Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

139

dwoma sprawcami. I oni są na tej liście. – No, jeden z nich na pewno – dodała po chwili, gdy Michał spojrzał na nią z powątpiewaniem.

–Hm… – Gorączkowo rozpatrywał w myślach możliwości, jakie nasuwała ta teoria.

–Mama szantażowała kilka osób i nie bała się ich. Jak ją znam, zaczęła swoje dochodzenie tylko dlatego, że na coś wpadła. Na coś, co otwierało przed nią dodatkowe możliwości. Zapewniam cię, że nie zamierzała wydać sprawcy policji, nic z tych rzeczy. Musiałaby przejść lobotomie, żeby się tak zmienić.

–Rzeczywiście chyba wdałaś się w ojca – uznał Nawrocki. – Zupełnie nie przypominasz matki, takiej, o jakiej mówisz…

–Musiała znaleźć coś więcej, niż oczekiwała. Zauważ, że nie bała się zwykłego mordercy. Podejrzewam, że pewnie myślała o swoich poszukiwaniach jak o zabawie. Ale co takiego odkryła, że zginęła?

Michał przetrawiał w myślach jej słowa. Mimo początkowych obiekcji, nie brzmiało to absurdalnie. Warto było się nad tym zastanowić.

–To może być punkt zaczepienia – powiedział po głębokim namyśle. – Załóżmy wstępnie, że sprawca preferuje określoną metodę działania, co jest możliwe, jeśli uznamy śmierć twojej mamy i Janka za zbrodnię popełnioną przez tego samego człowieka. Moglibyśmy zawęzić pole działania i wziąć pod lupę osoby, których krewni zginęli dokładnie w ten sam sposób, czyli w wypadku samochodowym.

–To nie jest zbyt oczywiste? – Edyta się skrzywiła.

–Tylko na pierwszy rzut oka. Sprawcy mają zwyczaj korzystania ze sprawdzonych metod. Jeśli coś udało się raz, drugi, to dlaczego nie trzeci? – wyjaśniał. – Jeśli masz rację i twoja mama wpadła na trop seryjnego mordercy, to musimy sprawdzić kilka rzeczy. Między innymi nasz „serial” morduje co najmniej od dwóch lat…

–Co oznacza, że znaleziona dziewczyna, Elka i ta… – zająknęła się na wspomnienie minionej nocy.

–Nie były pierwsze. Zgadza się. – Michał pokiwał głową.

–Spróbuję się czegoś dowiedzieć.

–Nawet o tym nie myśl. – Ścisnął z taką siłą Edytę za nadgarstek, że wykrzywiła się z bólu. – To niebezpieczny człowiek. Zabił już kilka osób. Nie chcę, żebyś była następna! Po prostu daj mi te materiały, które masz. Posiedzę nad nimi i może na coś wpadnę. Potem pogadamy. Znasz osobiście większość z tamtych ludzi, więc będziesz mogła wskazać mi to, co przeoczyłem.

–Nie zgadzam się… – rozgniewała się.

140

–Działasz po swojemu dwa lata. Pozwól mi teraz spróbować. – Nie zamierzał się z nią spierać.

–Przesadzasz! – Edyta wyrwała rękę, którą Michał cały czas mocno ściskał. Sądząc po spojrzeniu, jakim obrzucił jej dłoń, chyba nie był tego świadomy.

–Do czego doszłaś? Do niczego. – Nie poddawał się.

Edyta patrzyła na niego z gniewem. Nie zamierzała pozwolić się odsunąć.

–Masz coś? – Michał zatopił w jej źrenicach przenikliwe szare spojrzenie.

–Obiecaj, że będziesz informował mnie na bieżąco – zażądała.

Zmarszczył gniewnie brwi. Nie uszło jego uwagi, że nie odpowiedziała na pytanie.

–Co ukrywasz? – zapytał cicho.

–Nic – odparła zniecierpliwiona, wstając z sofy i podchodząc do okna.

–Wiem, kiedy ktoś kłamie.

–Nie kłamię. – Odwróciła się ponownie do niego. – Po prostu mam własne zdanie co do kilku spraw, ale pozostaje ono bez związku z tym, co ci dotąd powiedziałam. To tylko moja prywatna opinia. Dla ciebie bez znaczenia. – Patrzyła spokojnie, nawet nie drgnęła jej powieka. Kłamała jak najęta, ale tym razem Michał nie był już o tym tak przekonany, chociaż dostrzegła jego pełne namysłu spojrzenie.

–Zrobisz, jak będziesz chciała. – Wstał i zaczął zbierać dokumenty ze stołu. – Ale jest coś, o czym powinnaś wiedzieć. Jeśli ta dziewczyna uciekała, to znaczy, że ktoś ją gonił. Pytanie, co by się stało, gdyby za tobą nie jechał inny samochód?

