Nie miała pojęcia, skąd pani wzięła się w nocy w środku lasu. Była pewna tylko jednego, że nie może nigdy nikomu wyjawić, co się wydarzyło. Jaki los czekałby to dziecko, gdyby trafiło w ręce Inkwizytora? Jeszcze dzisiejszej nocy musi opuścić swoje schronienie. Dziecko zaniosło się płaczem, gdy piorun uderzył w drzewo.
Edyta obudziła się spocona, dygocząc na całym ciele. Sypialnię rozświetlał blask błyskawic. Zamknęła oczy i zasłuchała się w szum deszczu za oknem. Burza powoli się oddalała. Wtuliła się mocniej w poduszkę, ponownie zapadając w sen. Ostatnia myśl dotyczyła Michała. Nie powiedziała mu wszystkiego, ale to, czego nie wiedział, nie miało dla niego znaczenia. Przeszłość została pogrzebana w stosie płomieni.
164
Rozdział XII
1.
Słońce było już wysoko na niebie, gdy Lidka wreszcie się obudziła. Była zmęczona i półprzytomna. Z trudem udało jej się zebrać myśli na tyle, by zerknąć na zegarek i dostrzec godzinę. Dopiero po dłuższej chwili dotarło do niej, że już południe. Posłanie obok było zimne i puste, i tak jak od kilku dni, wyglądało na nietknięte. Nie pytała Piotra, gdzie śpi. Przypuszczała, że w gabinecie. Kiedy zajrzała tam kilka dni po ich kłótni, zauważyła rozłożoną na sofie pościel. Nie zamierzała się dopytywać o powody jego decyzji. Wolała udawać sama przed sobą, iż to praca go tak zaaferowała, że nawet sypia pośród swoich map i rysunków. W głębi jej świadomości kołatała się jednak uporczywa myśl, że chodzi o inną kobietę, choć nie mogła uwierzyć, że to może być prawda. Piotr oczekujący z takim utęsknieniem, kiedy wreszcie zostanie ojcem, nie mógłby zniszczyć tego, co ich łączyło. Te zadrapania wskazują raczej na bójkę niż na romans, przekonywała się w duchu.
–Poza tym mężczyźni, którzy zdradzają żony, mają takie poczucie winy, że bez okazji kupują im kwiaty – pocieszyła się wspomnieniem artykułu z kobiecego pisma. Gdyby Piotr ją zdradzał, z pewnością sam by się przyznał, pomyślała z ironią. Nie potrafił kłamać, a wyrzuty sumienia pożarłyby go żywcem.
–Musi chodzić o coś innego – uznała. – Ma jakieś kłopoty…
Zaczęła starannie rozważać tę myśl. Gdyby mąż w coś się wpakował, czy powiedziałby jej o tym, czy zachowywałby się tak absurdalnie jak teraz? Nie potrafiła zrozumieć jego agresji. Przecież Piotr był najłagodniejszym człowiekiem, jakiego znała. Taką nagłą różnicę w zachowaniu mogła uzasadniać tylko choroba psychiczna albo…
–Narkotyki… – szepnęła do siebie. To mogło być to, myślała gorączkowo. Zmiany nastrojów, drażliwość, agresja, bezsenność. Narkotyki by wszystko wyjaśniały. A więc Piotr nie przestał jej kochać. Teraz potrzebował jej bardziej niż kiedykolwiek. Jest chory i sam sobie nie poradzi, a ona musi mu pomóc.
165
Zerwała się gwałtownie. Nagły ruch spowodował zawrót głowy. Zachwiała się i oparła o łóżko. Czekając, aż podłoga przestanie wirować, nabierała głęboko w płuca powietrza i powoli je wypuszczała. Po chwili poczuła się wystarczająco dobrze, by pójść pod prysznic.
Niepewnie, z drżącym sercem zapukała do drzwi gabinetu. Nie usłyszała odpowiedzi. Z wahaniem nacisnęła klamkę i weszła do środka. Nie zauważył jej. Z długą linijką w ręku klęczał na podłodze, gdzie rozłożona była ogromna płachta papieru, na którą coś nanosił. Nie usłyszał, gdy weszła.
–Piotr? – zawołała cicho.
Drgnął i odwrócił się w jej kierunku. Przez moment mrugał nerwowo oczami, nim skoncentrował na niej wzrok.
Lidka odniosła wrażenie, że w pierwszej chwili sam nie wiedział, gdzie się znajduje.
–O co chodzi? – zapytał. Nie uśmiechał się, ale był mniej opryskliwy niż zazwyczaj. Wydało jej się, że jest po prostu zmęczony.
–Spałeś dzisiaj? – spytała.
