Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

– Wobec tego żyjemy w zupełnie różnych światach.

– I dobrze. W końcu przeciwieństwa się przyciągają.

– No tak.

– Jak ci smakuje herbata?

– Dziękuję, jest pyszna. Chyba naprawdę zacznę tu wpadać, kiedy będę potrzebowała, by mój świat nieco zwolnił.

– Możesz mi czasem dać znać. Jeśli nie masz nic przeciwko, chętnie ci potowarzyszę. – powiedział niby lekkim tonem Jacek, ale jego propozycja zabrzmiała poważnie.

– Będę to miała na uwadze – odpowiedziała Nina, patrząc mu prosto w oczy. – A ty często tu bywasz?

– Ja w ogóle raczej rzadko wychodzę do takich miejsc.

– Przez pracę?

– Nie, ona tylko wydaje się bardzo absorbująca. Raczej przez matkę. Poza tym nie mam tutaj zbyt wielu przyjaciół. Kiedy wyjechałem na studia, większość szkolnych znajomości się rozpadła. Ludzie pozakładali swoje rodziny, porodzili dzieci. Wiesz, jak to jest. Właściwie mam tylko jednego kumpla, z którym czasem wymykamy się na piwo.

– No i mnie – zauważyła.

– Tak. – Jacek uśmiechnął się szeroko. – No i teraz ciebie – powiedział, po czym dopili w spokoju herbatę i zjedli maślane rogaliki.

Gdy skończyli, wiszący na ścianie, okrągły zegar wskazywał dwudziestą pierwszą. Choć za oknami było już zupełnie ciemno, kawiarnia pustoszała z chwili na chwilę, a oni musieli jutro wstać do pracy, żadne nie chciało jeszcze kończyć tego wieczoru. Tak dobrze im się rozmawiało i tak cudownie było wyrwać się czasem z sideł codzienności.

– To może wpadniemy do mnie? – zaproponował Jacek, trochę się przy tym denerwując. – Mama jest w szpitalu, więc nikt nie będzie nam przeszkadzał. Moglibyśmy posłuchać muzyki, otworzyć jakieś wino. Oczywiście potem cię odwiozę, więc ja bym nie pił, ale… Pewnie to głupi pomysł. – Czując narastające w barkach napięcie, spuścił wzrok. – Nie powinienem proponować ci tego na drugim wieczornym spotkaniu, ale jest już ciemno, zimno, w dodatku pochmurno i…

– Chętnie dam się zaprosić do ciebie. – Nina uśmiechnęła się, widząc jego zdenerwowanie, i nie dała mu skończyć.

– Naprawdę? – Trochę się zdziwił. Przez ułamek sekundy miał wrażenie, że się wygłupił i nawet zdążył poczuć wstyd.

Matka wychowała go według staroświeckich zasad. Przez lata kładła mu do głowy, że zaproszenie kobiety do siebie „coś” znaczy i… Zresztą, nieważne. Liczyło się tylko to, że Nina się zgodziła.

Jacek zapłacił rachunek, a potem przytrzymał jej płaszcz. Następnie wyszli na parking, skierowali się do samochodu i Jacek dowiózł Ninę pod blok, w którym mieszkał od urodzenia. Mimo wczesnej pory osiedle zdawało się już spać. Światła w większości mieszkań były pogaszone, a po chodnikach spacerował jedynie jakiś nastolatek z psem.

– To tutaj – oznajmił, gasząc silnik i wysiadł, by otworzyć Ninie drzwi.

Dzięki temu drobnemu gestowi poczuła się trochę jak księżniczka, ale nie powiedziała tego na głos. Przyznanie się Jackowi do tego, że spotykała w życiu jedynie dupków, którym to ona musiała otwierać drzwi, zwłaszcza gdy byli upojeni alkoholem, a nawet niemal wnosić ich wtedy do mieszkania, wydało jej się uwłaczające.

Bez jakiegokolwiek komentarza poszła za Jackiem do mieszkania.

– Zapraszam. – Wpuścił ją do środka.

Nina weszła na korytarz i zdjęła z ramienia torebkę. Mieszkanie, które Jacek dzielił z matką, było przytulne, choć urządzone w nieco staroświeckim stylu. Na pewno spodobał jej się fakt, że nie powitały jej żadne krzyki dzieci, jak to zwykle bywało u niej, ale unoszący się w powietrzu zapach drożdżowego ciasta, które Jacek dostał po obiedzie od pani Marysi.

– Może przejdźmy do kuchni – powiedział, gdy już się rozebrała. – Masz jeszcze ochotę na coś do picia? – Jacek podążył do kuchni, a ona za nim.

– Chętnie, ale może nie wino. – Podeszła do niewielkiego stolika. – Nie pogardzę za to kolejną herbatą.

– Jesteśmy trochę mało oryginalni, prawda? – Jacek spojrzał na nią przelotnie, sięgając po czajnik.

– Tak, ale właściwie czego spodziewać się po ludziach w naszym wieku?

