–Wiem, wiem. Niech myślą, co chcą, żeby tylko ona się znalazła…
Nawrocki nie odpowiedział. Jechali chwilę w milczeniu.
–Panie komisarzu – Bartkowiak z wahaniem przerwał ciszę – skoro jest tak jak pan mówi… O tych powrotach… To dlaczego ona nie wróciła?
–Nie wiem. – Nawrocki westchnął. – Nie potrafię panu odpowiedzieć.
Jak będziesz miał szczęście człowieku, pomyślał, to sam ją zapytasz. Nie podzielił się tą myślą z ojcem dziewczyny. Szanse były zbyt małe, by wzbu-
70
dzać nadzieję; jeśli niczego nie znajdę, ten człowiek nie będzie w stanie znieść rozczarowania.
3.
Lidka rzuciła torebkę na stolik przy wejściu. Znów miała mdłości, teraz dla odmiany z przejedzenia.
–Nie powinnam pić tyle coli – mruknęła zła na siebie.
–Czego nie powinnaś pić? – Do holu wszedł Piotr.
–Coli. Miałam straszną ochotę na coś gazowanego, a teraz myślę, że to nie był dobry pomysł – przyznała kwaśno.
–Gdzie byłaś tak długo? – dopytywał się.
–Nie mów, że zauważyłeś. – Tym sarkazmem zaskoczyła samą siebie na równi z mężem, który stał zaskoczony, mrugając nerwowo oczami.
–Oczywiście, że zauważyłem – oznajmił w końcu lekko urażony.
–Przepraszam. – Westchnęła. – Nie chciałam na ciebie naskoczyć. Nie wiem, dlaczego robię się taka okropna, jak wracam do tego domu. Czuję się tu taka przytłoczona. Jest za duży, za pusty, zimny i odpychający!
–Myślałem, że byłaś nim zachwycona… – odpowiedział niepewnie.
–Byłam i co z tego? Już nie jestem. Czuję się tu samotna.
–Jak to? Przecież dookoła masz pełno ludzi!
–Jakich ludzi? – spytała kpiąco. – A – udała, że dopiero teraz zrozumiała, co mąż miał na myśli – mówisz o panach budowlańcach? No jasne, że też nie pomyślałam, żeby urwać się z nimi na piwo…
–No tak – zaczął przecierać swetrem szkła okularów – masz rację.
–Rany, znowu się uniosłam. Przepraszam. – Pocałowała go delikatnie w usta. – Muszę znaleźć sobie zajęcie. Ty jesteś zajęty remontem domu, a ja tylko schodzę z drogi robotnikom i szukam miejsca, gdzie nie będę słyszeć młotków i wiertarek.
–Może zajmiesz się strychem? – zaproponował. – Wiem, że mieliśmy nie ruszać niczego, dopóki nie skończymy robót, ale nie szkodzi przejrzeć.
–Cudowny pomysł! – Lidka się rozpromieniła. – Jesteś genialny! – zapewniła męża, rzucając mu się na szyję.
–Świetnie! – roześmiał się Piotr. – Tylko weź, proszę, pod uwagę, że geniusz twojego męża ma ograniczony zasięg i nadal nie wiem, gdzie byłaś.
–W księgarni.
71
–Mam nadzieję, że nie kupiłaś znowu żadnych bzdur? – spytał, nagle poirytowany.
–Nie, żadnych zakupów – zapewniła go. – Edyta to moja jedyna znajoma w Lipniowie. Wpadłam ją odwiedzić. Powinieneś ją poznać. Jest bardzo sympatyczna.
–Zważywszy na profil księgarni, pewnie czarownica – zażartował Piotr.
–Nic z tych rzeczy. Zarabia na tym samym, na czym zarabia co druga osoba w miasteczku, czyli na mitach i legendach. Właśnie, moja książka się znalazła? – Przypomniała sobie o zgubie. – Nie skończyłam jej jeszcze.
–Nie miałem czasu poszukać – odparł Piotr. – Sama się znajdzie.
–Jasne, sama się zgubiła, to sama się znajdzie. – Lidka nie była zadowolona, że książki nadal nie ma. – Może powinnam poprosić o pomoc tego przystojnego komisarza? – Mrugnęła do Piotra, sadowiąc się wygodnie w fotelu przy kominku, w którym mąż przezornie napalił.
–Jakiego komisarza? – Popatrzył na nią zaskoczony.
–Nazywa się Michał Nawrocki. Pracuje w tutejszej komendzie – odrzekła z lekkim uśmiechem. Zawsze ją zdumiewało, że Piotr jest o nią zazdrosny. Nie potrafiła tego pojąć, ale nieodmiennie ją to zachwycało.
–Jak go poznałaś? – spytał niezadowolony.
–To znajomy Edyty.
