Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

Oby tylko, kołysząc biodrami, nie zapomniała, po co tu przyszła.

Sabina energicznie weszła do szpitala akurat w tym momencie, w którym Anita odłożyła na bok krzyżówki, by uciąć sobie pogawędkę z leżącą z nią w sali pacjentką. Była to kobieta mniej więcej w jej wieku, także okrutnie doświadczona przez los. Co prawda nie miała dzieci, ale nie dalej niż dwa miesiące temu trafiła do domu opieki społecznej mieszczącego się pod Brzózkami. Była sama jak palec i najzwyczajniej w świecie nie starczało jej pieniędzy na codzienne sprawunki, wodę oraz prąd. Na samą myśl o tym Anitę bolało serce.

Zamiast więc rozwiązywać krzyżówki, postanowiła dotrzymać towarzystwa swojej szpitalnej kompance. Wyciągnęła z szafki obok łóżka paczkę oblanych czekoladą pierników i usiadła na łóżku kobiety, lekceważąc szpitalne przepisy. Gdyby miała tu czajnik, pewnie zrobiłaby do tego jakąś pyszną, zieloną herbatę, ale i bez niej ciasteczka były smaczne. Rozmowa z panią Renatą płynęła własnym, niespiesznym rytmem aż do czasu, gdy do sali wpadła jakaś cała ubrana na czarno wariatka z naciągniętą na oczy czapką, w której wcześniej musiała wyciąć niewielkie dziurki.

Sabina zatrzasnęła za sobą drzwi, po czym, z gracją wypinając w bok prawe biodro, badawczo spojrzała na siedzące przed nią pacjentki. Ponieważ wczoraj za bardzo nie przyglądała się tej całej Anicie (wcześniej w spożywczaku zresztą też nie, a do tego doszły teraz nerwy – w końcu nie codziennie miała okazję podduszać kogoś poduszką, albo chociaż wpadać na podobny pomysł), nie mogła ocenić, która z kobiet jest przewrażliwioną mamą przystojnego lekarza. Zwłaszcza że utrudniała to naciągnięta na czoło czapka.

– A pani to się czasem nie pomyliła? – zapytała jedna z kobiet, gdy Sabina nadal próbowała ocenić sytuację.

– To jest oddział ogólny, szpital psychiatryczny mieści się po drugiej stronie miasteczka – zawtórowała jej druga, po czym obie głośno się roześmiały.

Sabina poczuła, że traci cierpliwość. Nie tak to miało wyglądać. Zakładała, że zastanie w sali schorowaną, samotną, a przede wszystkim przykutą do łóżka starowinkę, a zamiast tego miała przed sobą dwie dziarskie babki, które ośmielały się jawnie z niej drwić. Przez chwilę lustrowała je wzrokiem, zastanawiając się, co w tej sytuacji począć, ale w końcu ściągnęła z głowy czapkę i porzuciła zamiar duszenia. Zamiast tego wskazała na stojące przy łóżku krzesło.

– Mogę? – Zerknęła na swoje towarzyszki.

– Proszę, proszę. – Skinęła głową jedna z nich.

Sabina przystawiła mebel do łóżka, na którym siedziały, i zerknęła na pierniczki. No trudno. Duszenie byłoby skuteczniejsze, ale z braku innej możliwości po prostu przeprowadzi z tą całą Anitą poważną, kobiecą rozmowę. W końcu co jej szkodzi.

– O, to pani! – Dopiero kiedy Sabina usiadła naprzeciwko Anity, ta rozpoznała w niej znajomą ze sklepu. – Prawdę mówiąc, nie sądziłam, że mnie pani odwiedzi, ale bardzo mi miło. – Ucieszyła się na jej widok.

Sabina odchrząknęła.

– Musimy porozmawiać o mojej córce i pani synu. – Nie zamierzała odwlekać tego, po co tu przyszła.

– O Jacusiu? – zdziwiła się Anita.

– Na to wygląda.

– Chyba nie chce pani powiedzieć, że ta flądra… – przejęła się Anita.

– Tak, właśnie to chcę powiedzieć – powiedziała Sabina stanowczo, nie dając jej dokończyć myśli. – Kobieta, z którą spotyka się pani syn, to moja córka.

– Nie wierzę. – Anita teatralnie złapała się za serce.

– Coś nie tak? – Przejęła się tym gestem pani Renata.

– Nie, nie – uspokoiła ją Sabina. – Wszystko w porządku. Musimy po prostu ustalić pewne kwestie.

– Ale… ale… – wydukała Anita.

– No chyba nie myślałaś, że przyjdę ci pogratulować wczorajszego występu? – Sabina rozsiadła się wygodnie na krześle, świadomie przyjmując postawę świadczącą o jej dominacji.

– Nie wiem, o czym mówisz – obruszyła się Anita.

– O tym, że nie podoba ci się, że moja córka jest zainteresowana twoim synem. I odwrotnie.

– Jacek nie jest nikim zainteresowany, wypraszam sobie. – Anita wydęła usta, bo poczuła się urażona.

