Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

–Hrabina Lipnowska… – szepnęła Edyta, unosząc dłoń do ust.

–Stała się jego ostatnią ofiarą. Ją jedyną z nich wszystkich kochał, ale była to chora, obsesyjna miłość. Szybko też przemieniła się w nienawiść. Kiedy się okazało, że hrabina jest brzemienna, poszedł do brata i ją oskarżył. Oczywiście uwierzono mu. Hrabia wpadł w taki gniew, że wywlókł żonę z sypialni i wsadził na konia. Pogalopował z nią w ciemną noc. Nie wiemy, co się wówczas wydarzyło. Inkwizytor napisał w pamiętniku, że brat wrócił o brzasku, sam, pieszo. W oczach miał obłęd. Nie odezwał się do nikogo ani słowem. Kilka godzin później we dworze pojawiła się hrabina. – Ksiądz Adam pokręcił głową. – Była brudna, bosa, włosy miała rozczochrane, zakrwawioną koszulę. Zataczała się i czołgała na kolanach… Musiała niedawno urodzić, ale nie miała ze sobą dziecka. – Głos mu się załamał; zamilkł na dłuższą chwilę. – Potem wszystko stało się tak jak w legendzie. Hrabina zabiła męża, a sama spłonęła na stosie – zakończył.

–Inkwizytor oskarżył ją o oddanie dziecka diabłu i mężobójstwo – powiedziała Edyta drżącym głosem. Ogarnęło ją bezbrzeżne współczucie dla kobiety, która nie żyła od ponad dwustu lat. Młoda hrabina straciła wszystko: męża, dziecko, życie. W imię czego? – poczuła pieczenie łez pod powiekami. Zaskoczyło ją to. Takie wzruszenie byłoby właściwsze dla Lidki, pomyślała.

–Po jej śmierci biskup zupełnie oszalał. Ostatni wpis mówi o tym, jak przyszła po niego. Była równie piękna jak za życia, jej głos kusił go, a zielono-złote oczy hipnotyzowały. Mówiła mu o swojej miłości i poświęceniu. Dla niego. Błagała, by do niej dołączył. Na tym dziennik się urywa.

208

–I zrobił to. Zabił się… – Edyta pokiwała głową. – Nie rozumiem tylko jednego… Dlaczego ksiądz tak się obawia, żeby ten dziennik nie wpadł w czyjeś ręce? Kto miałby wykorzystać zapiski nieżyjącego od tak wielu lat szaleńca? Mogą mieć najwyżej wartość historyczną…

–Obawiam się, że w naszym mieście działa sekta – oświadczył proboszcz tonem człowieka przekonanego o słuszności swojego zdania.

–I doszedł ksiądz do tego wniosku na podstawie dziewiętnastowiecznego pamiętnika? – Edyta nie chciała, żeby to zabrzmiało ironicznie, ale ksiądz Adam najwyraźniej tak to odebrał.

–Nie, na podstawie zapisków zmarłego pana Ligockiego – odparł obrażonym tonem.

–Skąd ksiądz je miał? Nie było ich w notesie… – Popatrzyła na niego podejrzliwie.

–Nie wspomniałem o tym wcześniej, ale… Pan Ligocki przed śmiercią zdążył wysłać do mnie list. Myślałem, że bredził, ale w świetle tego, co przeczytałem, no cóż… – Proboszcz rozłożył ręce, choć trudno było stwierdzić, czy ten gest miał oznaczać bezradność, czy przeprosiny.

–Mogłabym go zobaczyć? – spytała podekscytowana Edyta.

–Niestety, nie mam go. Kilka dni po śmierci pana Ligockiego pokazałem list policji. Myślałem, że tak trzeba. Nie dostałem go z powrotem – powiedział z żalem. – Powinienem był go zatrzymać, ale wówczas sądziłem, że obrazuje on stan umysłu, chorego umysłu człowieka szalonego. Do niedawna nie traktowałem poważnie tego, co tam było…

–A co było w tym liście?

–No cóż, pan Ligocki uważał, że w naszym miasteczku działa sekta. Właściwie to używał określenia „bractwo”. Twierdził, że potomkowie spalonych czarownic przetrwali i żyją po dziś dzień.

–I cóż takiego robi owo bractwo?

–Tego nie wiem. Pisał, że obawia się o swoje życie, gdyż był świadkiem rytuału, nie napisał jednak jakiego. Reszta listu to brednie, a przynajmniej tak sądziłem do tej pory, że tamci są szaleni i niebezpieczni. Pisał, że nie mogą dostać w ręce pamiętnika. Podejrzewam, że chodziło mu o notes, który pani przyniosła.

–Wierzy ksiądz w to?

–Wiem tylko tyle, że ten człowiek był przerażony i zmarł w tajemniczych okolicznościach…

–Więc nie wierzy ksiądz w wersję o samobójstwie?

