–Co takiego? – zdziwiła się Edyta. – Jesteś pewna?
–Są niemal histeryczne w tonie – ciągnęła Lidka. – I trochę przypominają bredzenie szaleńca. Opowiadam ci o tym w skrócie. Może i była szalona, ale czytając, czułam przerażenie tej kobiety. Pisała, że ma rany i siniaki na
146
całym ciele. To raczej nie mogło jej się przywidzieć, prawda? Błagała o pomoc. Odniosłam wrażenie, że ktoś ją naprawdę dręczył, i to nie żaden demon.
–Pisała o demonie?
–Najwyraźniej była przekonana, że to diabeł przychodzi do niej nocami. Wiesz, tak się zastanawiam… – Lidka ponownie zaczęła obgryzać paznokieć, lecz tym razem Edyta nie zwróciła jej uwagi. – Może ona naprawdę była obłąkana? Zabiła dziecko, bo myślała, że jego ojcem jest diabeł? Kto wie?
–Lidka, te listy mają sporą wartość. Bardziej wymierną dla kolekcjonera, gdybyś chciała je sprzedać – zaczęła jej tłumaczyć Edyta.
–Sprzedać? – zdziwiła się tamta.
–Po potwierdzeniu ich autentyczności oczywiście – wyjaśniła Edyta. – Ale nie doszukuj się w nich prawdy historycznej. Nie wyjaśnisz już tej sprawy.
–No nie – zgodziła się niezadowolona. – Tylko… – Zawahała się.
–Tylko co? – zapytała łagodnie Edyta.
–Chciałabym, żeby ona miała powód… To znaczy nie ma żadnego usprawiedliwienia dla kogoś, kto morduje własne dziecko. Tylko że gdyby ona była chora, szalona… – Urwała.
–To co? Łatwiej byłoby zrozumieć?
–Sama nie jestem pewna, o co mi chodzi – wyznała Lidka. – Rzecz w tym, że nie chcę o niej myśleć jako o kimś złym, rozumiesz?
–Tylko chorym i nieszczęśliwym? – domyśliła się przyjaciółka. – Ale po co, Lidka? Czemu zawracasz sobie tym głowę? Tamto wszystko dawno się skończyło. Dwieście lat temu. Ich już nie ma.
Nie odpowiedziała. W milczeniu wbiła wzrok w podłogę. Wcale nie uważała, że to się skończyło. Miała sny. Złe sny. Nic się nie skończyło.
2.
Michał skończył przeglądać materiały zgromadzone przez Edytę. Musiał przyznać, że wykonała kawał dobrej roboty. Miał przed sobą teczkę godną IPN dotyczącą każdej osoby z listy jej matki, żywej i martwej. Powiązania rodzinne, finansowe, biznesowe. Rozbawiły go drzewa genealogiczne rozryso-wane przez Edytę kilka pokoleń wstecz. Początkowe rozbawienie znikło jednak, gdy zdał sobie sprawę, że wszyscy ci ludzie są ze sobą blisko powiązani pokrewieństwem lub powinowactwem. Znalazł też szereg nazwisk osób mają-147
cych układy finansowe z tymi z listy. Takie relacje można znaleźć w każdej społeczności, w której ludzie żyją od pokoleń i wszyscy się znają. I właśnie owe różne zależności miał teraz przed oczami. Sprawy, do których dotarła Edyta, nie były przestępstwami, ale dawały mu znakomity wgląd w środowisko, którego do tej pory nie znał. Mogła mieć rację i jedno z nich było zabójcą, ale nic na to nie wskazywało, z wyjątkiem przeświadczenia jej matki, która dziwnym zbiegiem okoliczności nagle zginęła w wypadku. Był skłonny się zgodzić, że owa na pozór przypadkowa śmierć w istocie mogła być doskonale zaplanowanym morderstwem. Rzecz w tym, że nie widział motywu. To, co odkryła Edyta, nie było żadną tajemnicą. Wszystkie te dane można było znaleźć w urzędach albo dowiedzieć się o tym od sąsiadów. Musiało istnieć coś więcej, mroczny sekret, do którego nie udało jej się dotrzeć, a o którego istnieniu Nawrocki był przekonany. Podejrzewał jednak szeroko zakrojone działania i układy korupcyjne. Edyta natomiast widziała pośród tamtych ludzi seryjnego mordercę. Czy to możliwe?
Po przeanalizowaniu wszystkiego zadzwonił do Darka Słowikowskiego. Odezwała się poczta głosowa. Nie zawracał sobie głowy nagrywaniem wiadomości, tylko ponownie wybrał numer. Z niecierpliwością oczekiwał na połączenie.
–Nareszcie – warknął. – Co ty, do cholery, robisz?
–Pracuję – odparł uprzejmie Darek, zajadając przyniesioną właśnie z bufetu kanapkę. – Nie wszyscy mają wakacje w pięknej turystycznej miejscowości.
