Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

–Ty skurczy synu! – Nawrocki zerwał się z miejsca. W przypływie gniewu chciał już biec za Chmielem, ale rozsądek zwyciężył. Przyjdzie na to czas. Z trudem opanowując wzburzenie, otworzył zaciśnięte w pięści dłonie.

Uspokoił się na tyle, by ponownie otworzyć teczkę. Dziewczyna na zdjęciach była nierozpoznawalna. Ciało było w stanie dość mocno posuniętego rozkładu. Tylko badania DNA pozwolą z całkowitą pewnością ustalić, czy to córka Bartkowiaka. Doświadczenie pozwoliło mu szybko odszukać potrzebne informacje bez konieczności przedzierania się przez stos dokumentów. Zgłoszenie o znalezieniu zwłok odebrano o 23.11. Patrol nie znalazł na miejscu żadnych śladów, co z jednej strony tłumaczył upływ czasu od momentu, gdy dziewczynę wrzucono do dołu, do chwili zauważenia zwłok. Z drugiej strony wydało mu się to dziwne, że anonimowy odkrywca zwłok nie pozostawił po sobie żadnych śladów. Wąwóz koło Brzezin, gdzie znaleziono ciało, nie należał

78

do uczęszczanych tras pieszych wędrówek. Michał zastanawiał się, czy naprawdę nie było tam żadnych śladów, czy też policjanci z patrolu, widząc rozkład zwłok, uznali, że ślady sprawcy już dawno uległy zatarciu. Nie wzięli pod uwagę jeszcze jednej możliwości, która właśnie zakiełkowała w głowie komisarza. Jeśli na miejscu rzeczywiście nie dostrzeżono żadnych śladów, to w jaki sposób telefonujący informator mógł się dowiedzieć o zwłokach, skoro go tam nie było? Czy może technicy podarowali sobie zabezpieczenie śladów człowieka, który natknął się na ciało? Jeśli faktycznie nic nie znaleźli, wyjaśnienie było jedno. Dzwonił sam sprawca.

Na podstawie zdjęć Nawrocki nie mógł jednoznacznie odrzucić tezy, że to Elżbieta Bartkowiak, mimo niezgodności czasowej. Chmiel miał rację, świadkowie mogli się mylić i co do czasu, i co do osoby. Bez względu na tożsamość dziewczyny zaniepokoił go ów anonimowy telefon. Zakładając, że jego podejrzenia mogą być słuszne i sprawca sam poinformował policję, należało się zastanowić, co przez to chciał osiągnąć. Nie ma zwłok, nie ma sprawy. Teraz w Brzezinach z pewnością toczy się śledztwo w sprawie gwałtu i zabójstwa. Przypadkowy gwałciciel i morderca nie ujawnia się ze swoimi czynami. Chyba że to nie była przypadkowa zbrodnia… Michał pomyślał z obawą, że niezidentyfikowana ofiara może była pierwsza, ale niekoniecznie ostatnia. A może za bardzo wybiegam do przodu? – zreflektował się szybko.

Chmiel jest pewnie zachwycony, że to nie nasza sprawa, pomyślał z goryczą. Bijąc się z ponurymi myślami, wybrał numer Bartkowiaka.

–Janek, Michał z tej strony. Musimy się spotkać. Przyjadę do ciebie. Nie ruszaj się z motelu.

2.

Lidka musiała przyznać, że dawno nie była tak podekscytowana. Ostatnim razem podobny stan euforii ogarnął ją na wieść, że jest w ciąży. Wcześniejsze zniechęcenie na widok mnóstwa przedmiotów upchniętych w skrzyniach i zapakowanych w kartony zniknęło bezpowrotnie. Ekscytacji nie wywołały odziedziczone skarby. Lidka nie zawracała sobie głowy obrazami ani antykami.

Kiedy dwa dni wcześniej za radą Piotra zaczęła przeglądać zawartość poddasza, zauważyła zaskoczona, że składało się ono jak gdyby z dwóch części.

79

Podział ten nie był zbyt widoczny, gdyż nie zbudowano tu żadnego ukrytego pokoju czy choćby alkowy.

Od frontu, gdzie był najłatwiejszy dostęp, stały bądź leżały złożone tu tymczasowo rzeczy należące do zmarłego stryja. Z tyłu natomiast, czego Lidka z początku nie zauważyła, znajdowały się najrozmaitsze szpargały i to one właśnie sprawiły jej tak wielką radość. Dawne roczniki gazet, artykuły i wycinki wrzucone do teczek bez ładu i składu, pożółkłe ze starości karty książek, których nie dało się złożyć w całość. W zakurzonym sekretarzyku znalazła spłowiałe zdjęcia, listy przewiązane czerwoną wstążką z atramentem tak wyblakłym, że trudno było rozpoznać litery, dokumenty zapisane tak drobnym maczkiem, że przypominał alfabet Morse'a (kropki i kreski). Obok stał futerał, zupełnie taki sam jak ten, w którym Piotr nosił swoje plany i projekty. Zajrzała do środka. Skojarzenie było całkowicie słuszne. Wewnątrz, zwinięte w ciasny rulon, znajdowały się stare mapy, których nie starała się rozszyfrować. Po prostu włożyła je z powrotem.