–Aha… – Piotr się uspokoił.
–Właśnie. A propos tego komisarza… Wiesz, że w Lipniowie zaginęła dziewczyna? Miała piętnaście lat!
–Nie żyje? – Popatrzył na nią z troską.
–Wierzę, że się znajdzie cała i zdrowa! – zawołała gorąco. – Nawet tak nie mów!
–Powiedziałaś: „miała piętnaście lat” – odparł. – Więc co miałem pomyśleć.
–Nie wiem, dlaczego tak mi się powiedziało. – Przez chwilę poczuła wyrzuty sumienia, gdy przypomniała sobie twarz Bartkowiaka. Ojciec Eli byłby wstrząśnięty, gdyby użyła przy nim czasu przeszłego. – Wiesz, przyjechała jakieś dwa miesiące temu do Lipniowa i dalej nie wiadomo. Ślad się urywa.
–Myślisz, że coś jej się tu stało? To takie spokojne miasteczko…
–Ten komisarz uważa, że mogła pojechać gdzieś dalej.
–Jak to, dalej? – przerwał jej Piotr. – Nie rozumiem. Powiedziałaś, że zaginęła.
72
–Uciekła z domu, dokładnie rzecz ujmując. Ojciec jej szuka, matka nie żyje. Udało mu się dowiedzieć, że dziewczyna dotarła tutaj. Widział ją właściciel pizzerii i jakiś dostawca jeszcze. I na tym koniec. Nawrocki uważa, że wyjechała. Jutro razem z jej ojcem będą przepytywać kierowców i pracowników dworca. Może na coś trafią…
–Nie chciałbym nikogo zniechęcać, ale to jak szukanie igły w stogu siana – stwierdził Piotr.
–Wiem. – Lidka oparła głowę na jego ramieniu. – Chciałabym im jakoś pomóc.
–Niby jak?
–No wiesz, i tak nie mam co robić. Mogłabym pojeździć po okolicy, popytać…
–Ani mi się waż! – zaprotestował. – Nie wolno ci się denerwować! Żadnego śledztwa!
–Mówisz tak samo jak Edyta! – rozzłościła się Lidka.
–Rozsądna kobieta – oświadczył Piotr zdecydowanie. – Miałaś się zająć strychem – przypomniał jej.
–No wiem, ale chciałabym pomóc. – Lidka się nadąsała.
–Najbardziej pomożesz, nie stając się kolejną poszukiwaną – oświadczył stanowczo. – Żadnych jazd po okolicy!
4.
Z trudem odzyskiwała przytomność. Potrząsnęła głową, by mrok przed oczami zniknął. Wokół panowała ciemność. Tylko piekący ból uzmysłowił jej, że jest przytomna. Zimno bijące od kamiennej posadzki świadczyło, że nie błądzi już we mgle własnego umysłu. Sięgnąwszy na oślep ręką, dotknęła jakiejś ściany. Nie próbowała wstać. Częściowo na kolanach, częściowo pełznąc, przesuwała się wzdłuż niej, aż natrafiła na łóżko. Weszła pod drapiący koc i zwinęła się w kłębek. Nadal czuła, jak jej ciałem wstrząsają dreszcze, ale powoli zaczynała się rozgrzewać. Zamknęła oczy i leżała wsłuchana we własny oddech. W przejmującej ciszy słyszała bicie swojego serca. Był to zegar odmierzający jej czas. Każde uderzenie przybliżało koniec. Jak długo można czekać na śmierć, zastanawiała się. Kiedy jej serce uderzy po raz ostatni?
73
Nagle w jej świadomość wdarły się znajome dźwięki. Kroki, szuranie, szczęk zasuwy, błysk światła i znowu kroki. Zjawiał się regularnie. Nasłuchiwała w ciemności i oczekiwała na jego przyjście. Za każdym razem była tak samo przerażona. Za każdym razem jej serce zaczynało swój potępieńczy taniec, a oddech przypominał sapanie parowozu. Nienawidziła strachu, który nieodmiennie ją wówczas ogarniał. Nie rozumiała, jak można pogodzić się ze śmiercią, wyczekiwać jej i za każdym razem drżeć, że to już. Za moment. A potem rozczarowanie, że jeszcze żyje, nadal czuje zimno i strach, wciąż ma w płucach powietrze, a jej serce przypomina o sobie głośnym: ba-bam, ba-bam. Ogarnął ją obłąkańczy śmiech, który z trudem stłumiła.
Otworzyła oczy i nie poruszając się, czekała. Patrzyła tępo przed siebie, obserwując mężczyznę ubranego w obszerną szatę z kapturem. Na ramieniu niósł nieruchomą dziewczynę. Położył ją na łóżku i przez chwilę patrzył na nią w milczeniu.