Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

–Potrzebna mi prywatna przysługa – powiedział, gdy usłyszał męski ostry głos, nie zadając sobie trudu, by się przedstawić.

–Na kiedy?

–Natychmiast.

–Prześlij. – Połączenie zostało zerwane.

Korzystając z prywatnego laptopa, sporządził szybko zestawienie potrzebnych danych i przesłał przyjacielowi z wydziału. Miał nadzieję, że nikt nie będzie zadawał pytań. Zajmował się zupełnie nie tym, czym powinien, przynajmniej z punktu widzenia szefa. Tego, że ma przeczucie, w racjonalnej dyskusji z przełożonym nie należało ujawniać.

Po wyjściu przyjaciółki Edyta przeanalizowała na spokojnie przemyślenia Lidki. Mimo pozornego bezładu, wszystko wydawało się bardzo przekonujące i logiczne. Mogła mieć rację; niewykluczone, że w okolicy działa wielokrotny morderca, którego nikt nie szuka. Michał próbował działać na własną rękę,

114

ale jeśli dobrze go zrozumiała, bez badań DNA nic nie da się zrobić. Nie wolno mu się angażować w sprawy spoza ich terenu, a jakiekolwiek informacje może uzyskać wyłącznie prywatnie, dzięki uprzejmości kolegów policjantów.

Niepewna, czy postępuje właściwie, ale zdecydowana działać, wybrała numer podany jej przez Bartkowiaka. Z nim samym nie mogła się skontaktować, ale w mieszkaniu jego siostry prędzej czy później z pewnością ktoś odbierze telefon.

–Tak, słucham? – Usłyszała melodyjny kobiecy głos.

–Dzień dobry, nazywam się Edyta Mielnik – przedstawiła się lekko zdenerwowana. Nie spodziewała się, że ktoś od razu podniesie słuchawkę. – Czy pani Małgorzata Milner?

–Tak, o co chodzi?

–Jestem znajomą pani brata, Jana Bartkowiaka. Nie mogę się z nim skontaktować od jakiegoś czasu, a mam pilną… – Urwała, zaskoczona szlochem kobiety.

–Pani nic nie wie… – Jej rozmówczyni z trudem się opanowała. – Janek nie żyje.

–Nie wiedziałam… – Edyta była wstrząśnięta. – Kiedy to się stało?

–Tydzień temu był pogrzeb. Nie znam pani nazwiska. Czy pani i Janek… – Tamta zawiesiła znacząco głos.

–Nie, nie. Nic z tych rzeczy – zaprzeczyła pospiesznie Edyta. – Jak umarł? Serce?

–Nie, wypadek samochodowy. Uderzył w drzewo.

–Wypadek? – powtórzyła wstrząśnięta. – Drzewo?

Stanęła jej przed oczami sytuacja sprzed dwóch lat, gdy zszokowana patrzyła, jak straż pożarna rozcina drzwi pogruchotanego auta, by wydobyć ciało. Zemdlała wówczas, ale podczas identyfikacji zwłok matki już nawet nie drgnęła jej powieka. Potwierdziła sucho tożsamość i wyszła. To wspomnienie nawiedzało ją często.

–Czy mogę do pani przyjechać? – zapytała, odsuwając od siebie prześladujące ją sceny. – To ważne. Bardzo panią proszę – nalegała, gdy kobieta nie odpowiedziała od razu. – Koniecznie muszę się z panią zobaczyć. Wiem, że jest pani trudno…

–Dobrze – zgodziła się z westchnieniem Małgorzata Milner. – Kiedy może pani…

–Wyjadę natychmiast. Będę u pani wieczorem. – Odłożyła słuchawkę, zanim tamta zdążyła się rozmyślić.

115

Michał po raz kolejny sprawdził pocztę elektroniczną. Nie było odpowiedzi. Przyjaciel już dawno powinien sobie poradzić z wyszukaniem potrzebnych informacji. Nawrocki wrzucił do mikrofalówki resztę pizzy. Miał ochotę pojechać do Edyty, ale nie bardzo wiedział, jak się zachować. Wszystko, co dobre w jego życiu, działo się nie w porę. Nie mógł jej powiedzieć prawdy, a właściwie nie miał pewności, czy może jej zaufać. Był przyzwyczajony do tego, że działał sam, w ukryciu. Nawet najbliższa rodzina nie wiedziała, czym się zajmuje, a Edyta była osobą obcą, mieszkanką Lipniowa, i nie mógł jej wykluczyć z grona podejrzanych tylko dlatego, że… Z zamyślenia wyrwał go telefon. Przelotnie zerknął na ekran komputera. W jego skrzynce odbiorczej widniała wiadomość od przyjaciela. Otworzył ją podekscytowany, ale widniało tam tylko krótkie zdanie: „Sorry, stary”. I nic więcej. Telefon nie przestawał dzwonić. Zirytowany Michał zerknął na wyświetlacz. Numer zastrzeżony. Po chwili wahania odebrał.

