– Dzień dobry. – Poczuł się w obowiązku z nią przywitać, jednak ta minęła go bez słowa i wyszła na zewnątrz.
No trudno. Widać nie należała do rozmownych.
Na klatce schodowej pachniało kiszoną kapustą oraz detergentami. Nie był to najprzyjemniejszy zapach, dlatego Jacek wbiegł na górę najszybciej, jak umiał. Przed zadzwonieniem do drzwi upewnił się jeszcze, że trafił pod właściwy adres, po czym wygładził kołnierzyk koszuli i zadzwonił do drzwi. W mieszaniu rozległy się jakieś krzyki i po chwili szczęknął zamek. Niestety, ku zaskoczeniu Jacka, na progu nie stanęła Nina, lecz nieznajomy mężczyzna, w dodatku w samych bokserkach i z podrapaną twarzą.
Jacek zamrugał powiekami na widok nie tyle jego umięśnionej klatki piersiowej (ta nie robiła na nim najmniejszego wrażenia, wolał damskie), co jego długich włosów zebranych na czubku głowy w niechlujny kok.
– Hydraulik? – zapytał mężczyzna.
– Nie – wydusił Jacek, chociaż był w szoku.
– A kto?
– Psychiatra – odparł skołowany.
– No to sorry, ale pomyłka. Czekamy na hydraulika – mruknął półnagi facet, po czym trzasnął drzwiami, nim Jacek zdołał cokolwiek z siebie wydusić.
Dziwne.
Jacek jeszcze raz wyciągnął z kieszeni telefon i sprawdził podany przez Ninę adres. Wszystko się zgadzało. Był na Leśnej 9 pod właściwymi drzwiami. Co prawda nie widniała na nich tabliczka z nazwiskiem Niny, lecz numer się zgadzał.
Jacek rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu ratunku. Może powinien zadzwonić do sąsiadów? Nerwowo ponownie wygładził kołnierzyk koszuli. Czuł, że w jego barkach pojawia się złowrogie napięcie, co uświadomiło mu, że nie zabrał ze sobą tabletek uspokajających.
A niech to szlag!
Odwrócił się na pięcie w stronę mieszkania sąsiadów, jedna nim zdołał nacisnąć dzwonek, za jego plecami rozległ się zgrzyt, potem chrupnięcie i pisk. Jacek mimowolnie odwrócił się w tamtym kierunku, stając tym razem twarzą w twarz z Niną. Miała na sobie dżinsowe spodnie oraz białą koszulę, a na stopach urocze skarpetki w groszki.
– Przepraszam za to nieporozumienie – powiedziała ze skruchą, patrząc mu prosto w oczy. – To tylko mój były mąż. Wziął cię za hydraulika.
– Nie wiedziałem, że mieszkacie razem. – Jacek nie krył zdziwienia.
– Co? Nie! – Nina machnęła ręką. – Dziś jest taka wyjątkowa sytuacja, opowiem ci później. Może wejdziesz na chwilę? Prawdę mówiąc, potrzebuję jeszcze trochę czasu, żeby się przygotować.
– Och, jasne. – Jacek pokiwał głową i ruszył w kierunku otwartych drzwi. Nim jednak wszedł do środka, najpierw wręczył jej kwiaty. – Oby te nie zaginęły po drodze. – Uśmiechnął się tak czarująco, że pod Niną ugięły się nogi.
– Tak, ja też mam taką nadzieję. – Wzięła od niego bukiecik i dopiero wtedy Jacek wszedł do środka.
– Przyniosłem też drobny prezent dla dzieci. – Wskazał na trzymaną w dłoni torebkę.
– Naprawdę? – Nina nie kryła zdumienia.
– To tylko słodycze.
– Będą zachwyceni. Ignaś, Kalinka! – krzyknęła i zapukała do pokoju dziecięcego. – Chodźcie tu, proszę.
Zza zamkniętych drzwi dobiegły do uszu Jacka jakieś odgłosy i po chwili z pokoju wyszli chłopiec oraz dziewczynka. Byli już w piżamach, a ich twarze pokrywały białe kropki.
– To mój przyjaciel, Jacek – powiedziała Nina. – Przedstawcie się.
Dzieci zrobiły, o co prosiła.
– A to dla was. – Jacek wręczył im słodycze.
Oczy Ignasia i Kalinki rozbłysły, gdy zajrzeli do torby.
– Naprawdę? – spytali niemal jednocześnie.
Jacek pokiwał głową. Już wiedział, że sprawił im przyjemność.
– Jest pan lepszy niż nasz ojciec – oznajmiła Kalinka. – I to tysiąc razy!
– No! – przytaknął jej Ignaś i wyciągnął z torebki żelki. Tak się składało, że jego ulubione.
Nina posłała Jackowi spojrzenie mówiące, że to też wytłumaczy mu później i odesłała dzieci do łóżek.
– Zaprosiłabym cię do salonu, ale to chyba nie jest najlepszy pomysł – ponownie zwróciła się do Jacka, gdy dzieci zniknęły za drzwiami.
