16
2.
Zgodnie z zapowiedzią następnego dnia rankiem rozpoczęto remont. Lidia nie spodziewała się, że będzie to tak wcześnie. W nocy długo nie mogła zasnąć i obudziła się nad ranem. Ale chociaż nie mogła spać i od piątej była na nogach, nie znaczyło to, że już o tej porze chciała mieć w domu obcych ludzi! Piotr zapewnił ją, że im szybciej tamci wezmą się do roboty, tym szybciej skończą, a szósta rano jest w sam raz. Logicznie rzecz ujmując, miał rację, ale co z tego, skoro logika Lidki wyłączyła się już jakiś czas temu i za nic nie chciała funkcjonować. Obcy ludzie w domu, hałas, kurz i niemożność robienia czegokolwiek – wszystko to było dla niej tak męczące, że z trudem się powstrzymywała, by nie krzyczeć. Koło południa czuła się kompletnie wyczerpana, chociaż była tylko biernym obserwatorem. Schroniła się na moment na strychu zdecydowana przynajmniej zerknąć, co tam jest, lecz kiedy się na nim znalazła, nie miała pojęcia, od czego zacząć. Obrazy, pudła z książkami i dokumentami, skrzynie pełne ozdobnych drobiazgów… Wszystko to wymagało zniesienia na dół i porozkładania w pokojach, a tego nie mogła zrobić, skoro właśnie rozpoczęli remont.
–Długo tak będzie? – Podeszła rozdrażniona do Piotra.
–Kilka tygodni. – Nie podniósł głowy znad planów, które uważnie studiował.
–Ile?! – fuknęła zniecierpliwiona i wściekła.
–Lepiej wytrzymać kilka tygodni, niż ciągnąć prace latami – odparł spokojnie.
–Daj mi kluczyki od samochodu. – Lidka czuła coraz większą złość. Zdawała sobie sprawę, że nie ma ku temu racjonalnego powodu, ale odkąd była w ciąży, nie panowała nad sobą. Drażniło ją wszystko i wszyscy, a teraz nawet własny mąż. Nie miała pojęcia, skąd brał te nieskończone zasoby cierpliwości i wyrozumiałości, ale to z kolei irytowało ją jeszcze bardziej. Zrobiłoby jej się znacznie lepiej, gdyby choć raz kazał jej być cicho.
–Nie powinnaś prowadzić w takim stanie – zauważył łagodnie. – Zawiozę cię…
–Nie bądź taki cholernie idealny! – warknęła.
–Lidka!
–Przepraszam – powiedziała, widząc jego zaskoczone spojrzenie. – Kiepsko spałam, znowu coś mi się śniło. Nie pamiętam co, ale… – Nie było sensu się tłumaczyć. Nie miała dla siebie usprawiedliwienia, a Piotr oczywiście wca-17
le nie był zły. – Daj mi kluczyki, dobrze? Obiecuję, że będę ostrożna. – Uśmiechnęła się z wysiłkiem.
Bez słowa podał jej kluczyki i dokumenty. Za to bacznie ją obserwował, kiedy siadała za kierownicą.
Powoli jechała podjazdem, rozglądając się wokoło. Westchnęła zachwycona. Park był naprawdę piękny, a śpiew ptaków działał na nią uspokajająco. Jednak gdy tylko uznała, że zniknęła mężowi z oczu, przycisnęła gaz.
Po kilku minutach wjechała do centrum miasteczka. Zaparkowała zaraz przy rynku, w bocznej uliczce. Była wściekle głodna. Pamiętała, że na rynku znajduje się jakaś restauracja, widziała ją z okien samochodu, kiedy przejeżdżali tędy z Piotrem. Idąc powoli brukowanym chodnikiem, zatrzymała się na moment przy księgarni. Szukała wzrokiem kobiety, która ich wtedy obserwowała. Od razu ją zauważyła. Po chwili wahania pchnęła drzwi i weszła do środka.
Rudowłosa stała za ladą i nabijała ceny na kasę. Nie okazała zdziwienia na widok gościa. Uśmiechnęła się tylko uprzejmie.
–Pani mnie obserwowała – powiedziała Lidia. Zaczerwieniła się, gdy dotarł do niej własny brak taktu.
–Owszem – potwierdziła spokojnie nieznajoma. – Czuje się pani urażona? – spytała grzecznie, uważnie lustrując wzrokiem stojącą przed nią Lidię.