–Bardzo śmieszne – mruknął Nawrocki. – Potrzebuję kolejnych danych.
–Dobra.
–Sorry za starego, ale potrzebuję to na dziś. – Miał nadzieję, że kolega nie gniewa się za wpadkę z szefem.
–Dobra.
–Dobra? – Michał nawet nie starał się ukryć zaskoczenia. – Tak po prostu? – Darek zawsze był dobrym kumplem, ale komisarz obawiał się, że tamten nie będzie teraz zbyt chętny do ponownego nadstawiania karku. Gotowość kolegi do pomocy była zdumiewająca.
–Stary powiedział, że masz priorytet. Więc jak dla mnie to luz – wyjaśnił Słowikowski. – Nie wiedziałeś? – Zdziwiło go przedłużające się milczenie Nawrockiego, które prawidłowo odczytał jako szok.
–Nie miałem pojęcia – odpowiedział Michał, odzyskując głos.
148
–No cóż, ździebko się wkurzył, jak mnie zastał nad prywatą – przyznał się Darek – ale potem dał ci priorytet. Oświadczył, że to jedyny sposób, żebyś wrócił. Moim zdaniem stary po prostu wie, że masz świetnego nosa.
–Dzięki. Za wszystko.
–Mam się brać do roboty, czy jeszcze chcesz pogadać?
–Dobra. Spadam. – Uśmiechając się do siebie, zakończył rozmowę. Przynajmniej nie musiał się obawiać, że narobi koledze kłopotów.
Na razie nie miał żadnego planu działania. Musiał czekać na raporty w sprawie śmierci matki Edyty i Bartkowiaka, by je porównać. Przez chwilę się zastanawiał, czy nie zerknąć ponownie w akta dotyczące samobójstwa Ligockiego, stryja męża Lidki, ale po namyśle doszedł do wniosku, że nic nie znajdzie. Edyta mogła mieć rację, w każdej z tych spraw podejrzane było to, czego nie zauważono. Skoro tak, z akt nic się nie dowie.
Zirytowany patrzył z niechęcią na zaległą pracę czekającą na biurku. Powinien przynajmniej udawać, że coś robi. Z tego, co widział, na szczęście nie było tam nic pilnego. Nie miał teraz głowy do papierków. W głowie zaświtała mu myśl, która sprawiła, że nagle się ożywił.
Wszedł do sekretariatu.
–Mogę prosić akta wypadku z udziałem Edyty Mielnik i NN? – zapytał siedzącej za biurkiem kobiety.
–Nie ma – odparła sucho, nawet nie podnosząc wzroku.
–A może mi pani powiedzieć, czy w sprawie NN coś ustalono?
Pracownik cywilny Anna Dorosz oderwała w końcu wzrok od monitora i popatrzyła poirytowana na komisarza.
–Niby co? – zapytała niechętnie.
–Ustalono jej tożsamość? – ciągnął cierpliwie.
Na twarzy kobiety pojawił się niechętny grymas, którym reagowała na każde polecenie Michała, od czasu gdy jej kilkutygodniowe starania o randkę z nim zakończyły się niepowodzeniem. Wyszukała jednak potrzebne dane w komputerze.
–Nie, nadal figuruje u nas jako NN.
–Kto prowadzi dochodzenie? – zapytał. Ostatnim razem podczas przeglądania akt okazało się, że nie przekazano tej sprawy do kryminalnego. Był tylko raport drogówki.
–Jakie dochodzenie? – Widać było, że sekretarka nie rozumie pytania. – Z tego, co widzę, zdarzenie zakwalifikowano jako wypadek. To już nie nasza
149
sprawa. Prokurator zdecyduje, czy postawić zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci.
–Chodzi mi o tę NN – wyjaśnił Michał cierpliwie. – Trzeba przecież ustalić, kim była i skąd się tam wzięła.
–Ja tam nic nie wiem. – Kobieta wzruszyła obojętnie ramionami. – Tutaj widzę, że sprawa na razie jest dla nas zamknięta. Jak będzie trzeba coś zrobić, to akta wrócą z prokuratury do uzupełnienia, ale tego już chyba nie muszę panu tłumaczyć, komisarzu – zakończyła złośliwie.
Michał popatrzył na nią chłodno i wyszedł. Wydało mu się dziwne, że nikt nie prowadzi tej sprawy, ale może po prostu śledztwo utknęło w martwym punkcie, o czym Anna Dorosz nie raczyła go poinformować. Nie znosił tej kobiety od samego początku. Jak na złość uparła się, żeby się z nim umówić. Udawanie, że nie rozumie aluzji, i obojętność nie pomagały. W końcu Michał musiał oświadczyć jej wprost, że nie jest zainteresowany. Od tamtej pory byli na wojennej ścieżce. Anna Dorosz serdecznie go nienawidziła i okazywała to przy każdej okazji. Trzeba poczekać, aż w sekretariacie będzie jej zmienniczka, na którą miał szczęście natknąć się podczas ostatniego sprawdzania akt.