Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

–Miałeś dość czasu…

–I dojdę do prawdy za pana pozwoleniem albo bez!

–Nie zgadzam się! – powiedział Traczyk.

–W takim razie proszę o urlop.

–Nie zgadzam się! – powtórzył jego szef. – Teraz powinieneś wziąć nowe zadanie i nie oglądać się za siebie. Najlepszym lekarstwem jest praca.

218

–W takim razie odchodzę. – Nawrocki sięgnął pod marynarkę i odpiął broń. – Nie może mnie pan zatrzymać.

–Nie możesz tak po prostu odejść! – warknął Traczyk.

–Panie inspektorze, jak będę musiał, postrzelę się w nogę i pójdę na chorobowe, ale nowego zadania nie wezmę i skończę to, co zacząłem!

–Zupełnie jak ojciec… – prychnął ze złością inspektor, ale w duchu zaczynał powoli godzić się z decyzją buntownika.

–Traktuję to jak komplement. – Michał z trudem opanował uśmiech. Wiedział już, że wygrał. Naprawdę gotów był odejść, ale miał nadzieję, że nie będzie to konieczne. Nie widział dla siebie innego miejsca.

–Hm… Dobrze, podpiszę ci ten urlop. – Jego przełożony niechętnie sięgnął po długopis i pieczątkę.

–Dziękuję, panie inspektorze.

–Co?! Bezpłatny też?! – Traczyk spurpurowiał ponownie, gdy zobaczył drugi papier. – Na trzy miesiące?!

–Mam tylko dwa tygodnie urlopu płatnego, a to może nie wystarczyć. Te trzy miesiące to tak na wszelki wypadek. Stawię się najwcześniej, jak tylko się da – pospieszył z wyjaśnieniem Michał.

–Oby, Nawrocki, oby… Na twoje miejsce jest sporo chętnych, mimo że nasz wydział nie cieszy się miłością. – Inspektor odepchnął od siebie podania, jakby go parzyły. – Zabieraj się stąd, zanim zmienię zdanie! – warknął, popychając w jego kierunku pistolet.

Michał wpadł do swojego mieszkania w Warszawie i zaczął się szykować do wyjazdu. Załatwił już wszystko, skontaktował się z przyjaciółmi, została mu jeszcze jedna sprawa. Edyta. Wiedział, że powinien zatelefonować i wyjaśnić jej całą sprawę, ale im dalej był od Lipniowa, tym większe miał opory. Wytłumaczy jej wszystko osobiście. Jeszcze dziś.

–Pod warunkiem, że będzie chciała słuchać. – Wiedział od Norberta, że go szukała.

Przypuszczał, że właśnie dlatego wybrała się do komisariatu. Nie wierzył, by osoba tak ostrożna jak ona powiedziała komukolwiek o swoich podejrzeniach. Teraz ma kolejne powody, żeby nie ufać nikomu, pomyślał z niesmakiem o sobie. Na swoje usprawiedliwienie miał tylko tyle, że gdy próbował się z nią porozumieć, jej komórka była wyłączona. Tego argumentu nie zamierzał jednak teraz wykorzystywać. Miał wystarczająco dużo czasu, by jej powiedzieć prawdę o sobie. Przed wyjazdem.

219

Lidka była zafascynowana opowieścią Edyty.

–Wiedziałam – szepnęła podekscytowana. – Wiedziałam, że to coś ważnego.

–Lidka, pamiętnik pamiętnikiem, ale niepokoi mnie to włamanie. Ksiądz Adam ma rację. Ktoś szukał tego notesu. Tylko po co? Nawet nie mam do kogo się zwrócić z prośbą o pomoc…

–Muszę ci coś pokazać. – Lidka wstała i skinęła ręką na Edytę, by też się podniosła. – Kilka dni temu przez pomyłkę zajrzałam na pewną stronkę. Jakieś towarzystwo historyczne czy coś w tym stylu.

Weszła do gabinetu Piotra i włączyła komputer.

–I wyobraź sobie, że na ich stronie były listy Anastazji, ale nie te miłosne, tylko te, o których ci mówiłam. Pamiętasz? Pisała o nawiedzającym ją demonie.

–Pamiętam – potwierdziła Edyta.

–O, tu są… – powiedziała Lidka. – Przeczytaj sobie… Oni mieliby powód, żeby się włamywać – uznała. – Nie sądzisz?

–Hm… – mruknęła zamyślona Edyta. – Wiesz, kto należy do tego ich towarzystwa?

–No właśnie dziwna sprawa. Nie można wejść dalej bez hasła. I jeszcze to logo! – Wskazała na grafikę.

–Hm…

–Chodźmy stąd. Piotr nie pozwala mi wchodzić do gabinetu. – Lidka wyłączyła komputer.