– Dobre sobie. A niby to Ninka ściskała go wczoraj za rękę?

– Było ciemno. Nie widziałam z daleka.

– Za to ja tak. I właśnie dlatego przychodzę.

– Wezwać pielęgniarkę? – Pani Renata była coraz bardziej zaniepokojona przebiegiem tej mało przyjemnej rozmowy.

– Nie trzeba. – Sabina wyciągnęła do niej rękę. – Ja przychodzę z misją pokojową.

– Tak? – zdziwiła się Anita.

– Miałam inne zamiary, ale wyszło, jak wyszło – mruknęła pod nosem Sabina, nadal trochę żałując konieczności zrezygnowania z duszenia poduszką. – Nieważne. – Machnęła ręką. – Teraz liczą się tylko nasze dzieci. I to, że musimy się dogadać.

– Ja się nie zamierzam z nikim dogadywać, bo nie zgadzam się na ten związek. I już. – Anita była nieugięta.

– Bo boisz się, że zostaniesz sama, dobre mi sobie – prychnęła Sabina. – Też mi argument.

– Wcale nie.

– Nie udawaj. Sama mówiłaś mi o tym w spożywczaku. Nie pamiętasz?

Anicie na te słowa jakby zrzedła mina.

– Ty mnie po prostu nie rozumiesz – rzuciła z pretensją, patrząc z żalem na Sabinę. – Masz kilka córek, a ja jestem sama jak palec. Mam tylko Jacusia.

Słysząc płaczliwy głos rozmówczyni, Sabina nieco spuściła z tonu. W pierwszym odruchu chciała powiedzieć, żeby Anita kupiła sobie psa, a Jackowi dała spokój, jednak po namyśle stwierdziła, że nie byłoby to zbyt dyplomatyczne. Zwłaszcza, że miała tę kobietę do siebie przekonać, nie zrazić.

– I właśnie dlatego chcesz stanąć na drodze do jego szczęścia? – zwróciła się więc do Anity z łagodną miną, która nieco kłóciła się z jej mrocznym wizerunkiem.

– Miejsce dziecka jest przy matce – stwierdziła Anita.

– Owszem, ale nie można do siebie uwiązywać faceta, który ma blisko trzydzieści lat. W pewnym momencie trzeba pozwolić dzieciom dorosnąć i zacząć żyć własnym życiem.

– Ja po prostu chcę go uchronić przed popełnianiem błędów. Wiesz, ile teraz jest rozwodów?

– Nie mydl mi oczu takimi tanimi śpiewkami. Boisz się pustki w domu, nie zasłaniaj się statystykami.

– No dobrze, może się i boję – przyznała w końcu Anita. – Dlaczego nie chcesz tego uszanować?

– Bo chodzi o dobro mojej córki.

– I mojego syna.

Sabina pokręciła głową. Wszystko wskazywało na to, że czeka je długa rozmowa. Oj, bardzo długa. Czy ta kobieta nie mogła po prostu przyjąć do wiadomości, że zegar biologiczny Niny tykał nieubłaganie i za chwilę będzie za późno na poruszanie tematu jakiegokolwiek związku?

Nagle przyszedł jej jednak do głowy zapomniany wcześniej argument, a zarazem fenomenalny pomysł.

– Bo ty boisz się ciszy, prawda? – Zerknęła z ukosa na Anitę.

– Jeżeli chcesz mi doradzić, żebym włączała telewizor, to możesz sobie darować – burknęła Anita. – Doświadczyłam już pustki po śmierci męża. Zwariować można. Wystarczy mi na całe życie. – Pociągnęła nosem, czując napływające do oczu łzy.

Sabina, zamiast wykazać się minimalnym wyczuciem i taktem, uśmiechnęła się triumfalnie.

– A co byś powiedziała na rozkrzyczane wnuki? – spytała.

Anita najpierw z niedowierzaniem zamrugała powiekami, ale w końcu trochę się rozpogodziła.

– Wnuki? – zapytała z przejęciem i nadzieją w głosie.

– I to nawet dwójka. Odchowane. W dodatku pełne energii, chociaż chwilowo akurat nieco mniej, bo chorują na ospę. Ale za to potem będzie spokój! – zaznaczyła Sabina. – W końcu tego wirusa łapie się tylko raz.

– Cóż… – Anita uniosła palec do twarzy i uśmiechnęła się do Sabiny serdecznie. – To zmienia postać rzeczy. A w jakim wieku te dzieci, jeżeli można wiedzieć?

Słysząc jej słowa, Sabina omal nie podskoczyła na krześle i w duchu sama sobie przybiła piątkę. Tak to ona może robić interesy. Z największą przyjemnością!

Oby tylko ta kobieta nie zapytała ją o kartę szczepień Ignasia i Kalinki ani przebyte choroby.

E tam, właściwie to dlaczego nie? Najwyżej trochę nakłamie tej babie. W końcu była dobra w naginaniu rzeczywistości i bajerowaniu innych ludzi. Na przykład w imieniu Niny.

46
{"b":"691192","o":1}