Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

– Zawsze mogło być gorzej. – Marta chciała być miła.

– Tak? Nie sądzę.

– Mogła nazwać cię Napaloną Trzydziestką. O, albo Chętną.

– Lepiej skończ. – Nina znowu spiorunowała ją wzrokiem. – Udusiłabym tę kobietę, gdyby nie to, że po porannym wysiłku trudno mi choćby ruszyć ręką. Chyba siłując się z tym wioślarzem, coś sobie naciągnęłam.

– Biedulka.

– A żebyś wiedziała. Nie wiem, co złego może mnie jeszcze dziś spotkać, ale powinnam przygotować się na najgorsze.

– Nie kracz. Może już wyczerpałaś swoją pulę nieszczęść.

– Obyś miała rację – mruknęła pod nosem, jednak już kilkadziesiąt minut później przekonała się, że Marta była w błędzie.

Zaczęło się od telefonu ze szkoły, oczywiście od wychowawczyni Kalinki, która wręcz zażądała wizyty któregoś z rodziców dziecka, i to jeszcze dzisiaj.

– Proszę się zjawić w szkole do godziny piętnastej albo zgłaszam panią do opieki społecznej – rozkazała tonem nieznoszącym sprzeciwu.

– Ale o co chodzi? – próbowała ustalić Nina, jednak nie uzyskała od nauczycielki żadnych konkretnych informacji. Baba jeszcze tylko na nią warknęła, po czym bezceremonialnie zakończyła połączenie.

Nina odsunęła telefon od ucha, zastanawiając się, co też mogła zbroić jej córka. Kalinka nie była niegrzecznym dzieckiem i Nina szczerze wątpiła, aby było to jakieś wielkie przewinienie. Nie chciała jednak robić sobie problemów, więc wypadało pojechać do tej cholernej szkoły i wszystko wyjaśnić.

Sęk w tym, że nie mogła się urwać. Jedna z dziewczyn poszła na zwolnienie lekarskie i miały dziś z Martą do posprzątania cały oddział. Przełożona na pewno nie pozwoli jej wyskoczyć ze szpitala choćby na godzinę, tym bardziej, że Nina regularnie wykorzystywała przysługujące jej nieobecności.

– Cholera! – warknęła pod nosem. Nie miała wyjścia, musiała zadzwonić do Igora.

– Nina? – Były mąż odebrał nad podziw szybko. Musiała wybrać jego numer tylko po raz trzeci, gotując się przy tym z wściekłości.

– Jesteś trzeźwy? – zapytała zamiast powitania.

– Zależy dlaczego pytasz.

– Możesz prowadzić samochód?

– No, trochę wczoraj wypiłem, to prawda, ale chyba tak.

– Musisz jechać do szkoły, do wychowawczyni Kalinki.

– O kurczę… – Igor zmarkotniał. – A nie mógłby ktoś inny?

– Ja nie dam rady wyrwać się z pracy, a ta baba żąda pojawienia się rodzica. Nie masz wyjścia.

–  Przecież wiesz, że ja nie nadaję się do takich rzeczy. Nawet nie pamiętam, kiedy to dziecko ma urodziny, a mowa…

– Igor, do cholery! – Nina nie zamierzała bawić się w uprzejmości. – To twoje dziecko. I tak nie masz względem niej zbyt wielu obowiązków. Pomijam nawet fakt, że wisisz mi alimenty za ostatnie… Czekaj, ile to już? Trzy? Cztery miesiące?

– No wiem, wiem… Widzisz, Ninka, po prostu ostatnio mi się nie przelewa, a Ewelinka…

– Gówno mnie to obchodzi. Wsiadaj w samochód i jedź do tej szkoły albo poinformuję kogo trzeba o tym, że mi nie płacisz. Mam ci załatwić wizytę komornika?

– Nie, oczywiście, że nie.

– Tak właśnie myślałam.

– Ale o co właściwie chodzi?

– Dowiesz się na miejscu. A teraz zbieraj się i jedź. Cześć. – Nina z wściekłością zakończyła połączenie i schowała telefon do kieszeni fartucha.

Nie minęła jednak nawet minuta, a już musiała wyjąć go z powrotem.

– Co jeszcze? – warknęła opryskliwie, widząc na wyświetlaczu imię Igora.

– Bo widzisz, Ninka… – zaczął niepewnie.

– Do rzeczy.

– Mogłabyś przysłać mi adres tej szkoły SMS-em? Ja nawet nie wiem, gdzie to jest.

Ninie opadły ręce. Dosłownie. Co, do cholery, ona widziała kiedyś w tym facecie? Musiała mieć jakieś zaćmienie mózgu, bo inaczej nie dało się tego wytłumaczyć. Będąc przy zdrowych zmysłach, w życiu nie związałaby się z Igorem.

Ach te błędy młodości…

– Zaraz wyślę – powiedziała jednak, powtarzając sobie w duchu, że przecież tu nie chodzi o Igora, ale o dziecko.

Pospiesznie wysłała byłemu mężowi wiadomość, po czym w końcu wróciła do sprzątania świetlicy. Założyła na dłonie lateksowe rękawiczki i pochyliła się nad wiadrem, żeby zamoczyć w nim szmatkę, kiedy ktoś wszedł do pomieszczenia.