– Daj spokój, nie jesteśmy aż takim próchnem. To dopiero trzydziestka.

– Nie chcę zabrzmieć jak stara babcia, ale czasem nie mogę wyzbyć się wrażenia, że najlepsze, co mogłam, już w życiu przeżyłam, a teraz została mi tylko smutna codzienność.

– Nie mów tak.

– Ale taka prawda. Praca, dzieci, szkoła, dom… Gdzie te wszystkie młodzieńcze ekscesy?

– Chyba ustaliliśmy już, że lubisz święty spokój?

– No tak, ale…

– Żartuję. Wiem, o czym mówisz. – Jacek wstawił wodę na herbatę, po czym zdjął z suszarki trzy porcelanowe talerzyki i podszedł do stołu. – Teraz może skusisz się na ciasto drożdżowe upieczone dziś rano przez moją sąsiadkę, a później pomyślę nad innymi rozwiązaniami, okej? – Spojrzał jej prosto w oczy.

Nina znowu się uśmiechnęła. Niedługo zacznie ją od tego boleć żuchwa i policzki.

– Nie bierz tego do siebie – rzuciła, kiedy Jacek zaczął kroić pulchniutkie ciasto.

– Dlaczego nie? – Popatrzył na nią. – Skoro już podjąłem się roli twojego wybawiciela, zamierzam się jej kurczowo trzymać.

Nina miała ochotę rzucić mu się na szyję. To było takie kochane i urocze. Jakim cudem ten facet nie miał nikogo? Był naprawdę przystojny, a dodatkowo miał serce na dłoni. Niespotykana cecha.

Zamiast jednak powiedzieć te słowa na głos, śledziła wzrokiem ruchy jego rąk, gdy nakładał ciasto na talerz.

– Częstuj się – powiedział, kiedy skończył. – Już sam zapach kojarzy mi się z dzieciństwem. Póki mama nie zbzikowała na punkcie zdrowego jedzenia, piekła dla mnie i taty w niedzielę takie rarytasy.

– Zazdroszczę. – Nina sięgnęła po największy kawałek. – Moja mama nigdy nie należała do konwencjonalnych matek i jadłam takie ciasto jedynie na święta, gdy jeździliśmy do babci. A i to nie zdarzało się zbyt często.

– Nie chcę cię martwić, ale nawet nie wiesz, ile straciłaś.

– Jeśli już mam być szczera, to miałam dziwne dzieciństwo. Zawsze zazdrościłam, nazwijmy to – normalnym dzieciom.

– Dlaczego?

– Rodzice rozwiedli się, kiedy byłam bardzo mała. A rok po moim urodzeniu mama znów zaszła w ciążę i dopóki nie wyszła za obecnego męża, wychowywała mnie i siostrę sama.

– Och…

– Przyprowadzała do domu różnych obcych facetów. Po wspólnych nocach często się z nimi kłóciła, więc nasze mieszkanie zwykle przywodziło na myśl awantury, a nie szczęśliwe dzieciństwo. Różnie też było wtedy z pieniędzmi, bo mama nie miała stałej pracy, dlatego czasami chodziłyśmy z Małgosią przez całą zimę w za małych płaszczykach z rękawami ledwie zakrywającymi nadgarstki… No ale było, minęło. Najważniejsze, że teraz i ja, i matka, i nawet moje siostry wiedziemy względnie stabilne życie.

– Ja nigdy czegoś takiego nie doświadczyłem – wyznał Jacek. – W naszym domu zawsze panował spokój i porządek. We wszystkich sferach życia. A nawet, jeżeli rodzice się kłócili, to nigdy na moich oczach.

– Zazdroszczę ci.

– Wszystko ma swoje plusy i minusy – powtórzył wypowiedziane przez nią wcześniej słowa. – Może gdyby nie twoje dzieciństwo, nie byłabyś teraz taka silna i niezależna?

Nina nie zdążyła odpowiedzieć, bo w tym momencie zaczął gwizdać czajnik. Jacek podniósł się z miejsca i wyjął z szafki herbatę.

– Może być z czarnym bzem?

– Poproszę.

Wrzucił do kubków okrągłe saszetki, a następnie zalał je wodą. Postawił naczynia na stole, po czym przeprosił Ninę i wyszedł na chwilę do łazienki.

Nina przez moment patrzyła na parujące herbaty, aż w końcu podniosła się z krzesła i podeszła do okna. Firanki były podpięte po bokach, dzięki czemu miała widok na spowite ciemnością osiedle. Spoglądając na czarne, puste ulice, objęła ramiona dłońmi i głośno westchnęła. Naprawdę było tutaj nad podziw błogo i cicho. W jej kamienicy nawet jeśli nie hałasowały dzieci, to kłócili się sąsiedzi z parteru albo szczekał pies starszych państwa, z którymi mieszkała drzwi w drzwi. Tutaj natomiast było tak spokojnie, że słyszała nawet delikatny szum wiatru. Niesamowite.

57
{"b":"691192","o":1}