–Nic. Po prostu…
Nie wiedziała, co mu odpowiedzieć. Wydawało mi się, że naga kobieta ze swoim oślizgłym ukochanym przyszła po moje dziecko? – przebiegło jej przez głowę.
–Zamyśliłam się. – Wzruszyła w końcu ramionami, uznając, że zbagatelizowanie sprawy będzie lepszym rozwiązaniem niż przyznanie, że ma urojenia. – Kupiłam kilka dni temu – podniosła książkę z podłogi – i pochłonęła mnie zupełnie.
–Kryminał? – zapytał, maskując ironią ulgę. Obawiał się, że przeprowadzka i samotność źle oddziałują na stan nerwów Lidki. Kryminał był wyjaśnieniem niebudzącym obaw, chociaż Piotr zdawał sobie doskonale sprawę, że to nie jest normalna lektura dla jego żony, która nie ogląda mocniejszych filmów od komedii romantycznych, jako że w przeciwnym wypadku nie zmrużyłaby oka.
52
–Nie, no co ty… – obruszyła się teraz. – Wiesz, że nie czytam kryminałów. Byłam ciekawa historii miasta… Wiesz, ta fontanna i malowidła w restauracji…
–Jeszcze lepiej. Horror. – Piotr zachichotał, całując ją w usta.
–Wcale nie… – mruknęła. – Hej, zaraz… – Popatrzyła na niego buntowniczo. – Horror? Czyli doskonale znałeś historię Lipniowa i nic mi nie powiedziałeś!
–Historia jest mroczna, ale ma niepowtarzalny klimat, który z pewnością docenisz, jak już urodzisz – odrzekł polubownie. – Chwilowo wolałbym, żebyś zainteresowała się czymś zdecydowanie pogodniejszym.
–No jasne. Żaden problem. Po prostu nie będę jeździć do miasta ani wychodzić z domu i na pewno nie zajrzę do ogrodu. Wtedy nic nie będzie mi przypominało o spalonych czarownicach, z wyjątkiem tego, że odziedziczyłeś dom po stryju, który zmarł w dziwnych okolicznościach. O czym też mi nie wspomniałeś, żeby mnie nie denerwować! – Lidka zaczynała się rozkręcać. – Może powinieneś mnie ubezwłasnowolnić? – zaproponowała.
–Obiecuję, że to przemyślę – zapewnił ją.
–Co takiego? – Straciła wątek.
–Twoje ubezwłasnowolnienie. – Piotr patrzył na nią kpiąco.
–Ech, ty… – Zamierzyła się na niego żartobliwie, ale zręcznie się uchylił.
–Zaraz przyjeżdża ekipa. – Spojrzał na nią pytająco.
–Jasne, idź sobie… – fuknęła. – No idź! – Przewróciła z ubolewaniem oczami, gdy zatrzymał się w progu, by się upewnić, czy na pewno może zostawić ją samą.
2.
Komisarz Nawrocki zatrzymał samochód przy rynku. Trzasnął drzwiami tak mocno, że przechodząca obok kobieta odskoczyła przestraszona.
–Przepraszam. – Nawet się nie starał, żeby zabrzmiało to uprzejmie.
Skierował się do restauracji. Pora obiadowa dawno minęła, ale i tak nie zamierzał tracić czasu na jedzenie. Zamierzał poprosić tylko o coś na wynos, jak zazwyczaj, i jechać prosto do wynajętego mieszkania. To był ciężki tydzień. Po kłótni z Chmielem miał ochotę się upić, ale usłużni przyjaciele z pewnością donieśliby o tym wrogowi. Nie zamierzał dawać mu satysfakcji.
53
Coraz bardziej tracił nadzieję, że znajdzie dowody przeciwko Krzysztofowi. Do tej pory wiedział tylko tyle, że znaczny wpływ na wszystko, co się dzieje w miasteczku, ma grupa ludzi na stanowiskach, ale nie udało mu się znaleźć niczego, co by świadczyło, że zostało popełnione jakiekolwiek przestępstwo. Miał przeczucie, że lukratywne przetargi wygrywają wskazane osoby, a koncesje i zezwolenia trafiają tylko tam, gdzie powinny, ale nie wpadł na trop afery korupcyjnej. Nie mógł niczego nikomu udowodnić. Nie powinno go to dziwić, jeżeli jego podejrzenia były słuszne i w całym tym procederze uczestniczyli miejscowi policjanci. W ten sposób mogli praktycznie działać bezkarnie. Kilka miesięcy spędzonych w Lipniowie niewiele mu dało z wyjątkiem przeświadczenia, że miasteczko ma drugie, ciemne oblicze.
