Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

–Myślisz, że któryś z tych mężczyzn miał dość szantażu?

–Tak pomyślałam, niepokoiła mnie ta liczba mnoga. Mówiła „oni”. Na kasetach byli różni mężczyźni… Ale od lat nie utrzymywałyśmy kontaktów. Dlaczego to coś miałoby dotyczyć nas obu? – Wzruszyła ramionami. – Nie zamierzałam tu wracać. Nie było po co.

–Ale jesteś…

–Jestem – przyznała. – Nie wierzyłam ani przez chwilę, że tak po prostu mogła uderzyć w drzewo.

–Nie widziałaś jej dziesięć lat. Dużo mogło się zmienić.

–Patrzyłam na nią w kostnicy. Czułam się dziwnie. Jakby to dotyczyło kogoś innego, nie mnie. Jakby leżała tam czyjaś matka, nie moja. Tego samego dnia zadzwonił notariusz. Nie, nie z Lipniowa – zaprzeczyła, nim Michał zdążył zapytać. – Zgłosił się do mnie prawnik z Warszawy. Złożyła u niego depozyt, leżał tam przez kilka miesięcy. Tego samego dnia, kiedy do mnie dzwoniła, kazała przekazać mi kopertę. Nikomu o tym nie powiedziałam. Aż do teraz.

136

–Co tam było? – Wbrew sobie poczuł zainteresowanie. Tamta kobieta musiała wplątać się w coś poważnego, skoro podjęła takie środki ostrożności.

–Testament. I to. – Edyta podała mu jedną z leżących na stole kartek.

–To wszystko? – spytał rozczarowany. Na kartce, po obu stronach, wytwornym charakterem wypisano kilkanaście nazwisk. Przy żadnym z nich nie było dodatkowych adnotacji, notatki, nic.

–Też byłam rozczarowana, kiedy to zobaczyłam. Co było w tym ważnego, że zdeponowała kopertę u prawnika, nic więcej mu nie mówiąc? I dlaczego chciała, żebym to przeczytała? I po co zostawiła mi księgarnię, skoro zamierzała uciec wraz ze mną. Z jednej strony dała mi powód, żeby tu wrócić, z drugiej sama stąd uciekała.

–Wiesz, kim są ci ludzie?

–Na pierwszej stronie są nazwiska najbardziej wpływowych i najbogatszych ludzi w Lipniowie. Wiem, że patrząc na nasze miasteczko, nikt by tego nie powiedział, ale są tu prawdziwe fortuny. Majątki przekazywane z pokolenia na pokolenie. Wiesz, ile dostałam po śmierci matki? – Spojrzała na niego na pół z rozbawieniem, na pół z pobłażaniem. – Jak sądzisz, ile może być warta ta kamienica? Nie mówię o księgarni. Mogłabym właściwie prowadzić ją w ramach hobby.

–Nie mam pojęcia. Około dwóch milionów? – Nie był pewien, do czego zmierza Edyta.

–Co najmniej – zgodziła się z nim. – Jestem właścicielką jednej trzeciej, a to nawet nie dziesiąta część tego, co odziedziczyłam po mamie. Nieruchomości, grunty, akcje. Nie miałam pojęcia, że była tak bogata. Powinna się znaleźć na tej liście. – Wskazała arkusik.

–A druga strona? – zapytał. Starał się nie okazać zdziwienia, ale jeśli było tak, jak mówiła, nie miał pojęcia, czemu Edyta nie opala się na Hawajach.

–To rzecz najciekawsza. Te nazwiska nic mi nie mówiły. Poza jednym. – Stuknęła palcem w nazwisko pośrodku listy. – Edmund Mielnik. Był moim ojcem.

–Nie rozumiem…

–Wszystkich tych ludzi łączy jedno. Nie żyją.

–Hm… – mruknął Michał. – Nie jestem pewien, co o tym myśleć…

–Nie miałam zamiaru tu przyjeżdżać, ale zobaczyłam nazwisko ojca. Dalej znajduje się Zygmunt Wawrzecki. Ojciec Darii – dodała, gdy Michał spojrzał pytająco.

137

–Nadal nie rozumiem, dlaczego to spisała.

–Oni umarli w dość dziwnych okolicznościach – oznajmiła. – Wypadek samochodowy z niewyjaśnionych przyczyn, upadek z wysokości, zatrzymanie akcji serca, a nigdy nie chorował… – Wskazywała kolejne nazwiska: – Zatrucie pokarmowe, wypadek na polowaniu, samobójstwo.

–Myślisz, że zostali zamordowani? – zapytał z niedowierzaniem Nawrocki.

–Nie wiem, ale mamy dalsze wypadki: moja matka, Bartkowiak, Teodor Ligocki – to stryj męża Lidki. Powiesił się.

–Sprawdzałem to. Nie znalazłem niczego podejrzanego – powiedział.

