Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

–Ty tutaj? – Usłyszał za sobą głos Chmiela.

–A gdzie miałbym być? – Najchętniej zignorowałby wroga, ale nie mógł sobie na to pozwolić, gdy przyglądali im się inni policjanci.

–Ostatnio sporo czasu spędzasz w księgarni. Miłość do literatury? – Przyjaźnie uśmiechnięta twarz Krzysztofa sprawiała wrażenie, że tamten mówi to z życzliwością, ale Michał nie przegapił złośliwego błysku w jego brązowych oczach.

–Każdy lubi to, co ma. Jedni wolą literaturę, inni leśne bezdroża podczas pełni – odparował, unosząc lekko brwi i spoglądając na niego z ironią.

Chmiel zesztywniał i podejrzliwie zmrużył oczy.

–Co masz na myśli? – spytał ostrożnie, ale Michał wyczuł w jego głosie niepewność.

Podszedł bliżej i powiedział cicho:

–Nasze panie mają różne upodobania… – Obserwował chłodno, jak na twarzy Krzysztofa pojawia się wyraz zrozumienia, a potem z trudem hamowana furia.

Przez dłuższą chwilę mierzyli się wzrokiem. Michał spoglądał na tamtego z pogardą, jego przeciwnik patrzył nań ze złością.

–Wydawałeś się bardzo zainteresowany sprawą tego wypadku. – Pierwszy odezwał się Nawrocki.

150

–Mówiłem ci, byłem w pobliżu – odparł Chmiel, siląc się na nonszalancję. Przy świadkach nie mógł sobie pozwolić na wybuch. Widać jednak było, że nie podoba mu się to pytanie.

–Mówiłeś – przyznał spokojnie Nawrocki, nie spuszczając z niego uważnego spojrzenia.

–Czego chcesz? – warknął jego przeciwnik.

–Tak się zastanawiam… Nie wiadomo, kim jest ofiara…

–Wrzucili ją do bazy, ale nie ma jej w zaginionych – odrzekł Krzysztof. – Może ktoś się zgłosi. Nie zatrudniamy jasnowidzów na etacie – silił się na sarkazm.

–Jak na kogoś, kto tylko był w pobliżu, jesteś na bieżąco – zauważył Nawrocki.

–Obiło mi się o uszy to i owo – rzucił lekceważącym tonem Chmiel.

–Rozumiem. Nie zwróciłeś uwagi, jak bardzo ta NN była podobna do dziewczyny z Brzezin? – Obserwował bacznie reakcję tamtego.

–Czy ja wiem? – Krzysztof wzruszył obojętnie ramionami.

–Ten sam typ urody…

–Chyba nie sugerujesz, że mamy do czynienia z jakąś grubszą sprawą? – zapytał gniewnie. Michał dostrzegł na jego czole krople potu.

–Nie sądzisz, że to zastanawiające?

–Nie – uciął szybko Chmiel, zerkając nerwowo na przysłuchujących się rozmowie kolegów. – I ty też nie powinieneś. Wiesz, jak takie plotki mogą wpłynąć na koniunkturę miasta?! – wysyczał.

–Ach. No tak, turyści są najważniejsi. – Nawrocki udał, że dopiero teraz się domyślił, o co mu chodzi.

–Wreszcie zaczynasz grać w drużynie. – Zdenerwowany Chmiel udał, że bierze jego słowa za dobrą monetę. A może nie wyczuł sarkazmu. – To zadziwiające, jak szybko takie rzeczy się roznoszą.

–No właśnie. – Michał z powagą pokiwał głową. – Wystarczy niewinna uwaga, że ktoś, gdzieś, z kimś… – Nie dokończył zdania, zamiast tego mrugnął kpiąco do Krzysztofa i odszedł.

Pobladły Chmiel patrzył za nim z nienawiścią.

151

3.

Lidka otworzyła drzwi wejściowe mosiężnym kluczem. Nasłuchiwała chwilę, jak puszczały kolejne zapadki. Weszła do holu. Wokoło było pusto i ciemno. Zapaliła lampę na stoliku przy drzwiach.

–Piotr?! – zawołała, ale odpowiedziała jej cisza. Wyjęła telefon z torebki i wybrała numer męża.

–Piotr Sianecki. Zostaw wiadomość. Oddzwonię.

–Usłyszała odpowiedź poczty głosowej.

–Pięknie. – Skrzywiła się ze złością. – Pewnie się obraził i wyszedł – pomyślała.

Zirytowana poszła najpierw do kuchni, żeby przygotować sobie coś do jedzenia i ciepłą herbatę. Mimo lata w domu panował chłód, W szczególnie gorące dni było to całkiem przyjemne, ale ostatnimi dniami kojarzyło jej się wyłącznie z grobowcem. Miała nadzieję, że to nie jest początek depresji. Bo czy ktoś słyszał o depresji przedporodowej? – pomyślała w przebłysku czarnego humoru.