Edyta obrzuciła szybkim spojrzeniem bałagan panujący wokół. Stosy map i rysunków porozrzucane były po całym pokoju, zalegając podłogę i półki. Nie rozumiała, jak można pracować w takim nieporządku.

–Nad czym on pracuje? – spytała podejrzliwie, gdy znalazły się z powrotem w bibliotece.

–Nie mam pojęcia – odrzekła Lidka. – Nie pytam, a on nie mówi. Wydaje mi się, że ma to związek z historią Lipniowa. Szaleje tak od czasu, kiedy znalazłam na strychu te stare mapy.

–Czego może szukać? Jak myślisz?

–Trudno powiedzieć… – Z zastanowieniem obracała kubek w dłoniach. – Wiesz, jego pasjonują różne obiekty historyczne, ruiny, tego typu rzeczy. Pewnie próbuje odszukać za pomocą tych starych map jakieś ważne miejsca… Nie wiem, co takiego mogłoby być w Lipniowie, co byłoby warte odnalezienia…

220

–Pewnie coś by się znalazło. – Edyta myślała przez chwilę. – Miejsce pochówku czarownic na przykład – powiedziała. – Nie mogły być pochowane w poświeconej ziemi, a coś musieli robić z ciałami… – zastanawiała się na głos.

–Nie palili ich na stosie? – zdziwiła się Lidka.

–Nie wszystkie. Część kobiet umierała podczas tortur lub prób, no i wydaje mi się, że ciało tak ciężko spalić zupełnie na popiół.

–Pamiętam. Próba wody. – Na twarzy Lidki pojawił się grymas na wspomnienie pierwszej rozmowy z Edytą, gdy ta wyjaśniała jej metody ujawniania czarownic.

–Między innymi. – Edyta westchnęła. – Pojadę. Późno już. – Podniosła się. – Nie chcę ci robić kłopotu, gdyby Piotr wrócił.

–A kakao? W ogóle go nie tknęłaś… – zauważyła Lidka.

–Zapomniałam o nim! – Edyta roześmiała się zaskoczona. Rzeczywiście, miała ochotę na coś ciepłego, ale potem wyleciało jej to zupełnie z głowy. – Jestem bardziej rozkojarzona, niż mi się wydawało… – Upiła łyk letniego już napoju.

–Coś nie tak? – Lidka zaniepokoiła się, widząc grymas na twarzy przyjaciółki.

–Nie jestem pewna, ale… – Ostrożnie wzięła do ust odrobinę kakao, a po chwili wypluła do kubka. – No wiesz… To obrzydliwe… – Skrzywiła się. – Ile tego wypiłaś? – zapytała Lidkę.

–Ze dwa łyki… – Tamta zajrzała do swojego kubka. – Nie smakuje ci? Codziennie je piję…

–Jak się czujesz? – Edyta przyglądała jej się badawczo.

–Dobrze, ale o co chodzi? – zdenerwowała się Lidka.

–Nie czujesz tej goryczy?

–Czy ja wiem? Zawsze piję gorące. I z miodem. – Nie rozumiała, dlaczego Edyta tak się dopytuje.

–Nie pij tego. – Przyjaciółka odebrała jej bezceremonialnie kubek, gdy Lidka usiłowała przełknąć kakao.

–Ale… – Nie zdołała dokończyć, bo Edyta wyszła z biblioteki, zabierając oba kubki, i ruszyła do kuchni. Lidka podreptała za nią. Gdy weszła, tamta wąchała właśnie kakao w puszce.

–Nic nie czuję – mruknęła. Nabrała odrobinę proszku na łyżeczkę i polizała.

–Co ty robisz? – Lidka była zaskoczona.

221

–Kiedy jesz jakąś potrawę w restauracji, potrafisz podać wszystkie przyprawy, jakie tam są? – spytała Edyta.

–Nie… – Ogłupiała Lidka ledwie zdołała wykrztusić słowo.

–A ja tak. I w tym kakao jest coś, czego być nie powinno. Nie pij więcej, wezmę tego trochę i spróbuję coś wymyślić…

–Co ty mówisz?! – Lidka podniosła głos. – Uważasz, że ktoś… że Piotr… – Nie potrafiła dokończyć, gdy dotarło do niej, co sugeruje Edyta.

–Nie chciałam cię przestraszyć. – Przyjaciółka popatrzyła na nią ze współczuciem. – Może to nic takiego, ale…

–Jezu… – Zszokowana Lidka opadła bezsilnie na krzesło.

–Ktoś poza tobą pije kakao?

–Nie, tylko ja. Zawsze na noc. Inaczej nie zasnę… Tylko ja…

–Posłuchaj – Edyta potrząsnęła nią lekko, zmuszając Lidkę, by na nią spojrzała – może będzie lepiej, jeśli ze mną pojedziesz? Nie powinnaś tu zostawać…

61
{"b":"586706","o":1}