–Nawrocki, co ty wyprawiasz?! – Rozmówca nie zamierzał się przedstawiać. – Lada moment prokurator dobierze mi się do dupy, a ty bawisz się w szukanie zaginionych małolat?! Odjebało ci?!!! Wydziały pomyliłeś?!

–Sorry, szefie – burknął, odsuwając aparat od ucha. Huczący głos mógł przyprawić o głuchotę.

–„Sorry, szefie”? To wszystko?! Nie posunąłeś się ani o krok w naszej sprawie. Wiesz, co mogę zrobić z twoimi raportami?! Wiesz?!

–Domyślam się…

–Domyślasz się, a to dobre! On się domyśla! Ty powinieneś wiedzieć!!!

Michał postanowił przeczekać. Jak stary się wykrzyczy, to może uda się cokolwiek wytłumaczyć.

–Jest sprawa czy nie ma? – Głos zabrzmiał już nieco spokojniej.

–Jest – powiedział stanowczo Nawrocki. – Są lepiej zorganizowani, niż myślałem, ale zdecydowanie nie można teraz przerwać dochodzenia. Trzeba je prowadzić do końca…

–Nie masz dowodów. Nie masz świadków. Nie masz nic. Jedyne, co masz, to stracony czas. W dodatku bawisz się w domorosłego detektywa. Zamierzam cię oddelegować…

–Potrzebuję trochę czasu – przerwał mu Michał. – Mam kilka wątków. Muszę je tylko powiązać.

–Czy sprawa zaginionej dziewczyny ma z tym coś wspólnego?

–Możliwe – odparł wymijająco.

116

–Tak czy nie?

–Tak podejrzewam, ale nie mam dowodów – przyznał niechętnie Nawrocki.

–Tak podejrzewam, tak sądzę, tak myślę… – ironizował szef. – Daję ci czas do końca czerwca. – Autorytatywny ton nie pozostawiał wątpliwości, że to termin ostateczny. Nawrocki nie zamierzał się poddawać. Był dobry w swojej robocie właśnie z powodu nieustępliwości.

–Do końca czerwca? – zaprotestował. – To niecałe dwa tygodnie!

–Potrafię liczyć – poinformował go oschły głos.

–Do końca lipca – próbował się targować Michał. – Jeżeli do tej pory nic nie znajdę, wracam.

–Nawrocki…

–Proszę, szefie… – wszedł mu w słowo. – Koniec lipca!

–Nic z tego, miałeś wystarczająco dużo czasu. Piętnastego lipca widzę raport z dowodami albo ciebie. To wszystko, komisarzu Nawrocki.

–Jak mam zdążyć, to potrzebuję tych danych. Wiem, że pozornie nie ma związku, ale… – Próbował ukryć radość, że udało mu się wybłagać u szefa jeszcze te dwa tygodnie.

–Dobrze. Powiem Słowikowskiemu, żeby ci przesłał, co potrzebujesz. – Jego rozmówca złagodniał.

–Dzięki, szefie. – Michał odetchnął z ulgą.

–Nie dziękuj, tylko bierz się do roboty. I jeszcze jedno…

–Tak, szefie?

–Słowikowski cię nie wsypał. Może nie jestem najmłodszy, ale wiem, co się dzieje na moim podwórku. Nie jestem tu bez przyczyny.

–Wiem, szefie. Nie zamierzałem sugerować… – Nie udało mu się dokończyć zdania. Telefon milczał.

Komisarz Nawrocki z roztargnieniem przeczesał ręką włosy.

3.

Edyta zatrzymała się przed parterowym domkiem na końcu ulicy. Był szary i niepozorny, a gdyby nie kolorowe kwiaty rosnące w ogrodzie i zwisające ze skrzynek na parapetach, wyglądałby na odrobinę zaniedbany. Podeszła do furtki i zadzwoniła raz, po chwili drugi. Zaczęła się już niecierpliwić, gdy w

117

końcu drzwi się otworzyły i pojawiła się w nich drobna kulejąca kobieta. Miała około sześćdziesięciu lat, poruszała się z widocznym trudem.

–Dobry wieczór! – zawołała Edyta. – Dzwoniłam do pani dzisiaj rano.

–Proszę, niech pani wejdzie, furtka jest otwarta – powiedziała tamta łagodnym melodyjnym głosem, który Edyta słyszała w słuchawce. Taki głos pasowałby znakomicie do kogoś znacznie młodszego. Stanowił zaskakujący kontrast z pomarszczoną twarzą tej kobiety.

32
{"b":"586706","o":1}