dżentelmena przystało, a zaraz potem podsunął jej zapalniczkę.
Ku jego zdziwieniu odpaliła i zaciągnęła się dymem niczym rasowy palacz.
– Panu też to pomaga na nerwy? – zagadnęła, zerkając na niego z zainteresowaniem.
– Leczę się na F41.2 w klasyfikacji ICD.
Nina zamrugała powiekami.
– Och. To znaczy zaburzenie lękowo-depresyjne. A potocznie – nerwicę.
Dopiero teraz Nina zrozumiała.
– Więc miał pan stresujący dzień?
– Ja mam całe życie stresujące – odpowiedział, nim zdążył się zastanowić nad tymi słowami. – Ale mieliśmy rozmawiać o pani.
Nina spuściła wzrok.
– Ja też nie mam najlepszego dnia.
– Problemy w pracy?
– Można tak powiedzieć.
– Nie chciałbym być wścibski…
– Nie jest pan. – Nina głęboko odetchnęła. – Po prostu mam problem z jednym z pacjentów.
– Jest pani lekarką? – Jacek zmarszczył brwi i jeszcze raz przyjrzał się jej twarzy. Przez te dzisiejsze przetasowania kadrowe, związane z próbą samobójczą jednego z kolegów, niczego nie mógł być pewny.
– Lekarką? – Nina aż się uśmiechnęła. – Może kiedyś…
– Wobec tego czym się pani zajmuje?
– Jestem salową na tym oddziale. Pracuję tu już od kilku lat.
– Naprawdę? – Jacek był zdziwiony.
– Tak.
– Proszę mi wybaczyć, nie mam pamięci do twarzy – rzucił na swoje usprawiedliwienie.
– Nie szkodzi. – Nina spojrzała na niego łagodnie i kolejny raz mocno się zaciągnęła. – Ma pan ważniejsze sprawy na głowie, niż zapamiętywanie salowych.
– Więc o co chodzi z tym pacjentem? – Jacek instynktownie wyczuł, że powinien zmienić temat.
– A, to. – Nina znowu spuściła wzrok.
– Coś pani ukradł?
– Kto? Pan Wiesław? Nie, dlaczego?
– Od rana wysłuchuję skarg od pacjentów, którym coś zginęło, więc pomyślałem, że…
– Nikt mi niczego nie ukradł – wpadła mu w słowo Nina.
– Więc o co chodzi?
– To delikatna sprawa.
– Rozumiem. Będę dyskretny.
Nina objęła się ramionami i popatrzyła przez okno. Teren szpitala był gęsto obsadzony drzewami, których liście mieniły się teraz jesiennymi kolorami.
– Mam problem z panem Wiesławem – wyznała w końcu.
Jacek przebiegł w myślach po kartach swoich pacjentów. Nie miał pamięci do twarzy, ale dokumentację medyczną ludzi, za których brał odpowiedzialność, znał niemal na pamięć.
– Tym spod piątki? – szybko odgadł, o kogo chodzi.
– Tak.
– Co z nim?
– Pewnie będzie się pan śmiał, ale pan Wiesław twierdzi, że się we mnie zakochał. I właściwie nie tylko tak twierdzi…
– Co ma pani na myśli?
– Może to już zakrawa o paranoję, ale ten facet zdaje się mieć na moim punkcie jakąś obsesję. Zaczynam się go bać – wyjaśniła, a potem opowiedziała Jackowi całą historię. Ze szczegółami.
Ten słuchał jej z zainteresowaniem, a kiedy skończyła mówić, wyprostował plecy.
– Nic dziwnego, że się pani obawia – powiedział.
Nina spojrzała mu w oczy.
– Myśli pan, że on może być niebezpieczny?
– Nie zamierzam pani straszyć. Jako lekarz nie zakładałbym od razu najgorszego.
– Więc powinnam się bać – westchnęła.
Jacek przez chwilę milczał.
– Jak ma pani na imię? – odezwał się w końcu.
– Nina.
– Jacek. – Wyciągnął do niej rękę.
– Och… – Nina spojrzała na niego niepewnie.
– Coś nie tak?
– Nie wiem, czy powinniśmy.
– Powinniśmy co?
– Przechodzić na ty – powiedziała nieśmiało. – To trochę… – zawahała się, szukając odpowiedniego słowa. – Niezręczne.
– Dlaczego?
– Jest pan lekarzem.
– To jakiś problem?
– Nie, wręcz przeciwnie, tylko…
– Nie chcę pani martwić, ale lekarz to taki sam człowiek jak każdy inny. No może poza tym, że na co dzień pracuje w mało przyjemnym miejscu, kształcił się dwanaście lat i chodzi w fartuchu. Nie dla wszystkich to jednak powód, by cierpieć na kompleks wyższości.