–Tak, tak, spałem – zapewnił ją. – Spałem w gabinecie – dodał, pochylając się znów ku rozłożonej mapie.
–Hm… – mruknęła z niedowierzaniem. Miał na sobie to samo ubranie co poprzedniego dnia, a pościel na sofie wyglądała na nietkniętą. Była schludnie złożona i zwinięta. Nikt jej nie używał. Wyglądało na to, że Piotr pracował od wczoraj rana do teraz.
–Piotr? – zawołała ponownie, podchodząc do niego.
–Jestem zajęty – oświadczył, nie podnosząc głowy.
–Czy ty bierzesz narkotyki? – zapytała odważnie prosto z marszu, chociaż zaciśnięte w pięści drżące dłonie ukryła w kieszeniach ciążowej sukienki. – Jeśli tak, to nie masz powodu się wstydzić. Jesteś chory, potrzebujesz pomocy – mówiła łagodnie.
–Czyś ty kompletnie oszalała? – zapytał cicho, ale z taką furią w głosie, że przestraszona Lidka cofnęła się, potykając o leżące na podłodze książki. – Straciłaś rozum?! – wysyczał, patrząc na nią z wściekłością.
–Ja… – zająknęła się, rzucając szybkie spojrzenie w stronę drzwi. Niestety, Piotr stał w przejściu. Zaciśnięte konwulsyjnie szczęki sprawiały, że widać było drganie mięśnia na jego policzku, czego Lidka nigdy wcześniej nie zauważyła.
166
Nie wiedziała, co miał zamiar zrobić, gdy zbliżał się ku niej. Na szczęście usłyszała pukanie i w drzwiach stanęła pani Zofia. Na jej widok Lidka poczuła taką ulgę, że z trudem powstrzymała się od płaczu.
–Policja do pana – oznajmiła gospodyni, rzucając badawcze spojrzenie na bladą z przerażenia twarz swojej pracodawczyni.
–Do mnie? – zdziwił się Piotr.
–Policja? – Lidka była nie mniej zaskoczona.
–Chcą rozmawiać z panem Sianeckim. Czekają w bibliotece – powiedziała pani Zofia.
Lidka otworzyła usta, by zapytać męża, o co może tamtym chodzić, ale Piotr odwrócił się bez słowa i po prostu wyszedł, pozostawiając ją z otwartymi ustami.
2.
W bibliotece czekało na niego dwóch policjantów.
–Jestem Piotr Sianecki – przedstawił się. – O co chodzi?
–Komisarz Łukasz Madera. – Starszy z nich pokazał legitymację i natychmiast przeszedł do rzeczy: – Czy jest pan właścicielem białego opla astra kombi?
–Zgadza się – potwierdził. Zauważył, że Lidka zatrzymała się niepewnie przy wejściu do biblioteki i słuchała bez słowa.
–Czy może mi pan powiedzieć, co pan robił…? – Madera zerknął do notesu i podał datę sprzed tygodnia.
Lidka zauważyła, że mąż na ułamek sekundy znieruchomiał, co chyba umknęło policjantom, gdyż młodszy funkcjonariusz przyglądał się w tym czasie książkom na półkach, a komisarz Madera zapisywał coś w notatniku.
–Nie mam pojęcia – rzucił obojętnie Piotr. – Pewnie byłem w domu.
–Czy ktoś może to potwierdzić?
–Żona. – Piotr wskazał na Lidkę. – Wejdź, kochanie – zaprosił ją i troskliwie posadził w fotelu. – Panowie mają do ciebie kilka pytań.
Lidka przyglądała się badawczo mężowi, ale nie zauważyła u niego oznak niepokoju. Odetchnęła z ulgą. O cokolwiek chodziło, Piotr nie miał z tym nic wspólnego. Zachowywał się normalnie, bo nie miał się czego obawiać, uznała, trochę uspokojona. Chyba że chodziło o narkotyki… Zmrużyła oczy, gdy nieposłuszna myśl znowu przemknęła jej przez głowę.
167
–Pani nazywa się…? – Madera zawiesił głos, przyglądając się kobiecie w zaawansowanej ciąży. Wyglądała na nieco zdenerwowaną, ale jej niepokój mieścił się w granicach normy. Na ogół wizyta dwóch śledczych nie kojarzy się nikomu z dobrymi wiadomościami.
–Lidia Sianecka. – Spojrzała na komisarza. – Co się właściwie stało?
–Czy może pani potwierdzić, że mąż był w domu w nocy z trzydziestego czerwca na pierwszego lipca?
–A gdzie miałby być? – zdziwiła się.
–Czyli tak. – Madera zapisał coś w notesie. – Czy jest pani pewna? A może wydarzyło się coś, co sprawiło, że pani tak doskonale to pamięta? – dopytywał się.