Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

–Proszę pana, wręcz przeciwnie, nic się nie wydarzyło. Właśnie dlatego pamiętam.

–Nie bardzo rozumiem, co pani ma na myśli… – odrzekł zdziwiony.

–Mąż nie wychodzi z domu wieczorami. Co więcej, od zakończenia remontu bardzo rzadko wychodzi nawet w dzień. Ślęczy w swoim gabinecie nad starymi mapami.

–Jestem architektem – wtrącił Piotr, gdy komisarz spojrzał na niego zaskoczony.

–Więc wracając do pańskiego pytania… Pamiętałabym, gdyby wyszedł w nocy – dokończyła Lidka z pełnym przekonaniem.

–Rozumiem. Proszę mi wybaczyć, ale państwo śpią razem?

–A co to ma do rzeczy? – wtrącił się Piotr, zanim zdążyła coś powiedzieć.

–To duży dom. Mógł go pan opuścić niezauważony. – Komisarz Madera pozornie obojętnie wzruszył ramionami.

–Od kilku dni sypiam w gabinecie – oświadczył Sianecki.

–Dlaczego? – Komisarz udał, że nie widzi zaskoczenia jego żony. Nie mógł tylko rozszyfrować, czy naprawdę nie wiedziała, że mąż sypia w gabinecie, czy też zdziwiło ją, że się przyznał.

–Żona znalazła na strychu stare mapy okolicy i dworu, pochodzące z dziewiętnastego wieku. Próbuję na ich podstawie zlokalizować pewne miejsca. To pracochłonne zajęcie. Czasami kładę się do łóżka dopiero nad ranem. Nie chcę budzić żony, więc śpię w gabinecie – wyjaśnił. – Ale, jak już mówiłem, jest tak od kilku dni.

–No tak… Czyli nie korzystał pan wówczas z samochodu?

–Już mówiłem, że nie. Zresztą z samochodu korzysta głównie żona.

168

–Pozwala pan prowadzić kobiecie w zaawansowanej ciąży? – wtrącił się do rozmowy drugi z policjantów.

–Ciąża to nie kalectwo… – odparł obojętnie Piotr, choć nie udało mu się ukryć irytacji.

–Dlaczego panów interesuje nasz samochód? – zapytała Lidka, uśmiechając się lekko do komisarza, by załagodzić opryskliwą uwagę męża.

–Zaginęła nastolatka. Świadek opisał samochód, który widział na miejscu zdarzenia w czasie, gdy prawdopodobnie to się stało – wyjaśnił.

–Nasz samochód? – Lidka zmarszczyła czoło.

–Nie, nie nasz, tylko taki jak nasz – poprawił ją Piotr. – Nie mógł to być nasz samochód, bo żadne z nas nie opuszczało domu.

–Uważacie, że ta dziewczyna została porwana? – dociekała Lidka, nie zwracając uwagi na jego słowa ani niezadowolenie.

–Proszę, żeby panowie już wyszli. – Piotr wstał. – Żona nie powinna się denerwować. Nabijanie jej głowy historiami o porwaniu jakiejś dziewczyny nie wpłynie na nią dobrze. Powinna unikać stresu.

–Oczywiście. Dziękujemy za rozmowę. – Madera popatrzył na niego chłodno. Mimo półmroku panującego w bibliotece, dostrzegł głębokie cienie pod oczami Sianeckiego i jego nieświeże ubranie. Ten człowiek wyglądał na zaniedbanego.

–Może nas pani odprowadzić do drzwi? – zapytał drugi z policjantów.

–Proszę… – Piotr ubiegł żonę.

–Do widzenia. – Madera uścisnął jej rękę.

Lidka odpowiedziała mu bladym uśmiechem. Gdy wyszli, otworzyła dłoń. Komisarz podał jej dyskretnie wizytówkę. Przez chwilę myślała zdumiona, że facet ją podrywa. Parsknęła jednak śmiechem. Nie miała powodzenia jako panna, a teraz jako mężatka w siódmym miesiącu ciąży tym bardziej nie wzbudziłaby zainteresowania mężczyzn. Więc o co chodziło? Nie uwierzył jej? Przecież mówiła prawdę. Usłyszałaby, gdyby Piotr wychodził w nocy.

Postanowiła nie mówić o wizytówce mężowi. Nie było sensu go denerwować. Chowając do kieszeni biały kartonik, zauważyła na nadgarstku sine ślady, pozostawione kilka dni wcześniej przez palce Piotra. Zamarła. Nie pomyślała, by zakryć te siniaki. Komisarz musiał je zauważyć i wyciągnął błędne wnioski. Nie była przecież ofiarą przemocy, prawda? – pomyślała niepewnie i zapatrzyła się w okno.

169

3.