209

–Już nie – odpowiedział zdecydowanie proboszcz.

–Rękopis, list Ligockiego, jego podejrzana śmierć – wyliczała kolejno Edyta. – To za mało, żeby twierdzić, że istnieje jakaś straszliwa sekta czy też bractwo, zwłaszcza w czasach współczesnych. Obawa, że ktoś mógłby wykorzystać pamiętnik do niecnych celów…

–Do krwawych pogańskich rytuałów – poprawił ją ksiądz Adam.

–…jest moim zdaniem niedorzeczna. – Edycie trudno było uwierzyć w istnienie w Lipniowie jakiegokolwiek tajnego stowarzyszenia, a w dodatku takiego, o jakim myślał proboszcz. – Mogę się z księdzem zgodzić, że w naszym mieście działa grupa osób prowadzących podejrzane interesy. I to wszystko. Ale coś takiego? – prychnęła.

–Ktoś włamał się na plebanię – powiedział duchowny. – Wszystko zostało przewrócone do góry nogami, czegoś szukano. Nie wie pani przypadkiem czego? Nie posiadam żadnych cennych rzeczy.

–Hm… – mruknęła zaskoczona.

–Moim zdaniem szukano pamiętnika. Po co pamiętnik Inkwizytora komuś, kto tylko prowadzi podejrzane interesy? Ligocki miał rację. W tym mieście dzieje się coś złego! – W jego oczach widać było obawę.

–Zgłosił ksiądz włamanie na policji? – spytała po dłuższym zastanowieniu Edyta.

–Tak, komisarz Chmiel był dzisiaj, ale… – Wzruszył ramionami z niechęcią.

–Ale co?

–Uznał, że skoro nic nie zginęło… Doszedł do wniosku, że to chuligani. Nic nie zostało zniszczone i nic się właściwie nie stało. Poza bałaganem.

–To wszystko? – Edyta się skrzywiła, ale nie była zaskoczona.

–Niestety. Powiedział tylko, że… zaraz, zaraz, jak to było… jeśli nie jestem w stanie podać powodu, dla którego ktoś miałby się tu włamać, to nie mają punktu zaczepienia. Ale to chyba oni powinni się dowiedzieć, kto tu był i po co? – Zdenerwował się na samo wspomnienie lekceważącego zachowania policjantów.

–Dlaczego ksiądz nie wspomniał komisarzowi o swoich podejrzeniach?

–Sam nie wiem… Chyba chodziło o to lekceważenie i nie tylko… Ten policjant, nie jestem tego pewien, ale… – popatrzył z wahaniem na Edytę – on wydawał się ubawiony… – Zamilkł, jakby zdziwiony, że coś takiego przyszło mu na myśl. – Jakby wiedział coś, o czym ja nie wiem, i to go ś mieszyło.

–Hm… – mruknęła Edyta.

210

–Pani nie przyszła do mnie bez powodu. Zwykła ciekawość pani tu nie sprowadziła, prawda? I to zdecydowanie, żeby nie wyjawiać pochodzenia pamiętnika… Pani się obawiała, że coś się może stać, prawda?

Edyta nie odpowiedziała. W milczeniu przyglądała się pełnej obaw twarzy proboszcza.

–Może powinien ksiądz kogoś o tym wszystkim powiadomić, jeśli uważa, że jest o czym… – odezwała się w końcu.

–Nie mam żadnych dowodów – odparł smętnie. – To tylko… No wie pani… Nie wiem kogo…

Doskonale rozumiała jego zakłopotanie. W tym mieście wszyscy mieli szalone teorie i nic poza tym. W tym momencie zaświtała jej niepokojąca myśl.

–Czy ktoś wie, że ksiądz ma pamiętnik Inkwizytora?

4.

Lidka nasłuchiwała w ciemnościach. Doleciał do niej cichy warkot samochodu jadącego podjazdem. Wstała z łóżka i podkradła się do okna. Nie sądziła, że ktoś mógłby ją zauważyć, a tym bardziej usłyszeć, ale na wszelki wypadek stanęła z boku okna i przywarła do ściany. Delikatnie odchyliła zasłonę. Na podjeździe stał samochód. Nie rozpoznała, do kogo należał. Miał wygaszone światła. Zauważyła tylko żarzący się punkcik. Osoba siedząca za kierownicą paliła papierosa, jak się domyślała Lidka.

Z domu wybiegł Piotr i wsiadł do samochodu, który natychmiast zawrócił i odjechał, nie włączając reflektorów. Wściekła i rozżalona Lidka wyszła z sypialni. Czuła pod powiekami piekące łzy. Poszła prosto do gabinetu męża i zaczęła szukać ponownie. Tym razem nie chodziło jej o narkotyki. Zamierzała odzyskać swój telefon.

58
{"b":"586706","o":1}