Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

To wszystko stanowczo nie było na jego nerwy, dlatego opuszczał szpital rozemocjonowany i rozedrgany. A skoro już był zdenerwowany, to nic nie stało na przeszkodzie, żeby pojechać do mamusi. Gorzej nie będzie.

Zapakował więc na tylne siedzenie samochodu swoją służbową torbę i opuścił teren strzeżonego parkingu, kierując się do szpitala, w którym leżała matka. Po drodze nastawiał się na najgorsze, to znaczy słuchanie płaczu matki, którym ta na pewno wybuchnie, gdy dowie się o kolejnej randce, i zastanawiał się, za co Bóg pokarał go tą kobietą. Czyżby naprawdę dopuścił się w życiu czegoś zasługującego na czyściec na ziemi? Przecież był dobrym człowiekiem. Podczas gdy jego kumple w liceum wagarowali, pili i popalali trawkę, on zawsze trzymał się na uboczu i uczył. Podobnie na studiach. Jego największym przewinieniem było zaspanie na zajęcia albo nieświadome ignorowanie dziewczyny, która przez kilka lat wspólnych studiów robiła do niego maślane oczy. Tylko skąd Jacek miał to wiedzieć, skoro bardziej niż kobiety fascynowały go ludzkie zwłoki?

Żadne z tych zachowań nie było jednak przesłanką do tego, by los miał obdarzyć Jacka tak bardzo nadopiekuńczą matką. A może chodziło o jakieś przewinienie z dzieciństwa?

Zastanawiał się nad tym przez kilka chwil, lecz w końcu doszedł do wniosku, że to bez sensu. Aby zagłuszyć związane z Anitą myśli, włączył radio i dojechał pod szpital, słuchając muzyki i zabawnych komentarzy spikera. To trochę go uspokoiło, a nawet wprawiło w dobry nastrój.

Zaczął się ponownie denerwować dopiero, gdy zaparkował obok podjazdu dla karetek, zgasił silnik i popatrzył na budynek, w którym leżała Anita. Jego serce znowu zaczęło bić szybciej, a do tego poczuł duszności. Na wszelki wypadek przed wyjściem z auta połknął jeszcze jedną tabletkę na ukojenie nerwów (oby tylko się od nich nie uzależnił, bo od kilku dni zażywał dwa razy tyle leku, co powinien!) i zrobił kilka głębokich wdechów. To jednak na nic się zdało. Ucisk w piersi nie ustawał, podobnie jak kołatanie serca.

No trudno. Nie było sensu dłużej odwlekać najgorszego.

Opuścił w końcu bezpieczne auto i z miną męczennika ruszył w stronę szpitala. Wjechał windą na właściwie piętro, a potem skierował się na oddział, na którym przebywała Anita. Dostrzegł ją jak tylko wszedł na korytarz. Siedziała pod oknem z szydełkiem w ręku i produkowała jakiś szalik albo serwetkę. Z daleka nie widział dokładnie, co tym razem wyczarowywała mama. Korzystając z momentu jej nieuwagi, zajrzał najpierw do dyżurującej lekarki, by podpytać o stan zdrowia pacjentki. Dopiero kiedy dowiedział się wszystkiego, co ważne, zmusił się do podejścia do matki.

Ta rozpromieniła się na jego widok.

– Jacusiu, jak dobrze, że jesteś! – Odłożyła robótkę i rzuciła mu się na szyję. W odczuciu Jacka trochę zbyt energicznie.

Uściskał ją jednak i przysiadł na parapecie.

– Jak się czujesz? – Zlustrował ją wzrokiem. Wyglądała o wiele lepiej niż wczoraj i przedwczoraj.

– Dobrze, syneczku, dobrze. Powiedz lepiej, jak ty sobie radzisz beze mnie. Nie chodzisz głodny?

– Pani Marysia dba o mnie prawie tak samo jak ty.

– Złota kobieta. Mam nadzieję, że nie karmi cię niczym niezdrowym? Wyraźnie ją o to prosiłam. – Anita zmarszczyła brwi.

– Nie musiałaś jej fatygować. – Jacek splótł ręce i utkwił w nich spojrzenie, chcąc uniknąć kontaktu wzrokowego z matką. – Dałbym sobie radę sam.

– Ja wiem, kochanie, że ty chcesz być samodzielny, ale jeszcze nadejdzie na to odpowiednia pora. Daj się mamusi porozpieszczać, póki mam na to siły.

Jacek głośno westchnął. Nie chciał kontynuować rozmowy o jego samodzielności. Ile razy zaczynał ten temat, matka zawsze kończyła w ten sam sposób – udowadniając swoje racje. Bezradność, którą wtedy odczuwał, była jednym z najgorszych uczuć, jakich kiedykolwiek doświadczył.

Zamiast więc odpowiedzieć matce, zamilkł na kilka chwil i wpatrywał się w swoje ręce.

– Poprosiłam Marysię, żeby wyprasowała ci koszulę na dzisiejszy wieczór – nieoczekiwanie przerwała tę ciszę Anita.

Jacek poczuł narastające w barkach napięcie, a wzdłuż jego kręgosłupa rozszedł się zimny dreszcz. Omal się nie wzdrygnął.