Nawrocki był przekonany, że Edyta nie wyjawiła mu wszystkiego. Mógł tylko łudzić się nadzieją, że to, czego nie powiedziała, nie będzie miało realnego wpływu na jego pracę. Domyślał się, że właścicielom kamienic chodzi o coś innego, ważniejszego, a nie jedynie o względy finansowe, skoro tak twardo ściskają w garści swoje akty własności, eliminując osoby, które mogłyby zagrozić obecnemu stanowi. Ludzie zabijają z różnych powodów: z zemsty, nienawiści, miłości, dla pieniędzy, aby coś ukryć – można by wymieniać w nieskończoność. Ale normalni ludzie nie zrzeszają się przeciwko członkom własnych rodzin, gdy ci chcą odejść lub naruszyć istniejącą równowagę. Musiało być coś więcej. Coś, co łączyło tamtych wszystkich. Oczywiście brzmiało to jak brednie szaleńca i rzecz jasna nie miał żadnych dowodów, które mógłby przedstawić szefowi. Ale Edyta właściwie potwierdziła tę teorię.

Chyba miał rację co do jej matki. Pytanie tylko, dlaczego ta kobieta zwróciła się przeciwko całemu klanowi? I czy właśnie z tego powodu zginęła? – zastanawiał się. Kolejna kwestia, znacznie istotniejsza, brzmiała: w jaki sposób tamtym udawało się tak długo działać bezkarnie? Odpowiedź była oczywista, pomagał im ktoś z policji, kto miał dostęp do danych i wystarczającą władzę, by ingerować, kiedy coś zagrażało ich sprawom. To było powiązanie, którego szukał Nawrocki. Problem w tym, że nie potrafił niczego udowodnić. Był pewien, że nie znajdzie żadnych obciążających dokumentów. Jedynie zeznania świadka stanowiłyby przekonujący dowód. Ale skąd go wziąć? Dlaczego ktoś miałby się pogrążać, ryzykować wszystko, co posiadał? Przecież w chwili obecnej nie było żadnej możliwości, żadnego haka, który pozwoliłby mu wyciągnąć z kogoś zeznania. Rzecz wydawała się nie do ruszenia. Wiedział, że Edyta nie będzie z tego zadowolona, ale zdecydował, że daruje sobie sprawy sprzed lat. Ślady, nawet jeśli jakieś były, z pewnością już dawno zostały zatarte. Nie ma szans na rozwiązanie żadnej z nich, nie w czasie, jaki mu pozostał. Wiedział, że tym razem stary nie da się przekonać. Michał nie miał argumentu, którym mógłby przekonać szefa. Musi działać sam. Logicznym posunięciem wydało mu się śledztwo w sprawie zabitych nastolatek. Jeśli Edyta rozumowała słusznie i jej matka rzeczywiście wpadła na trop mordercy, to odnajdując go, Michał miałby szansę na zakończenie własnego śledztwa, jeśli nie – to trudno. Dochodzenie wewnętrzne, które prowadził w ukryciu, i tak utknęło w martwym punkcie. Zdecydował, że czas to zostawić i zająć się dziewczynami. Cały czas żywił nadzieję, że Ela Bartkowiak żyje.

170

Podzielał zdanie Edyty, że zaginięcie następnej jasnowłosej nastolatki w okolicy Brzezin miało spowodować, aby pozostawiono sprawę w tamtym rejonie. Na myśl, że oboje mogą mieć rację, Michała ogarniał lęk. Seryjni mordercy popełniają zbrodnie pod wpływem wewnętrznego nakazu, są jak drapieżniki osaczające zwierzynę. Polowanie sprawia im tyle samo radości, co odebranie życia ofierze. Jeśli ten zbrodniarz zabija na zimno, kierując się wyrachowaniem i logiką, by skierować ewentualny pościg na fałszywy trop, mają do czynienia z kimś wyjątkowo niebezpiecznym.

Michał nadal nie znał tożsamości ciężarnej dziewczyny, korzystając jednak z tego, że szef dał mu priorytet, zwalił tę sprawę na Darka Słowikowskiego. Wprawdzie kolega nie był zachwycony, ale obiecał, że jak będzie trzeba, to sam zginie, ale dziewczynę znajdzie. Nie brzmiało to niestety pocieszająco, choć pewnie miało budzić optymizm.

Z ponurych rozmyślań wyrwało Michała pukanie do drzwi. W szparę wsunęła głowę jedna z policjantek.

–Panie komisarzu, szef pyta, co z tymi włamaniami. Ma pan coś?

–Tak, tak – odrzekł, wracając myślami do bieżących zadań. – Sprawca został zatrzymany. Właśnie skończyłem raport – powiedział, wstając zza biurka i wyłączając komputer. – Szef u siebie? – spytał. – Sam zaniosę. – Uśmiechnął się do dziewczyny. Nie pamiętał jej nazwiska. Kilka dni temu została przysłana ze szkoły policyjnej na staż.

47
{"b":"586706","o":1}