–Bo widziałeś tylko to, co można zobaczyć na pierwszy rzut oka – odrzekła Edyta. – A ja się zastanawiam, jak chory staruszek dotarł pieszo do lasu i wdrapał się na drzewo, żeby zawiesić pętlę…

–Przeoczyłem to – powiedział z poczuciem winy Michał. – Nie przyszło mi do głowy, żeby sprawdzić wszystko…

–Nie dziwię ci się – rzuciła pocieszającym tonem. – Nigdy wcześniej nie musiałam analizować każdego wydarzenia, sytuacji…

–Zaczekaj chwilę… – Powstrzymał ją stanowczym gestem. – Jeśli po jednej stronie mamy podejrzane zgony, to co jest na drugiej? Winni?

–Nie jestem pewna. – Zagryzła wargę. – Wydaje mi się, że to raczej lista podejrzanych – dodała niepewnie.

–Podejrzanych… – Nie chciał, żeby to zabrzmiało lekceważąco, ale nie wiedział, co o tym sądzić. – I prowadzisz własne dochodzenie?

–Coś w tym stylu – mruknęła, widząc jego pełną dezaprobaty minę.

–Zwariowałaś?! Jeśli w tej teorii jest choć odrobina prawdy, to ścigasz mordercę! – zdenerwował się Michał.

–Jestem ostrożna. W dodatku nie udało mi się znaleźć nic konkretnego…

–Bo może nic nie ma – zasugerował, starając się opanować. Nie powinien na nią naskakiwać.

–Nie baw się w adwokata diabła. – Edyta spojrzała na niego zimno. – Mama wpadła na jakiś ślad w związku z tamtymi tajemniczymi zgonami. Nie znasz tych ludzi osobiście, więc możesz nie wiedzieć, ale osoby na liście podejrzanych to ci, którzy skorzystali na śmierci tamtych z pierwszej strony.

–Czyli wszyscy są mordercami? Co to ma być? Stowarzyszenie zabójców?

–No nie… – odrzekła już mniej pewnie Edyta. – Ktoś z nich…

138

–Ktoś z nich jest mordercą altruistą i zabija zawadzających innym krewnych? – Michał podsunął jej kolejny pomysł.

–Przestań! – syknęła ze złością. – Nie twierdzę, że oni wszyscy zostali zamordowani!

–Nie? – zdziwił się. – Mówiłaś…

–Mówiłam, że łączy ich śmierć, mogąca budzić pewne wątpliwości. Nie twierdzę, że wszyscy zostali zamordowani. Sądzę, że ktoś z listy podejrzanych jest mordercą kogoś ze spisu zmarłych. Ale kto zabił kogo i jak, tego nie wiem. Mam jednak pewną teorię.

–Mianowicie?

–Mama musiała wpaść na jakiś trop. Dowiedziała się czegoś, co ją tak przeraziło, że chciała stąd uciekać. Widocznie miała powody, żeby tak bardzo się tego bać, bo jest martwa.

–Yhm… I ten ktoś zabił Ligockiego, a także Bartkowiaka. I teraz morduje dziewczyny – podsumował ironicznie Michał.

–To rzeczywiście brzmi nieprawdopodobnie – przyznała Edyta. – Powiedziałam ci o tym, bo mam wrażenie, że wszystko jakoś się łączy. Może nie bezpośrednio, ale pośrednio na pewno. Uważasz, że wypadek Bartkowiaka i śmierć tych dziewcząt mają ze sobą związek?

–Tak podejrzewam, ale to tylko przeczucie…

–A ja uważam, że jest znaczne podobieństwo między wypadkiem mamy i pana Jana.

–Gdyby rozpatrywać to bez dziewczyn, to może i tak. Pomijając oczywiście takie drobiazgi, jak czas, środki i motyw.

–Jest jeszcze jedno, co łączy te sprawy. Mama mogła wpaść na ślad sprawcy, a Bartkowiak mógł skierować podejrzenia na Lipniów, gdyby tylko powiedział, że nie jest w stanie zidentyfikować jednoznacznie córki.

–Czyli te dwa zgony łączy próba ukrycia…

–Nie przerywaj – fuknęła Edyta. – Myślę, że mama zastanawiała się nad tym i wpadła na trop mordercy, który usunął nie tylko niewygodnego krewnego. To musiało być coś naprawdę poważnego. Coś, co ją przeraziło do tego stopnia…

–Chwila, chwila… Uważasz, że twoja mama już dwa lata temu odkryła mordercę dziewczyn i dlatego zginęła? – Nawrocki nawet nie starał się ukryć niedowierzania. Ta teoria nie była wydumana, tylko po prostu absurdalna.

–Nie zapominaj, że mama mówiła o kimś w nagraniu „oni”. – Edyta zaakcentowała ostatnie słowo. – Możliwe, że mamy do czynienia przynajmniej z

38
{"b":"586706","o":1}