–Nie, no co ty mówisz! – żachnęła się Lidka. – Z samochodu korzystam głównie ja, a w tym czasie jeszcze mieliśmy remont, więc Piotr praktycznie nie wychodził z domu. Poza tym oni pytali o noc, a wtedy na pewno był w domu.
–Jesteś pewna? – zapytała ostrożnie Edyta.
–Jasne. Nawet gdybym nie usłyszała, jak wychodzi, obudziłby mnie warkot silnika – powiedziała stanowczo. – Kiepsko śpię od jakiegoś czasu, więc wiesz…
–Nie możesz spać?
–Właściwie to nie – odrzekła z wahaniem. – Wieczorem zawsze robię sobie kakao przed pójściem do łóżka. Szybko wtedy zasypiam. Tylko śnią mi się straszne głupoty – dodała.
–Budzisz się?
–Właściwie też nie – przyznała się Lidka. – Nie budzę się. Tylko wiesz, to takie dziwne… Śpię zawsze przynajmniej dziesięć godzin, a budzę się nieprzytomna i zmęczona.
–Hm… – mruknęła Edyta. – Podobno za dużo snu to też niezdrowo. Pytałaś lekarza? Może powinien ci coś zapisać?
–Bez sensu. – Przyjaciółka wzruszyła ramionami. – Skoro dobrze śpię, to po co mi środki nasenne?
–Lidka – Edyta zdecydowała się wrócić do tematu – co się dokładnie stało? Skoro jesteś pewna, że to rutynowe pytania i Piotr na pewno był wówczas w domu, to skąd cała ta histeria? Co jeszcze się wydarzyło? Bo coś się wydarzyło, tak? Po wyjeździe policji…
Lidka nabrała powietrza w płuca i wykrztusiła z siebie resztę historii. Gdy skończyła, Edyta milczała dłuższą chwilę.
–Nie powinnaś tam wracać… – zaczęła ostrożnie. – On nie panuje nad sobą. Jest agresywny. Może zrobić wam krzywdę. – Wskazała na jej wielki brzuch.
–Niby tak, ale… – Tamta się zawahała. – Jeśli to rzeczywiście narkotyki? Cóż innego mogłoby spowodować taką zmianę? Nie mogę go zostawić – tłumaczyła niepewnie.
Sama nie była przekonana do powrotu do domu. Bała się. Ale na odejście od męża zupełnie nie była gotowa. Właściwsze byłoby stwierdzenie, że nie chciała odchodzić. Zamierzała ratować to małżeństwo, tylko nie wiedziała jak.
179
–Rozumiem – powiedziała Edyta. Prawda była taka, że nie rozumiała decyzji przyjaciółki. Piotr sam sobie napytał biedy i sam sobie szkodził. Stanowił zagrożenie dla innych. Lidka powinna uciekać, gdzie pieprz rośnie.
–Musisz sama zdecydować, co dla ciebie najlepsze. Cokolwiek postanowisz, możesz na mnie liczyć. – Pogłaskała ją serdecznie po dłoni. – Proponuję, żebyś dzisiaj już tam nie wracała. Zostań na noc tutaj. Uspokoisz się, a Piotr może trochę ochłonie. Zostaw mu wiadomość, co?
–To nie jest najlepszy pomysł – powiedziała przyjaciółka, z zażenowaniem odwracając wzrok. Po prawdzie pomysł Edyty był doskonały. Powrót do domu to ostatnia rzecz, na jaką miała ochotę. – Kiedy Piotr się dowie, że jestem u ciebie, wścieknie się jeszcze bardziej.
–Dlaczego? – Edyta była zaskoczona.
–On jest bardzo przeciwny naszej przyjaźni – wyjaśniła Lidka.
2.
Michał znalazł pub bez problemu. Wjechał w wąską uliczkę i zaparkował na tyłach lokalu. Wysiadł z samochodu, rozglądając się uważnie, ale nie zauważył nic podejrzanego. W tylnych drzwiach pojawił się Madera.
–Witam. – Wyciągnął rękę do Nawrockiego. – To bar mojego brata. Możemy porozmawiać spokojnie. Nikt nie będzie nam przeszkadzał – powiedział.
–Dzięki za dzisiaj. – Michał odwzajemnił uścisk dłoni.
–Nie ma sprawy. – Po raz pierwszy na twarzy tamtego pojawił się uśmiech. – Nie dostałem komisarza za podlizywanie się szefowi i znajomości.
–Aha… – mruknął Nawrocki. Domyślał się, że to przytyk do Chmiela.