– Ale… – wydukał. – Skąd wiesz o kolacji? – zapytał, patrząc na matkę z niedowierzaniem.

Anita udała niewiniątko.

– No przecież jestem twoją matką. Jak mogłabym nie wiedzieć?

Jacek wolał nie wnikać, w jaki sposób mamusia weszła w posiadanie tej informacji. Już i tak był o krok od popadnięcia w paranoję.

– Tak czy siak czeka na ciebie już od piętnastej wyprasowana koszula – jak gdyby nigdy nic rzuciła Anita. – Ta błękitna, którą tak często nosiłeś kiedyś do jeansów. Zresztą spodnie Marysia też miała ci wyprasować, ale nie mogła ich znaleźć. Jak wrócisz, to odszukaj je natychmiast i koniecznie jej zanieś. Obiecała się tobą zaopiekować.

– Mamo…

– No co? Po prostu chcę, żebyś dobrze wyglądał. Nie wypada iść na randkę w wymiętych ubraniach jak jakiś… – zawahała się, szukając odpowiedniego określenia – ostatni luj – dokończyła triumfalnie.

Jacek nie wiedział, co odpowiedzieć. Zamurowało go. Skąd ta nagła zmiana w zachowaniu matki? Lekarka nie wspominała, żeby podawali tutaj pacjentom psychotropy. Czy to możliwe, żeby Anita przeszła jakąś metamorfozę? I to w jeden dzień? Jacek widział różne rzeczy na swoim oddziale, na przykład ludzi wyskakujących przez okno, ale czegoś takiego to jeszcze nie.

– I koniecznie wypastuj sobie buty! – mówiła dalej Anita. – Tego wolałam Marysi nie powierzać, bo jej mąż zawsze chodzi w ućmoruchanych. Poradzisz sobie sam? Jak nie, to przyjedź do mnie. Wypoleruję ci je na błysk.

– Nie trzeba – zdołał tylko wydusić Jacek.

– I kup kwiaty! O tej porze nie będzie pewnie żadnych konwalii ani stokrotek, więc zdecyduj się na jakieś inne. Mogą być róże. Tylko Boże broń żółte. Symbolizują zdradę.

– Postaram się o tym pamiętać.

– Najlepiej zadzwoń do mnie, jak będziesz w kwiaciarni, doradzę ci – podsunęła.

Jacek był tak oszołomiony zachowaniem matki, że z tego wszystkiego aż jej przytaknął.

– Ach! – Anita złapała go za rękę. – I koniecznie kup czekoladki.

– Kwiaty i czekoladki? Czy to nie brzmi tanio? – odważył się zauważyć.

– Przecież ja nie każę ci dawać tych słodyczy tej kobiecie, ale jej dzieciom.

– Dzieciom? – Jacek poczuł, jak z jego twarzy odpływa krew. – Ale skąd ty wiesz, że Nina ma…

– Taka rola matki: wiedzieć – nie dała mu dokończyć zdania. – Kup tym dzieciom jakieś łakocie i już. Mogą być nawet żelki. Są dobre na stawy.

– Mamo…

– Musisz je do siebie przekonać, rozumiesz? Musisz. A nic nie działa lepiej niż dobre pierwsze wrażenie.

– Oczywiście.

– Może byś to gdzieś zanotował, zamiast tylko na mnie patrzeć? – Anita ewidentnie była podekscytowana. – Wiem, że musisz mieć dobrą pamięć, w końcu jesteś lekarzem, ale twoja płeć wiąże się z hm… pewnymi ograniczeniami, oczywiście bez urazy. Wy, mężczyźni, nie przywiązujecie wagi do takich spraw, a wbrew pozorom właśnie drobiazgi są naprawdę ważne.

Jacek posłusznie wyciągnął z kieszeni telefon i, nie chcąc drażnić matki, otworzył notatnik. Nie wiedział, dlaczego zaszła w niej tak drastyczna metamorfoza, ale nie chciał jej denerwować. Pod wpływem negatywnych emocji jeszcze wróci do swoich poprzednich poglądów. Z dwojga złego wolał, gdy udzielała mu rad, niż kiedy ganiła go i zalewała się łzami. Nawet jeżeli nie miał zamiaru z tych wszystkich rad korzystać.

– Ach, Jacusiu! – wykrzyknęła, przerywając jego rozważania. – I koniecznie na początku ucałuj całą tę Ninę w rękę. Kobiety lubią szarmanckich mężczyzn.

– Tak? – zapytał, raczej automatycznie niż z zainteresowaniem.

– Oczywiście. – Anita skrzyżowała ręce na piersi. – A myślisz, że dlaczego związałam się z twoim ojcem? Miał w sobie tak wiele taktu i elegancji, że zakochałam się w nim już od pierwszego wejrzenia. Do tej pory pamiętam jego piękny cylinder… O! – Nagle uniosła w triumfalnym geście palec. – Musisz założyć kapelusz! Teraz cylindry już nie są modne, ale gdybyś tak ukłonił się tej swojej wybrance, zdejmując z głowy jakieś nakrycie, na pewno od razu zapałałaby do ciebie sympatią. – Rozmarzyła się, a na jej usta wypłynął błogi uśmiech.

51
{"b":"691192","o":1}