Już trzeci dzień segregowała swoje znaleziska. Nie zagłębiając się w ich treść, układała osobno dokumenty, zdjęcia, gazety, mapy, notatki, listy, zdecydowana znieść powoli wszystko do biblioteki i tam przejrzeć w spokoju, kiedy już ekipa remontowa skończy działalność.

–Hm… – mruknęła zaintrygowana.

W stercie gazet, głęboko ukryty w środku, leżał gruby notes oprawiony w skórę. Na tle pozostałych szpargałów wyglądał jak nowy.

Dlaczego tu się znalazł? – pomyślała zaintrygowana, biorąc go do ręki.

Ogarnęło ją jeszcze większe zdziwienie, gdy próbując przeczytać zapełnione eleganckim pismem strony, zauważyła, że autor posługiwał się łaciną. Pomiędzy kartami zaś znajdowały się cieniutkie bibułki z rysunkami nieznanych symboli. Kilka z tych szkiców przypominało jej wzory na medalionach, widzianych w księgarni. Różnica była taka, że sprzedawane przez Edytę amulety nie miały inskrypcji, które widniały na starannie sporządzonych rysunkach. Było to tak niezwykłe, że pochłonięta rozmyślaniami Lidka nie zauważyła zbliżającej się postaci.

–Wiesz, która godzina? – Głos, który nagle rozległ się za nią, sprawił, że serce zamarło jej ze strachu.

–Musisz się tak skradać? – zapytała z wyrzutem, przyciskając kurczowo do piersi swoje znalezisko.

–Wołałem cię. – Piotr rozglądał się ciekawie wokoło. – Co to jest? – Machnął ręką w kierunku sterty szpargałów.

80

–Nie mam pojęcia – odrzekła. – Twój stryj gromadził to chyba latami. Niektóre z tych papierzysk rozlatują się w rękach.

–Trzeba będzie to spalić. – Kopnął stos ułożonych przez Lidkę gazet, który przechylił się niebezpiecznie. Na szczęście w porę zdołała je powstrzymać przed rozsypaniem po podłodze.

–Zwariowałeś?! – zaprotestowała gwałtownie. – Nawet nie wiesz, co tu jest. Może to jakaś kolekcja – zasugerowała. – No dobra, kolekcja to może nie. – Pełne niedowierzania spojrzenie, jakim mąż obrzucił bałagan dookoła, uzmysłowiło jej, że to nie było właściwe określenie. – Patrz, tu są listy, notatki, książki… – Wskazała na jedną z nielicznych, która rzeczywiście wyglądała na całą, większość bowiem była stosem kartek. – Chyba bardzo stare. Warto je przejrzeć. Przynajmniej mam zajęcie i nie wchodzę w drogę twoim budowlańcom.

Rozpaczliwie szukała w myślach argumentu, który powstrzymałby męża przed puszczeniem znaleziska z dymem. Piotr był niepocieszony, że jest wiosna i w parku brak uschłych liści. Marzyło mu się ognisko i miała poważne obawy, że byłby skłonny wykorzystać każdy inny materiał do zaspokojenia swoich piromańskich ciągot.

–Patrz!

Chwyciła futerał z mapami i przez moment czuła podziw dla własnej bystrości. Piotr nie kwapił się z wzięciem do ręki pokrytej kurzem tuby. Westchnęła poirytowana i zaciskając zęby, by nie powiedzieć mu paru ostrzejszych słów, co ostatnio zdarzało się dość często, otworzyła futerał. Gdy go przechyliła, ze środka wypadł pożółkły ze starości rulon.

–Hej, ostrożnie! – Piotr w mgnieniu oka zorientował się, co to za skarby. – Nie ściskaj tak, bo uszkodzisz! – Odebrał jej delikatnie, lecz stanowczo tubę. – Zdajesz sobie sprawę, co mogą zawierać takie mapy?

–Domyślam się. – Pokręciła z rozbawieniem głową.

–Dobra, strych jest twój, ale to… – wskazał na podłużny futerał – moje. Nie ma tu tego więcej?

–Nie zauważyłam, ale jak coś mi wpadnie w oko, nawet nie dotknę. Od razu będę cię wołać – zapewniła go.

22
{"b":"586706","o":1}