–Nie. – Przez chwilę patrzyła na swoją rozmówczynię. Wreszcie miała okazję przyjrzeć jej się z bliska. Jej pierwsze wrażenie było właściwe. Kobieta nie była ruda, jej włosy były zdecydowanie jaśniejsze, jakby zmierzały w stronę złota. Cynamon też nie oddawał głębi tego koloru. Nie można jednak było jej uznać za blondynkę… Może odcień miedzi… – zastanawiała się, patrząc na długie, gęste pasma spływające falą na ramiona i plecy tamtej. Przeniosła wzrok na twarz kobiety, ale natychmiast zdała sobie sprawę, że po prostu niegrzecznie się na nią gapi. Tamta jednak nie wydawała się zła, najwyżej rozbawiona. Spoglądała na nią zielonymi oczami o złotych plamkach w środku, a na jej pełnych wargach błąkał się delikatny uśmiech.
–Przepraszam – wymamrotała zażenowana Lidka. – Nie wiem, co mnie napadło. Czuję się ostatnio taka rozdrażniona…
–Proszę nie przepraszać. – Zdawała się nie dostrzegać jej zakłopotania. – Nazywa się pani Lidia Sianecka, prawda? Jestem Edyta Mielnik. – Wyciągnęła do niej rękę.
–Sianecka – przedstawiła się automatycznie Lidka, przyglądając się teraz twarzy kobiety. Edyta miała idealnie białą skórę. Bez żadnych przebar-
18
wień, piegów ani widocznych żyłek, co byłoby charakterystyczne dla osoby o jej kolorze włosów.
–To moja księgarnia. – Nowa znajoma zatoczyła dłonią krąg, pokazując wysokie regały i stoły, na których leżały książki.
–Skąd pani mnie zna? – spytała z nagłą nieufnością Lidka.
–Kochana… – Edyta parsknęła śmiechem. – Ludzie żyją waszym przyjazdem od tygodni. Twoja ciąża też nie jest tajemnicą.
–No tak. – Lidia westchnęła. – Nie pomyślałam o tym. W dużym mieście jest inaczej. Nawet sąsiadów często się nie zna…
–To prawda, między innymi dlatego tu wróciłam. – W niezwykłych zie-lono-złotych oczach kobiety pojawił się dziwny błysk. – Odziedziczyłam księgarnię po śmierci matki – dodała.
–Lubię atmosferę małych miasteczek. – Lidka nie wiedziała, co odpowiedzieć.
–Mogę coś polecić? – Edyta znowu wskazała na regały z książkami.
–Nie, nie mam czasu na czytanie – odparła Lidia. – Chociaż nie, to niezupełnie prawda. Czasu mam aż nadto, tylko warunków mi brakuje. – Czuła, że zaczyna się plątać. Zdarzało jej się to zawsze, gdy była zdenerwowana. – Właściwie sama nie wiem, czemu tu weszłam – przyznała zawstydzona, widząc uniesione w zdziwieniu brwi tamtej. – Bo tak właściwie to wybierałam się na obiad… – dodała.
–Może pójdziemy razem? – zaproponowała Edyta. – Zaraz obok jest restauracja. O zdrowej żywności nigdy nie słyszeli, ale mają smaczne jedzenie.
–Chętnie. – Lidka poczuła się raźniej. Nie najlepiej rozpoczęty dzień może mieć miłe zakończenie. Uśmiechnęła się nieśmiało.
3.
–Który to miesiąc? – zapytała Edyta, gdy usiadły przy dębowym stole.
Lidka rozglądała się wokół, chłonąc atmosferę sali. Było tu raczej mroczno, przytłumione światło dawało poczucie ukojenia, a zarazem wytwarzało nastrój pewnej tajemniczości. Lampiony rzucały cień na ścienne malowidła, na których powtarzał się stały motyw: naga kobieta okryta długimi lokami, a wokół niej oplatał się wąż. Zafascynowana Lidka utkwiła wzrok w obrazie. Wszystkie strategiczne miejsca nagiej postaci przysłonięte były włosami, niemniej całość tchnęła niepokojącym erotyzmem.
19
–Początek czwartego. – Otrząsnęła się z fascynacji, uświadomiwszy sobie, że nowa znajoma nadal oczekuje odpowiedzi, a przy stole stoi kelnerka. – Już nie mogę się doczekać porodu – wyznała niespodziewanie, skinieniem głowy dziękując za kartę.
–No cóż, to chyba normalne. Wszystkie mamy nie mogą się doczekać swoich dzieci – zauważyła lekkim tonem Edyta.
–Nie w tym rzecz. – Przyszła matka zarumieniła się lekko. – Widziałaś film „Dwóch gniewnych ludzi”?
–Ten z Jackiem Nicholsonem i Adamem Sandlerem? – Edyta nie zrozumiała, jak to się ma do porodu Lidki.
–Właśnie ten – przytaknęła jej rozmówczyni. – Jest jeszcze jedna komedia z Nicholsonem, gra w niej neurotycznego pisarza owładniętego przez różne obsesje i natręctwa, który nikogo nie lubi… Zapomniałam tytułu…