Madera pierwszy wszedł do środka, Michał podążył za nim. Wąski korytarz prowadził do baru, skąd dobiegały ożywione głosy i nastawiona na pełny regulator muzyka. Madera otworzył drzwi po lewej stronie. Weszli do niewielkiego pomieszczenia przypominającego składzik. Z jednej strony stały na półkach środki czystości, z drugiej znajdowało się niewielkie biurko i komputer, a także kilka składanych krzeseł. Na jednym z nich siedział Janoch. Skinął głową na powitanie.
–Chciał się pan z nami widzieć w sprawie Ewy Zielińskiej – powiedział Madera, podając Michałowi jedno z krzeseł. – To nasza zaginiona.
–Znalazła się – wtrącił Janoch.
–Co nie znaczy, że już po sprawie – mruknął Madera.
180
–Nie wierzycie, że to ten chłopak, prawda? – Nawrocki rozłożył krzesło i usiadł na nim okrakiem.
–Nie bardzo – zdecydował się odpowiedzieć komisarz. Janoch milczał. Przyglądał się bezceremonialnie przybyszowi.
–Macie powody… – zaczął Michał, ale Madera przerwał mu bezceremonialnie.
–Ma pan coś do powiedzenia, komisarzu, czy chce pan nas tylko wybadać?
–Nie najlepiej zacząłem – przyznał Nawrocki. – Tylko że nie mam żadnych dowodów, jedynie czyste domysły…
–Dowodów na co? – zapytał tym razem Janoch, świdrując go wzrokiem.
–Na działanie seryjnego zabójcy – dokończył Nawrocki, wypuszczając z ulgą powietrze, gdy wreszcie powiedział to głośno.
Milczenie obu śledczych go nie zaskoczyło. Tamci wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
–A twierdzi pan tak, bo… – spytał niedbałe Madera, opierając się o ścianę z rękoma założonymi na klatce piersiowej. Janoch obojętnie patrzył w sufit, na pozór niezbyt zainteresowany rewelacjami przybysza z Lipniowa.
Michał nie odpowiedział od razu. Zerknął badawczo na Maderę, który przyglądał mu się nieruchomym wzrokiem, a potem na Janocha, obserwującego wzór na ścianie. Uśmiechnął się lekko w duchu. Miał pewność, że dokonał trafnego wyboru. Tamci obaj podejrzewali to samo co on.
–Jak mówiłem, to tylko domysły – zaznaczył, zanim zaczął opowiadać.
Przedstawił szczegółowo historię Bartkowiaka i swoje podejrzenia na temat policjantów z Lipniowa. Obaj śledczy słuchali uważnie, nie przerywając mu. Relacjonując okoliczności wypadku, w którym zginęła Monika Radoś, podał wydruki otrzymane od Słowikowskiego, nie zdradzając jednak, skąd je wziął. Zaznaczył tylko, że informacje dotyczące zaginionej dziewczyny powinni znaleźć w swojej bazie danych, a on ma podstawy przypuszczać, że to właśnie ona.
–Właściwie to jestem pewien – zakończył. – Przyjaciel porównał za pomocą specjalistycznego programu obecne zdjęcie z wypadku i tamto z akt. Tak na oko kiepsko to wygląda, ale komputer się nie myli.
–Ciekawe… – mruknął Madera, podając wydruki Janochowi.
–Skąd pomysł, że to seryjny morderca? Ofiary nie były ze sobą powiązane. Nie może pan być pewny, że znaleziona przez nas dziewczyna to nie Elżbieta Bartkowiak. Ojciec nie miał wątpliwości.
181
–Ale ja mam – odparł sucho Michał. – Zakładając jednak, że to ona – starał się mówić dalej uprzejmiejszym tonem, by ich nie zrażać do siebie – zauważam pewien schemat. Zginęły trzy dziewczyny… Czwarta moim zdaniem nadal jest zaginiona…
–Trzy dziewczyny, których nic nie łączy. – Janoch z lekceważeniem rzucił wydruk na biurko. – Jedna rzeczywiście padła ofiarą psychola, druga zginęła w wypadku, trzecia została zabita przez swojego chłopaka.
–Młode dziewczyny, wiek około piętnastu-szesnastu lat, włosy blond, oczy niebieskie…
–Znamy rysopisy – przerwał mu Madera. – Nic z tego nie wynika. Zbieg okoliczności.
–Moim zdaniem morderca działa w sposób bardzo przemyślany i logiczny – upierał się Nawrocki.
–I co? Zabija pod naszym nosem od lat, a my nie mamy o tym zielonego pojęcia? – zadrwił Janoch. – Nikt się nie zorientował?
–Dwie z nich to uciekinierki. Trzecia miała nas zmylić i wskazać mordercę. – Michał twardo obstawał przy swoim. – Moim zdaniem to nie on.