Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

–Zadzwonię do pani – obiecał.

Zdawała sobie sprawę, że na milsze pożegnanie nie powinna liczyć. Była zadowolona, że proboszcz zgodził się jej pomóc. Zamykała za sobą drzwi, gdy ksiądz Adam ją zawołał.

–Pani Mielnik…

–Tak? – Odwróciła się ku niemu.

–Czy to jedyny egzemplarz?

–Tak – zapewniła go. – Nic mi nie wiadomo, żeby była jakaś kopia albo więcej podobnych notatek.

–Zadzwonię do pani – powtórzył proboszcz i otworzył notes. Tym razem Edyta została odprawiona na dobre.

Postanowiła wracać prosto do księgarni. Przez moment rozważała, czy by nie odwiedzić Bartkowiaka w szpitalu, ale zrezygnowała z tego pomysłu. Wizyta przed tygodniem nie była specjalnie udana, podobnie jak kontakt telefoniczny. Ojciec Eli zakończył szybko rozmowę, zapewniając, że czuje się doskonale i niczego nie potrzebuje. Na propozycję odwiedzin zareagował niemal niegrzecznie, mówiąc, że lada moment wypiszą go ze szpitala, wraca do domu, żeby zorganizować pogrzeb i nie w głowie mu towarzyskie spotkania. Edyta nie czuła się w najmniejszym stopniu urażona. Przez pana Jana przemawiały rozżalenie i gniew. Skoro wolał być sam, postanowiła uszanować jego życzenie, zwłaszcza że nie zamierzała go odwiedzić zupełnie bezinteresownie. Chciała zadać mu kilka pytań na temat córki.

Z Nawrockim nie miała kontaktu od tamtej nocy, którą u niej spędził. Rano już go nie widziała. Łóżko było porządnie zasłane, a on sam wyszedł tylnymi drzwiami. Była zadowolona, że się nie spotkali. Oszczędziło to im obojgu zakłopotania, mimo że każde z nich spędziło tę noc we własnym pokoju.

–Jesteś wreszcie! – Drgnęła, zaskoczona obcesowym powitaniem. Była tak zamyślona, że wchodząc do księgarni, wpadła na obiekt swoich rozważań, nie dostrzegając go nawet.

–Czekam od godziny! Nie odbierasz telefonu!

100

–Nie byliśmy umówieni, a mam wyciszony aparat. Byłam na spotkaniu i zapomniałam włączyć z powrotem dźwięk – poinformowała go chłodno. – Zresztą nie muszę się tłumaczyć.

–Przepraszam.

Michałowi zrobiło się głupio. Zdenerwował się, bo myślał, że celowo nie odbierała telefonów od niego. Od godziny chodził po księgarni tam i z powrotem, miotając się jak wariat, strasząc klientów i wypytując wciąż tę biedną dziewczynę przy kasie, czy może jednak pani Mielnik mówiła, dokąd idzie i kiedy wróci.

–Proszę… – Edyta potraktowała sprawę przeprosin obojętnie. – O co chodzi?

–Nie tutaj. Może porozmawiamy na zapleczu?

Wzruszyła ramionami i poszła przodem.

–Widziałaś się z Bartkowiakiem? – zapytał, gdy znaleźli się sami.

–Ponad tydzień temu.

–A dokładnie?

–Trzeciego maja. Poszłam do szpitala z samego rana, jak tylko wstałam. – Była zdumiona jego natarczywością.

–To prawie dwa tygodnie… – Michał westchnął.

–Dziesięć dni – uściśliła.

–Nie miałaś z nim potem kontaktu?

–Przykro mi… – Edyta wzruszyła ramionami. – Ale prowadzę księgarnię, jestem dość zajęta. Pan Jan nie chciał mnie widzieć, nie odbierał telefonów, a teraz chyba zmienił numer albo wyłączył całkowicie komórkę. Co mogłam zrobić? – zirytowała się.

–I później już go nie widziałaś? – dopytywał się z uporem.

–O co ci chodzi, Michał? – zapytała. – A może powinnam powiedzieć: panie komisarzu? Pytasz oficjalnie?

–Nie, nie oficjalnie. Nie mam z nim kontaktu. Od chwili wyjścia ze szpitala nie odbiera telefonów – wyjaśnił Nawrocki. – Myślałem, że może dlatego, że tak nalegałem na przeprowadzenie badań DNA. Pokłóciliśmy się o to… – przyznał.

–Pięknie. Kłótnia z chorym po zawale – zadrwiła Edyta.

–Nie jestem z siebie dumny… – Michał przeczesał włosy palcami. Był sfrustrowany i czuł się bezradny. Tracił grunt pod nogami.

–I słusznie – podsumowała. – Ale ja nie jestem lepsza – przyznała się nagle. – Odwiedziłam go tylko po to, żeby wypytać o córkę.