Natychmiast wyczytał z jej twarzy, że była spięta i zakłopotana.
– Mógłbyś poczekać tutaj? Wezmę tylko swoje rzeczy i zaraz do ciebie wrócę – spytała, nie patrząc mu w oczy.
– Jasne. – Jacek pokiwał głową. Stanął pod ścianą, wbijając wzrok w uginający się od nadmiaru kurtek wieszak.
Nina tymczasem przeszła z bukietem kwiatów do pokoju, w którym przy stole siedziała obrażona matka z nosem w komórce, na podłodze klęczała zamiatająca odpadki porcelany Ewelinka, a na szarej kanapie, zwrócony do ściany, siedział półnagi Igor.
Nina westchnęła. Krajobraz jak po Armagedonie, pomyślała, przechodząc do części kuchennej, by wstawić kwiaty do wody. Przed jej oczami znów pojawiła się scena, w której Sabina łapie stojący na stole kubek, po czym z furią ciska nim w Igora (na szczęście zdołał się uchylić), a potem rzuca się na niego z pazurami, omal nie wydrapując mu oczu, z wściekłością wykrzykując mało kulturalne epitety.
Nina co prawda wiedziała, że matka ma uraz do Igora, ale to, co zaszło w salonie kilka chwil temu, przerosło jej najśmielsze wyobrażenia. Sabina była tak zapalczywa, że Ninie i Ewelince z trudem udało się ją ściągnąć z Igora i uspokoić. To właśnie dlatego siedział teraz półnagi na kanapie – kubek może go nie trafił, ale herbata zmoczyła mu spodnie, a koszulę porwała Sabina. Nie zdążył jeszcze się ubrać, bo Nina, nie chcąc zostawiać matki samej, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi, kazała mu wpuścić do środka hydraulika, a chwilę później zmyła mu głowę za to, że rzekomo przegonił jej absztyfikanta. Jakby Igor mógł czytać jej w myślach i wiedział, kogo się spodziewa!
Przeklinał w duchu samego siebie, że też w ogóle pomyślał o tym, by schronić się u byłej żony. Może i policja nie wpadnie na pomysł, aby go tu szukać, ale skoro Sabina zamierzała zostać z nimi przez cały wieczór (w końcu nie mogła zostawić mieszkania Ninki i dzieci na pastwę tego kłamcy, krętacza i złodzieja), mógł tego zwyczajnie nie przeżyć. Może powinien na całą noc zaszyć się w łazience? Tak, to dobry pomysł. Gdyby tylko Nina nie spodziewała się hydraulika!
Siedział więc nabzdyczony, podczas gdy Ewelinka, chcąc załagodzić sytuację, sprzątała pobojowisko, jakie zostało po furii Sabiny.
– Gdzie to wyrzucić? – zwróciła się do Niny, kiedy już udało jej się zebrać z podłogi wszystkie kawałki potłuczonego kubka.
– Kosz jest pod zlewem. – Nina właśnie stawiała wazon z kwiatami na parapecie (na wszelki wypadek z dala od matki).
Ewelinka wyrzuciła śmieci, po czym, nic więcej nie mówiąc, usiadła obok Igora. Czuła się niezręcznie. Nie chciała przysparzać Ninie kłopotów, właściwie to nawet ją lubiła, dlatego wolała siedzieć cicho jak mysz pod miotłą, by nie sprowokować jej matki do kolejnego wybuchu wściekłości. Wbiła wzrok w swoje paznokcie i zaczęła delikatnie pocierać palcami odrastające skórki. Nie było to może najbardziej fascynujące zajęcie na świecie, jednak nie miała lepszego pomysłu. Tym bardziej, że Igor nadal trwał w bezruchu.
Nina popatrzyła to na tę dwójkę, to na obrażoną matkę, która z pewnością, by poprawić sobie humor, umawiała się właśnie na randkę z jakimś mężczyzną z lovestory.pl. Czuła, że zostawianie tej trójki samej na tak małej przestrzeni może niedobrze się skończyć, ale co innego miała zrobić? W końcu nie chciała rezygnować z randki. Może pojawienie się hydraulika trochę rozrzedzi napiętą atmosferę? Usilnie chciała w to wierzyć. Jak to mówią: tonący brzytwy się chwyta. Nie widziała żadnego wyjścia z tej sytuacji.
– To ja idę – oznajmiła, ruszając ku drzwiom na korytarz, co nie spotkało się jednak z niczyją aprobatą. Wywołało tylko pełne rozpaczy jęki Igora i wściekłe spojrzenie matki.
Nina wolała nic już nie mówić. W zupełnej ciszy wróciła do czekającego w korytarzu Jacka.
– Wszystko w porządku? – zapytał z troską. Natychmiast też oderwał wzrok od wieszaka z kurtkami i spuścił ręce wzdłuż ciała.
– Nie pytaj. – Nina nie była w stanie wysilić się nawet na delikatny uśmiech. – Mam tu dziś taki kocioł, że szkoda słów. Opowiem ci później.