Przy oknie stał mężczyzna w czarnym habicie. Czarny kaptur zasłaniał mu twarz. Krył się za kotarą, zerkając ukradkiem na zewnątrz, tam, skąd do-
153
biegały krzyki i płacz kobiety. Skuliła się, jednak mężczyzna zdawał się jej nie zauważać. Jej uszu dochodziły szeptane gorączkowo słowa, choć nie mogła zrozumieć języka, jakim tamten się posługiwał. Mnich cofnął się gwałtownie, opuszczając kotarę. Nie wiedząc dlaczego, poczuła ogromny lęk. Obronnym ruchem położyła ręce na brzuchu, chciała wzywać pomocy, ale nie mogła wydobyć z siebie słowa. Słyszała tylko własne krzyki.
–Lidka! – Piotr mocno potrząsnął żoną, która jęczała zwinięta w kłębek na fotelu. – Spokojnie, to tylko sen – powiedział łagodnie, gdy popatrzyła na niego półprzytomnie.
–Która godzina? – zapytała sennie, przecierając ręką oczy.
–Późno. Dlaczego nie jesteś w łóżku?
–Nie wiem – wymamrotała. – Zasnęłam na fotelu. Tam stał mnich. – Wskazała dłonią w kierunku okna zasłoniętego kotarą.
–To był tylko sen – powtórzył Piotr.
–Wiem – westchnęła – ale bardzo realny.
Poczuła przenikający ją dreszcz lęku. Wtem usłyszała bicie zegara w holu. Uderzył trzy razy.
–Gdzie byłeś? – zapytała nagle, wpatrując się w niego intensywnie. – Jest trzecia w nocy!
–Wróciłem już dawno – skłamał. – Poszedłem prosto do gabinetu. Nie wiedziałem, że śpisz w bibliotece. Myślałem, że jesteś już na górze. Właśnie miałem kłaść się spać, gdy usłyszałem, jak jęczysz. – Zaczął zbierać naczynia na tacę, odwracając się tyłem do Lidki, by nie dostrzegła poczucia winy na jego twarzy.
–Co ci się stało w usta? – zapytała. Nim się odwrócił, zdążyła zauważyć skaleczoną wargę.
–Nic takiego – zbagatelizował. – Gwałtowne hamowanie.
–Jak wróciłeś do domu? Przecież ja miałam samochód – dociekała podejrzliwie.
–Co to ma być? Przesłuchanie? – zirytował się Piotr. – Wziąłem taksówkę – warknął, wychodząc z biblioteki.
Zaskoczona jego zachowaniem Lidka poszła na górę do sypialni. Weszła pod prysznic, odkręciła gorącą wodę i oparła czoło o ściankę kabiny. Spływający strumień spłukiwał słone łzy z jej twarzy. Piotr kłamał. Była o tym przekonana. Nie rozumiała, gdzie i kiedy zniknął jej łagodny, wrażliwy mąż. Zamiast niego w domu pojawił się zimny i obojętny obcy mężczyzna, któremu przestała ufać.
154
Rozdział XI
1.
Lidka w milczeniu żuła bułkę. Piotr czytał gazetę. Nie odzywał się ani słowem. Zapatrzyła się w kubek kakao, w którym pływała nierozpuszczona grudka. Po raz pierwszy od kilkunastu dni nic się jej nie śniło. Obudziła się wypoczęta i w lepszym nastroju, czego nie mogła powiedzieć o mężu. Po pierwsze nie pamiętała, żeby w ogóle przyszedł do sypialni, po drugie, kiedy się obudziła, jego strona łóżka była pusta i jej zdaniem wyglądała na nietkniętą. Nie powiedział ani słowa od momentu, gdy się spotkali w kuchni. Zerknęła na niego niepewnie. Miał nachmurzoną minę. Pełnym irytacji ruchem poprawił okulary.
–Czego chcesz? – warknął, nie mogąc znieść jej uporczywego spojrzenia.
–Niczego. – Wzruszyła obojętnie ramionami. – Tak się tylko zastanawiam…
–Nad czym? – Popatrzył na nią gniewnie.
–Co cię tak zdenerwowało od samego rana – odparła, wbijając spojrzenie w miejsce, gdzie kołnierzyk jego koszuli rozchylał się, ukazując długie zadrapanie.
–I tak byś nie zrozumiała – rzucił pogardliwie.
Lidka zamarła z uniesionym kubkiem w dłoni. Kłócili się, i to nieraz, ale nigdy dotąd Piotr nie mówił do niej takim tonem. I nigdy wcześniej nie wyczuwała w nim agresji. Jej ciąża i wahania nastrojów nie mogły być powodem takiego zachowania. Nie uszła jej uwagi reakcja Piotra, gdy zorientował się, że zauważyła szramę na jego szyi. Pospiesznym ruchem zapiął guzik przy kołnierzyku i odwrócił się bokiem.
