Edyta nie wiedziała, jak zareagować na to nagłe wyznanie.
–Strach uruchamia instynkt samozachowawczy. Ale dość o tym. – Alina machnęła ręką. – Nie powinnaś nawet znać nazwisk naszych chłopaków. Nie ujawniamy się z naszą pracą. Co jeszcze chcesz wiedzieć?
–Właściwie jedno. Mówiłaś, że ten Rafał przywiózł całe zaplecze komputerowe. Gdzie się rozlokowali?
–U twojego przyjaciela. Był niezwykle chętny do współpracy. – Alina wróciła do przeglądania akt.
–Przecież ja nie mam w Lipniowie przyjaciół – odparła wolno Edyta.
–Doprawdy? A ksiądz proboszcz?
–Nie przepada za mną…
–Możliwe, ale Michał przedstawił mu sprawę i dostaliśmy pokoje na plebanii.
–Coś takiego… A to nie będzie wyglądało podejrzanie? Tamci się nie zorientują? – Edyta jakoś nie potrafiła sobie wyobrazić utrzymania w tajemnicy obecności czterech obcych osób na plebanii.
–Nie rzucają się w oczy. Wchodzą przez kościół. Wszystko gra – zapewniła ją Domaniecka. – Bierz się do pracy… – poleciła.
Edyta machinalnie zaczęła przeglądać wydruki. Starała się nie zwracać uwagi na twarze młodych dziewczyn. Zdjęcia niejednokrotnie przedstawiały
247
nastolatki w otoczeniu najbliższych, uśmiechnięte i radosne, albo poważne i dziecinne na zdjęciach legitymacyjnych. Serce pękało jej z bólu, gdy zastanawiała się nad losem uciekinierek i powodami, dla których zdecydowały się opuścić rodzinne domy. Skoncentrowała się na raportach. Na odrębnym arkuszu sporządziła tabelę i stopniowo zaczęła ją wypełniać.
2.
Michał wpadł do mieszkania tylko na chwilę, po to, żeby się przebrać. Był wdzięczny Edycie, że nie skomentowała jego wyglądu ani długiej nieobecności. Nie wiedział, czy zawdzięczał to Alinie, która odpowiadała na wszystkie pytania, a może charakterowi swojej ukochanej, rozumiejącej, że teraz są inne priorytety niż oni dwoje. Cokolwiek to było, Michał doceniał postawę Edyty.
–Wiesz, że miałaś rację co do tego towarzystwa historycznego? – powiedział z pełnymi ustami, pochłaniając zapiekankę z makaronu.
–Co do czego miałam rację? – Utkwiła w nim zaciekawione spojrzenie.
–Wiesz, kazałem Darkowi sprawdzić listę członków i wyszła dziwna rzecz. Od lat do tego stowarzyszenia należy tylko kilka osób, nie przyjmują nikogo nowego od czasu śmierci twojej mamy. Dziwne, nie? Takie grupy, jeśli działają oficjalnie, to na ogół utrzymują się ze składek członkowskich i tym podobnych opłat, więc szukają nowych członków. A oni nic. Zamknięta kasta.
–To po co im strona internetowa? – zapytała po chwili milczenia Edyta.
–No właśnie. Też mnie to zastanowiło. Darek sprawdza, o co tu chodzi. Muszę lecieć – oświadczył i zerwał się z krzesła.
–Czekaj! – Edyta chwyciła go za rękaw. – Znaleźliście cokolwiek?
–Tak, całkiem sporo. Udało nam się nagrać kilka ciekawych spotkań, mamy dowody na korupcję i handel narkotykami. Wymyka nam się jednak szefostwo. Czekamy i obserwujemy.
–Jak wam się udało… – Była oszołomiona. Z jego słów wynikało, że w ciągu kilku dni odkryli więcej niż przez ostatnie półrocze.
–Śledzimy, kogo trzeba, obserwujemy, podsłuchujemy…
–Podsłuchy są nielegalne – wytknęła mu.
–Nie zakładamy podsłuchów! – Michał się roześmiał. – Mamy inny sprzęt. Ale to w sumie nieważne, bo widzisz, chodzi o to, żeby się znaleźć we
248
właściwym miejscu o właściwym czasie. Informacja z podsłuchu służy nam tylko do tego, żeby się dowiedzieć, gdzie i kto. Naprawdę muszę już lecieć – powiedział z żalem.
–Wiem, leć… – Patrzyła za nim, jak zbiegał po schodach.
–Jak ci idzie? – Za jej plecami stanęła Alina.
–Jak ty to robisz?
–Co takiego? – Tamta nie rozumiała, o co chodzi.