101

Przez chwilę patrzył z niedowierzaniem na zmieszaną Edytę, a potem się roześmiał i już rozluźniony usiadł na fotelu.

–Dowiedziałaś się czegoś?

–Nie, nie chciał ze mną rozmawiać. W gruncie rzeczy i tak nie wiem, o co miałabym go zapytać – odparła, wzruszając ramionami. – Pewnie wrócił do domu – dodała po chwili. – Mówił mi, że ma zamiar wracać i zająć się pogrzebem – przypomniała sobie. – Pewnie już jest w Warszawie. A właściwie dlaczego go szukasz? Tak naprawdę poza przeczuciem nic nie masz. A może masz? – spytała zaciekawiona, gdy Michał nie zaprzeczył, tylko popatrzył na nią z namysłem.

–Jak ci powiem, to mnie wyśmiejesz.

–Spróbuj… – zachęciła go.

–Mam kolejne potwierdzenie, że to mogła być Elka. Ostatnia wątpliwość w sprawie została rozstrzygnięta na korzyść zmarłej.

–Aha, i dlatego że kolejny dowód wskazuje, że to Elka, ty uważasz, że tym bardziej to nie może być Elka – podsumowała Edyta. – Dobrze zrozumiałam?

–Doskonale. Mówiłem, że będziesz się śmiała.

–A śmieję się? – Popatrzyła na niego z powagą.

–Zaczynam czuć się jak paranoik, ale oceń sama. Pamiętasz, jak ci mówiłem, że czas mi się nie zgadza? Miesiąc po tym, jak została zamordowana tamta dziewczyna, Bartkowiakówna była widziana w Lipniowie…

–Pamiętam.

–Rozmawiałem kilka dni temu z właścicielem pizzerii. Teraz twierdzi stanowczo, że wtedy musiał się pomylić, a chłopak rozwożący pizzę zmienił pracę. Nie mogę go namierzyć. Mnie to daje do myślenia.

–Nie jest to niemożliwe. – Edyta próbowała uporządkować usłyszane informacje.

–Nie jest, ale jak dla mnie za dużo tych zbiegów okoliczności. Bo sama popatrz: zrozpaczony ojciec przyjeżdża szukać córki. Nikt nie chce mu pomóc, policja go zbywa, delikatnie mówiąc, i nagle ktoś rozpoznaje tę dziewczynę na zdjęciu. Ojciec, zamiast wyjechać, rozpoczyna poszukiwania na większą skalę, w dodatku pomaga mu miejscowy gliniarz, któremu każe się zostawić tę sprawę. I nagle co się okazuje? Dziewczyna nie żyje: wiadomość o znalezieniu ciała policja dostaje od anonimowego informatora, na miejscu zdarzenia nie ma żadnych śladów wskazujących, że ktoś choćby przechodził tamtędy, więc niby jak ów praworządny obywatel miał zobaczyć zwłoki?

102

–Chwila, chwila – przerwała mu Edyta. W mig się zorientowała, o co chodzi. – Myślisz, że to sam morderca dzwonił? Ale po co?

–Słuchaj dalej. – Michał ruchem dłoni powstrzymał ją od kolejnych pytań. – Sprawą nagle zainteresował się bardzo policjant, który wcześniej zachowywał się jak ostatnia świnia i nawet mi groził. Właściwie to była koleżeńska rada – dodał, widząc oszołomienie na twarzy Edyty – ale Chmiel nie należy do tych, którzy udzielają takich rad. Dalej, ciało jest w takim stanie, że twarzy nie da się rozpoznać, ale ojciec identyfikuje córkę na podstawie paru drobiazgów i medalika. I po sprawie.

–Jak może być po sprawie? – zaoponowała. – Przecież doszło do gwałtu i zabójstwa!

–Ale nie w Lipniowie – odparł Michał, patrząc na nią z triumfem.

–No tak… – mruknęła.

–Sprawa trafiła do Brzezin. Nie ma nic, co łączyłoby ofiarę z Lipnio-wem. W końcu nikt jej tutaj nie widział. Nigdy tu nie dotarła. Nie masz wrażenia, że byłoby to komuś bardzo na rękę?

–Myślisz, że morderca jest mieszkańcem naszego miasteczka?

–Tak właśnie myślę. Myślę też, że zamordowana dziewczyna to nie El-ka.

–Niekoniecznie. Morderca mógł się wystraszyć, że ktoś nazbyt gorliwie zacznie szukać tutaj, i wolał wskazać, gdzie znajduje się ciało, by skierować śledztwo na inny teren.

–To możliwe, ale ja myślę, że Bartkowiakówna żyje. Komuś za bardzo zależało, żeby zakończyć jej sprawę… Może ktoś ją gdzieś przetrzymuje, bo w innym wypadku skąd miałby jej rzeczy?

28
{"b":"586706","o":1}