Zaniosła tacę do biblioteki, po drodze zapalając wszystkie światła. Czuła się pewniej i bezpieczniej w jasnych pomieszczeniach. Dom zdawał się żyć własnym życiem. Skrzypienie podłóg i jęki w rurach sprawiały, że gdy było ciemno, nawiedzały ją przerażające myśli. Światło sprawiało, że znów widziała tylko stary dom. Rozgrzana herbatą zaczęła szukać listów. Była przekonana, że zostawiła je w holu na stoliku przy drzwiach, ale ich tam nie widziała. Nie znalazła ich również w bibliotece i sypialni. Z wahaniem zajrzała do pokoju, w którym Piotr urządził sobie gabinet. Nie wchodziła tam od tygodni, dlatego zaskoczył ją panujący wokół bałagan. Słowo „pedantyczny” nie oddawało dokładnie zamiłowania męża do porządku, zwłaszcza gdy dotyczyło to pracy. Bardziej pasowało tu określenie: „chorobliwa pedanteria”. Tymczasem po podłodze walały się w pozornym nieładzie ogromne mapy, na ścianach rozwieszone były plany z zaznaczanymi pinezkami miejscami i przypiętymi notatkami. Podeszła ostrożnie do biurka, ale tylko rzuciła na nie okiem. Nie rozróżniała niczego, co tam się znajdowało. Wolała nie ruszać żadnego z leżących przedmiotów. Piotr byłby wściekły, a ona była zbyt zmęczona, by się narażać na kolejną awanturę.

Zamknęła za sobą starannie drzwi i wróciła do biblioteki. Włączyła płytę z muzyką relaksacyjną i zwinęła się w fotelu, przykryta po szyję ciepłym kocem.

152

–Pewnie pracuje nad planami, które znalazłam na strychu. – Przypomniała jej się tuba, którą mąż zaanektował dla siebie. Lidka nie miała pojęcia, co Piotr tam znalazł, ale widocznie musiało to być na tyle interesujące, że pochłonęło go całkowicie. Uspokojona, że udało jej się rozwiązać zagadkę nieładu w gabinecie męża, nie wiedząc kiedy, zasnęła.

Oszołomiony zapachem kadzidła i dziwną pobrzmiewającą w tle muzyką opadł ciężko na łóżko. Nie był pewien, czy zrobił to sam, czy też Daria go pchnęła. Nie był pewien niczego. Nawet tego, czy piękna złotooka kobieta poruszająca się w rytm hipnotycznej muzyki nadal jest Darią, czy przeobraziła się w demona. Nie przestając kołysać biodrami, zrzuciła sukienkę. Nie miała pod spodem bielizny. Stała przed nim naga, napawając się zachwytem widocznym w jego oczach. Muzyka uległa zmianie, stała się bardziej gwałtowna, erotyczna, sugestywna. Oparł się na łokciu i patrzył na zbliżającą się do niego uwodzicielkę. Jej ciało jak gdyby płynęło ku niemu. Zamrugał z niedowierzaniem; nie był pewien, czy wzrok płata mu figle, czy może to wina przytłumionego światła albo snującego się wokół wonnego dymu. Ciało kobiety oplatał w miłosnym uścisku ogromny wąż. Piął się poprzez biodra i brzuch, ginąc na moment za plecami Darii, po czym ohydny płaski łeb wyłonił się zza jej ramienia, spływając po obojczyku ku kształtnej piersi, a oślizgły pysk zacisnął się na sutku. Roześmiała się cicho, widząc szok malujący się na twarzy mężczyzny, zastąpiony podnieceniem, gdy Piotr zdał sobie sprawę, że ogon węża ginie między jej udami i jak gdyby wnika w głąb.

Czuł, jak pot spływa mu po czole, niejasno zdawał sobie sprawę, że jego pierś unosi się spazmatycznie w nierównym drżącym oddechu. Z trudem oderwał spojrzenie od upiornego tatuażu wstrętnego gada i zatracił się w hipnotyzujących oczach Darii. Zdawały się jarzyć złotym blaskiem; koniuszkiem języka zwilżyła wargi, gdy usiadła na nim okrakiem. Przycisnęła go do łóżka. Palcami o długich ostrych paznokciach szarpnęła mu koszulę pod szyją. Uniósł się, próbując zaprotestować, ale wtedy uderzyła go dłonią w twarz tak mocno, że poczuł na ustach krew. Zszokowany nie mógł wydobyć z siebie słowa. Nie odrywając od niego wzroku, Daria pochyliła się i zlizała krople krwi, zaciskając dłoń na jego krtani tak mocno, że poczuł wbijające się w skórę paznokcie.

42
{"b":"586706","o":1}