–Znikasz, kiedy trzeba, i pojawiasz się na horyzoncie, gdy pole jest już czyste – wyjaśniła Edyta. Rzeczywiście Alina wycofywała się zawsze, gdy jej obecność była niepożądana. Następnie pojawiała się w ułamku sekundy, tak jak teraz, kiedy Michał już wyszedł, albo wiedziała, że nie będzie przeszkadzać.
–Szósty zmysł, intuicja… – Domaniecka wzruszyła ramionami. – A tak na poważnie, to słuch absolutny. Usłyszałam kroki na schodach, więc uznałam, że są dwie opcje. Albo Michał wyszedł i pole czyste, albo ktoś przyszedł, więc i tak nie będę przeszkadzać, bo przeszkodził wam już ktoś inny – wyjaśniła. – A teraz powiedz, jak tam twoje wykresy? – zmieniła ton na bardziej oficjalny.
Edyta podziwiała tę umiejętność. W jednej chwili świetna koleżanka, wesoła, wyluzowana, w następnej – sucha, chłodna i oficjalna pani komisarz.
–Trudno powiedzieć. Miejsca są różne i nic z nich nie wynika. Impreza u koleżanki, randka z chłopakiem, dworzec. Ale wiesz, co zrobiłam? Zakreśliłam na mapie okręg sto kilometrów i wybieram teraz zaginięcia wyłącznie z tego rejonu. – Pokazała mapę rozłożoną na podłodze, gdzie czarnym flamastrem zaznaczyła wspomniany teren.
–Dlaczego sto? – dociekała Alina.
–Tak się zastanawiam… Przecież morderca nie może oczekiwać, że porwane dziewczyny będą grzeczne i spokojne, prawda? Nawet jeśli zwabia je do samochodu podstępem, to musi się liczyć, że w pewnym momencie mogą coś zauważyć, zmienić zdanie, będę próbowały wysiąść albo zaczną krzyczeć i wzywać pomocy. Trasa nie może być zbyt daleka.
–Może je oszołomić narkotykiem… – zasugerowała policjantka.
–Owszem, ale wyobraziłam sobie, że wiozę nieprzytomną dziewczynę w samochodzie i nagle zatrzymuje mnie drogówka. Co wtedy?
–Mów dalej. – Alina była zaintrygowana jej tokiem myślenia.
249
–Morderca jest ostrożny, przebiegły, inteligentny – wyliczała Edyta. – Nie podejmuje zbędnego ryzyka. Najlepiej się czuje na naszym terenie, bo w razie wpadki może liczyć na pomoc, prawda?
–Powiedzmy… – Alina miała wątpliwości co do teorii Madery, że mordercą jest ktoś z szefostwa gangu narkotykowego. Ale nigdy nie odrzucała z góry żadnych hipotez. Zycie nauczyło ją, że tam, gdzie w grę wchodzą ludzie, nie ma rzeczy niemożliwych.
–Poza tym świetnie zna nasz teren. Wie, gdzie podrzucić zwłoki, ma swoją kryjówkę. Więc z jednej strony myślę, że nie będzie porywał dziewczyn dwa kilometry od domu, ale z drugiej – nie powinien ryzykować dalekiej jazdy. Wyznaczyłam więc sobie sto kilometrów i sprawdzam.
–Okej, może być… – zgodziła się Alina. – Masz coś?
–Właściwie dopiero zaczęłam – przyznała się Edyta.– Mam tylko dane sprzed pięciu i czterech lat.
–Jak skończysz, to mi pokaż – poleciła Domaniecka i wróciła do przeglądania dokumentów.
Za dzień lub dwa, kiedy się z tym upora, pojedzie do starego, rzuci mu raport na biurko i zażąda pomocy. Zgromadzili dość materiału, żeby zatrzymać pół komisariatu, a jeszcze więcej będzie miało do roboty CBS. Kto by podejrzewał, że w tym spokojnym niewinnym miasteczku może działać tak zorganizowana szajka? W dodatku, co było dla Aliny kompletnym zaskoczeniem, ci ludzie byli ze sobą powiązani finansowo, majątkowo i więzami krwi od pokoleń. Dosłownie jak mafia sycylijska, pomyślała.
3.
Edyta z niezadowoleniem spoglądała na mapę. Na podstawie sporządzonej tabeli zakreśliła miejsca, w których zaginione dziewczyny były widziane po raz ostatni, w tym czerwonymi pinezkami zaznaczyła punkty, gdzie doszło do porwania lub próby porwania, o czym się dowiedziała od komisarza Madery.
–Nic z tego nie wynika! – Ze złością rzuciła pudełko z pinezkami na stół. – Nic! Strata czasu!
–Nie powiedziałabym. – Alina ze spokojem studiowała mapę. – Nie wszystkie porwania są dziełem naszego maniaka. Większość z nich trzeba odrzucić. Musisz przyjąć pewien schemat i sprawdzić, czy działa.