Nina zerknęła przez ramię, po czym aż się wzdrygnęła. Do świetlicy wszedł nie kto inny jak pan Wiesław.

– Przeszkadzam? – zapytał, zamykając za sobą drzwi.

Nina miała wrażenie, że żołądek podszedł jej niemal do gardła.

– Prawdę mówiąc, jestem zajęta.

– Och, ja chciałem tylko na ciebie popatrzeć. Przycupnę sobie w kąciku i nawet mnie nie zauważysz.

Wzdłuż kręgosłupa Niny przeszedł zimny dreszcz.

– Na pewno ma pan ciekawsze zajęcia. – Starała się mówić spokojnie, jednak było to trudne.

– Rozmawianie ze świrami, świetnie.

– Niech pan tak nie mówi o pacjentach. To tacy sami ludzie jak wszyscy inni.

– Być może. – Wiesław zignorował jej protesty i usiadł na kanapie. – Jak ci mija dzień?

– Dziękuję, dobrze. – Nina wiedziała, że musi zachować dystans.

– Mnie też, chociaż nie mogłem się doczekać, aż cię znowu zobaczę.

Nina nie odpowiedziała. Zaczęła wycierać parapety, modląc się przy tym w duchu, by ktoś jeszcze przyszedł do świetlicy.

– Jeden z lekarzy szczegółowo mnie wczoraj o ciebie wypytywał, wiesz? – Pan Wiesław nie spuszczał z niej oka.

– Tak?

– Chyba wie o naszej miłości.

Nina zastygła w bezruchu. Co też on plecie?

– Obawiam się, że on też może się w tobie podkochiwać – kontynuował pan Wiesław. – Wydawał się o ciebie zazdrosny.

– Dlaczego pan tak sądzi? – spytała drżącym głosem.

Wiesław podniósł się z kanapy i podszedł do niej bliżej.

– Musisz mi odpowiedzieć na ważne pytanie. – Popatrzył jej w oczy.

Nina nerwowo przełknęła ślinę. Naprawdę bała się tego mężczyzny.

– Jakie? – zapytała cicho, zerkając w stronę drzwi.

– Kochasz go?

– Ja…

Pan Wiesław przysunął się jeszcze bliżej.

– Odpowiedz, Nino, muszę to wiedzieć.

Nina cofnęła się o krok. Nie wiedziała, do czego ten facet może być zdolny i nie chciała się o tym przekonywać na własnej skórze.

– Nie wiem, o co panu chodzi. – Nadal starała się udawać spokojną, choć drżał jej już nie tylko głos, ale i ręce. Miała ochotę krzyczeć.

– Pytałem, czy coś cię łączy z tym lekarzem. – Pan Wiesław był nieugięty i znowu wykonał krok w przód. – Powiedz mi, Nino, muszę wiedzieć. Jesteś mi to winna.

– Niczego nie jestem panu winna.

– Mylisz się. Miłość zobowiązuje. – Znowu popatrzył jej prosto w oczy.

– Jaka miłość?

– Nasza, Nino. Nie wypieraj się tego uczucia. Nie powinnaś.

– Ja nic do pana nie czuję.

– Nie mów tak – zażądał, a w jego głosie usłyszała ledwie tłumioną agresję.

Tego było za wiele.

Nina odsunęła się i ruszyła w stronę drzwi.

– Nino! – krzyknął za nią jeszcze i poszedł w jej ślady, jednak była szybsza.

Czym prędzej szarpnęła za klamkę i wybiegła na korytarz, po którym kręcili się pacjenci.

– Wszystko w porządku? – zapytała przechodząca w pobliżu pielęgniarka.

– Tak. Nie. To znaczy… – Nina nerwowo pokręciła głową. Oddychała nierówno, a świat wirował jej przed oczami. – Wie pani, gdzie jest doktor Milewski? – spytała pielęgniarkę.

– Z tego co wiem, kilka minut temu opuścił oddział. Został poproszony o konsultację na dziecięcym.

– Cholera – wyrwało się Ninie.

– Ale pani ordynator jest u siebie. Może ona będzie mogła pomóc?

– Dziękuję, poradzę sobie. – Wysiliła się na uśmiech i wymijając pielęgniarkę, ruszyła do pokoju socjalnego.

Po drodze kilkakrotnie obejrzała się jeszcze przez ramię z obawą, że pan Wiesław zechce ją gonić, jednak nikt za nią nie szedł.

Kiedy już w końcu znalazła się we względnie bezpiecznym miejscu, usiadła na kanapie i zaczęła szlochać. Dlaczego ten facet musiał upodobać sobie akurat ją? No dlaczego? Z jakiego powodu?

Nie mogąc powstrzymać płaczu, ukryła twarz w dłoniach. Dlaczego ona od zawsze musi mieć pecha i przyciąga do siebie tylko nieodpowiednich facetów? Czy, dla odmiany, nie mógłby zainteresować się nią ktoś względnie normalny?

21
{"b":"691192","o":1}