–Gdzie są listy? – zapytała tknięta podejrzeniem.
–Jakie listy? – Nie patrzył na nią, ale zauważyła rumieniec na jego twarzy.
–Zostawiłam stare listy na stoliku. Nie było ich, kiedy wróciłam. – Nie zamierzała ustąpić. – Pisał je hrabia Lipnowski do Anastazji.
155
–Ach, te… – Piotr udał, że dopiero teraz zrozumiał, o co zapytała. – Zabrałem je.
–To ja je znalazłam. Oddaj mi je! – zażądała stanowczo.
–Znalazłaś je w moim domu! – Ze złością cisnął gazetę na stół i wyszedł, trzaskając drzwiami.
Zastygła bez ruchu, oniemiała ze zdumienia, gwałtownie łapiąc powietrze. Wtem jej wzrok padł na gazetę rzuconą przez męża. Czując uderzenie gorąca, w przypływie paniki drżącymi rękoma wygładziła lokalny dziennik. Jej uwagę zwróciło zdjęcie dziewczyny. Jasne włosy, niebieskie oczy, drobna twarz. Z komunikatu zrozpaczonych rodziców wynikało, że miała szesnaście lat, nie było jej od tygodnia. Nie wróciła ze szkoły. Nikt nie wiedział, co się z nią mogło stać. Teoria, że uciekła z domu, była tak samo prawdopodobna, jak i to, że zaginęła.
Lidka pobiegła do biblioteki, gdzie poprzedniego wieczoru zostawiła torebkę. Wyjęła telefon i wybrała numer Edyty. Z niecierpliwością oczekiwała na połączenie.
–Edyta? Masz dzisiejszą gazetę? – Nawet nie pomyślała, żeby się przedstawić. – Jest tam zdjęcie zaginionej dziewczyny. Wygląda zupełnie jak córka Bartkowiaka i ta biedaczka, która wybiegła ci pod koła! – mówiła szybko, nie czekając na odpowiedź.
–Czekaj, czekaj… – Tamta dopiero po chwili zorientowała się, z kim rozmawia. – Jaka dziewczyna?
–No przecież mówię. – Lidka westchnęła rozdrażniona. – W „Wiadomościach Lipniowskich” jest komunikat o zaginionej dziewczynie. Szesnaście lat, jasne włosy… Nic ci to nie mówi?
Edytę zmroziła ta informacja.
–Skąd pochodzi? – zapytała. Podejrzewała, że nie z Lipniowa. Gdyby była stąd, Michał by coś wiedział.
–Nie wiem. Czekaj, niech doczytam… – Lidka szybko przebiegła wzrokiem tekst. – Z Brzezin – powiedziała zdumiona. – Nie rozumiem…
–A ja chyba tak. – Edycie zaświtała na pozór niewiarygodna myśl. – Zadzwonię później, dobrze? – Rozłączyła się, nie czekając na odpowiedź.
–Z kim rozmawiałaś?
Lidka drgnęła nerwowo. Nie słyszała, kiedy Piotr wszedł do biblioteki. Patrzył na nią ze złością.
–Z Edytą – odrzekła, siląc się na spokój.
–Kazałem ci trzymać się od niej z daleka – oznajmił sucho.
156
–No i? – Uniosła wyzywająco głowę i patrzyła na niego nieustępliwie. Jej zdenerwowanie zdradzały jedynie palce mocno zaciśnięte na gazecie.
–Nie prowokuj mnie! – Nie panując nad gniewem, złapał ją mocno za nadgarstek i ścisnął. Patrzył z satysfakcją na grymas bólu, który pojawił się na twarzy żony.
–To boli – wyjąkała.
Jej oczy wypełniły się łzami, wargi zaczęły drżeć, próbowała wyrwać rękę, ale Piotr tylko mocniej zacisnął palce. Jęknęła, gdy dziecko kopnęło ją mocno. Chwyciła się drugą dłonią za brzuch i zachwiała.
–Lidka? – Przestraszony Piotr objął ją, ratując przed upadkiem. – Nic ci nie jest? – pytał z niepokojem, pomagając jej usiąść w fotelu. – Przepraszam, kochanie, nie chciałem cię skrzywdzić. Nie wiem, co mnie naszło – tłumaczył się, patrząc ze strachem na pobladłą twarz żony.
–Zostaw mnie – szepnęła, odwracając się, gdy próbował pogładzić ją po policzku.
2.
Komisarz Nawrocki był coraz bardziej zniechęcony. Ramzes od kilku godzin kręcił się w kółko, nie mogąc złapać tropu. Nie widział dotąd, by najlepszy spec od odnajdywania ludzi zachowywał się jak byle kundel.