Zatrzymał się przed księgarnią. Na szybie przyklejony był sporych rozmiarów plakat. Pośrodku znajdowało się zdjęcie twarzy dziewczynki.
–Elżbieta Bartkowiak – przeczytał.
To samo nazwisko nosił mężczyzna, którego spławił Chmiel. Po ostrzeżeniach tamtego Nawrocki nie miał wątpliwości, że nie były to czcze pogróżki ani dobra rada. Zamierzał odnaleźć Bartkowiaka, lecz w nawale pracy poszukujący dziecka ojciec odsunął się na dalszy plan. Po chwili namysłu Michał doszedł do wniosku, że obiad może zaczekać, i zdecydowanym krokiem wszedł do księgarni.
Za ladą stała rudowłosa kobieta, która na dźwięk dzwonka podniosła głowę.
–Dzień dobry. Policja – oznajmił, pokazując legitymację.
–Czy coś się stało? – spytała z lekkim niepokojem.
–Mam kilka pytań do pani. Chodzi mi o ten plakat. – Wskazał ręką na okno wystawowe.
–Och, znaleźliście tę dziewczynę? – W jej oczach pojawił się błysk.
–Nie… – zająknął się. Oczy kobiety miały niespotykany kolor. Zielone ze złotymi plamkami przypominały mu oczy kota. – Szukam pana Bartkowiaka – wydusił z siebie w końcu. Chwilowa fascynacja musiała być skutkiem przemęczenia, uznał.
–Ach tak. – Jej oczy przygasły. – Może pan zadzwonić pod numer podany na plakacie.
–Wie pani, gdzie się zatrzymał? – zapytał Nawrocki, starając się ukryć zmieszanie. Zdał sobie sprawę, że poprzednie pytanie nie należało do najbły-skotliwszych.
54
–Tak, mieszka w motelu za miastem. Mogę wiedzieć, dlaczego pan go szuka?
–Sprawa poufna.
–Myślałam, że policja nie jest zainteresowana pomocą, przynajmniej dopóki nie znajdzie się ciało. – Edyta nie mogła sobie darować ironii.
–To nie moje słowa. – Michał zarumienił się lekko, nie mając pojęcia, dlaczego właściwie się tłumaczy. Z jakiegoś powodu nie chciał, żeby ta kobieta miała o nim złe mniemanie. Nawet nie jest ładna, zżymał się w duchu na siebie.
Właścicielka księgarni zmierzyła go uważnym spojrzeniem. Nie, to z pewnością nie jego słowa, pomyślała, widząc zażenowanie mężczyzny. Wyglądał na zmęczonego i rozdrażnionego. Ciekawe, czego on właściwie chce?
–Nazywam się Edyta Mielnik. To moja księgarnia – przedstawiła się, wyciągając dłoń w jego kierunku.
–Komisarz Michał Nawrocki. – Uścisnął jej rękę nad ladą.
–Dlaczego go pan szuka, skoro nie trafiliście na ślad jego córki? – zapytała rozsądnie.
–To nie pani sprawa – oświadczył sucho.
–Skoro pan tak mówi. – Wyglądała na urażoną. – Pan Bartkowiak mieszka w motelu Zajazd. W miasteczku nie było wolnych pokoi.
–Jak długo ma zamiar tutaj zostać?
–Nie wiem. To nie moja sprawa. – Nie starała się ukryć uszczypliwego tonu.
Michał nabrał powietrza, by coś powiedzieć, ale w tej chwili drzwi otwarły się z hukiem i do środka wpadła Daria Wawrzecka, właścicielka restauracji Sukub. Była atrakcyjną trzydziestoparoletnią kobietą o długich połyskliwych włosach w różnych odcieniach brązu i piwnych oczach. Krótka rubinowa sukienka odsłaniała długie smukłe nogi, przekraczając niemal granice przyzwoitości, ale starannie zakrywała dekolt i ramiona. Daria zachwiała się na niebotycznie wysokich szpilkach, ale odzyskawszy równowagę, utkwiła nienawistne spojrzenie w twarzy właścicielki księgarni.
–Co ty, do kurwy nędzy, sobie wyobrażasz?! – wrzasnęła.
Nawrocki skamieniał. Znał Wawrzecką. Może nie dość dobrze, a z pewnością nie tak, jakby ona sobie tego życzyła, ale takiej jej jeszcze nie widział. Zazwyczaj roztaczała wokół siebie aurę elegancji, która teraz jednak gdzieś się ulotniła. Daria wyglądała jak przeciętna kobieta tuż przed czterdziestką, a jej twarz, wykrzywiona w pełnym wściekłości grymasie, straciła całą swą
55
urodę. Wulgarne słowa i złość bardziej pasowały do ulicznicy niż do poważnej kobiety interesu, za jaką chciała uchodzić.