Zbladła gwałtownie. Nie pomyślała o tym wcześniej. Michał miał rację. Sprawca mógł się przyglądać wszystkiemu z lasu, a nikt z nich go nie zauważył.

–Przepraszam, naprawdę nie chciałem cię przestraszyć. – Podszedł do Edyty; zobaczył jej rozszerzone ze strachu źrenice i pobladłą twarz. – Po prostu bądź ostrożna, dobrze?

–W porządku – szepnęła z westchnieniem.

–Nie mogę… – Michał zamilkł. „Nie mogę cię stracić” – chciał powiedzieć, ale zabrakło mu odwagi. Zamiast tego czułym gestem odgarnął jej włosy z policzka i pochylił się ku niej.

Pocałunek, początkowo czuły i delikatny, po chwili zmienił się w pełen żaru. Edyta odpowiedziała namiętnie, wsuwając Michałowi język do ust i rozpi-

141

nając mu koszulę. Jęknął tylko i przycisnął ją do siebie tak mocno, że nie był pewien, czy z jej ust wydobył się okrzyk bólu, czy zadowolenia.

–Zostań… – Ugryzła go delikatnie w dolną wargę. Przesunęła językiem po jego szyi aż do torsu, szarpnęła klamrę paska. – Potrzebuję tego – dodała.

Ostatnie słowa go otrzeźwiły. Edyta nie pragnęła teraz właśnie jego, potrzebowała po prostu pocieszenia, a on znalazł się pod ręką. Nie chciał, by kochała się z nim, pragnąc zapomnieć o żalu i strachu.

–Nie. – Chwycił ją za nadgarstki i odsunął od siebie stanowczo.

Patrzyła zaskoczona zamglonymi oczami. Michał oddychał ciężko, ale jego spojrzenie odzyskało czujność.

–Nie – powtórzył i puścił jej ręce. Włożył koszulę w spodnie, nie zaprzątając sobie głowy jej zapinaniem. Edyta nie odsunęła się, nie zrobiła też żadnego ruchu w jego kierunku. Zarumieniona z zażenowania spuściła wzrok. Uniósł jej podbródek i zmusił, by spojrzała na niego.

–Oddałbym kilka lat życia, żeby zostać z tobą. Tu i teraz. Ale nie w ten sposób – powiedział cicho.

Zrozumiała. Widział, jak w jej oczach zapala się iskierka światła.

–Nie w ten sposób – powtórzył.

Wspięła się lekko na palce i pocałowała go. W tym pełnym czułości pocałunku nie pozostało nic z wcześniejszego ognia, ale było w nim wszystko, czego mógł chcieć zakochany mężczyzna.

–Zobaczymy się jutro? – zapytała, gdy odsunęli się od siebie.

–Jasne. – Pogładził jej jedwabiste włosy. – Bądź ostrożna, dobrze? – poprosił.

–Będę… – obiecała, patrząc na niego błyszczącymi oczami. – Michał! – zawołała, gdy był już przy schodach.

Odwrócił się i spojrzał na nią pytająco.

–Nie chcę cię stracić – powiedziała cicho. Na jej wargach pojawił się nieśmiały uśmiech, gdy Nawrocki mrugnął do niej szybko i pogwizdując, zbiegł po schodach.

142

Rozdział X

1.

Ocknęła się. Było już jasno. Leżała w skalnej rozpadlinie wśród paproci. W górze widziała pochylające się konary drzew. Była tak słaba, że nie mogła unieść głowy. Pamiętała szalony galop przez las, wypadek, rozpaczliwą ucieczkę, nagły ból. Wyciągnęła rękę, by pogładzić brzuch i dotknąć dziecka, ale jej dłoń zacisnęła się tylko na mokrej koszuli. Nic nie wyczuła. Uniosła z wysiłkiem głowę. Dziecka nie było ani w niej, ani obok. Leżała w kałuży zakrzepłej krwi. Sama. Z jej ust wydobył się krzyk, nieprzypominający głosu żadnej żywej istoty, i poniósł się echem po lesie. Nie płakała. Ból ściskający serce był zbyt wielki na łzy. Opadła bez sił na posianie z liści. Leżała, czując, jak miejsce pustki wypełniają nienawiść i pragnienie zemsty.

Lidka obudziła się przerażona. Panika zaciskała jej gardło, serce waliło jak oszalałe. Po chwili zrozumiała, że to tylko zły sen, i zaczęła się uspokajać, czując, że dziecko porusza się w niej jak przedtem. Może trochę gwałtowniej niż zwykle, ale to pewnie jej wina.

39
{"b":"586706","o":1}