Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Po drugie, wie pan przecież o tym wypadku na hali… Niechcący okaleczyłem pracownika. Leży w szpitalu przeze mnie.

Hullic machnął ręką.

– Cedar? – zapytał. – Dowiadywałem się o niego. Obecnie rusza rękami. Będzie mógł wykonywać pracę na siedząco. To był przypadek. A wiek? Nie jest ważny w pana przypadku. Zgadza się pan objąć po mnie funkcję komendanta?

– Tak – Jaspers odpowiedział bez wahania, ale w głębi serca wątpił, czy słusznie postępuje.

96.

Jaspers był zapracowany. Funkcja komendanta okazała się trudna i wyczerpująca. Przesiadywał w biurze do późna. Działanie fabryki spożywczej, zapewniającej żywność dla wielu tysięcy ludzi, było sprawą kluczowej wagi dla Taayh. Dla niego ten fakt był wystarczającą rekompensatą włożonego wysiłku. Wspominał (choć coraz rzadziej) czasy, gdy był prostym strażnikiem i martwił się tylko o sprawy porządkowe. Z obecnej perspektywy każde stanowisko wydawało się mniej absorbujące.

Był młody, ale zauważał, jak szybko się starzeje; za każdym razem, gdy przeczesywał włosy, zostawało ich między palcami kilkanaście. Z rejestrów wynikało, że jest najmłodszym komendantem fabryki od stu dwudziestu trzech lat, pochlebiało mu to, ale liczył dni pozostające do przeniesienia się do Lauhl.

Koło południa załatwiał sprawy personalne, skargi, konflikty, prośby o przeniesienie. Myślał z sarkazmem, że strażnicy mogą w tym czasie coś zjeść, poplotkować, odpocząć. Tylko członkowie komendantury wtedy pracują.

Dzisiaj na rozmowę zapisał się Jesse, strażnik od kilkunastu lat. Przenosił się z Krainy do Krainy, wiedząc, że nie spadnie niżej. Jawny rutyniarz. Jaspers wiedział, że i jemu grozi to w przyszłości, gdyż awansował na strażnika tak wcześnie.

– W baraku B3 mam takiego jednego… – Jesse nieskładnie referował sprawę. – Nazywa się Macura. To jest starszy pracownik. Jest potwornie silny.

Barak B3… – zamyślił się Jaspers. To był jego barak, w którym przy lichym świetle nocnej lampki pochłaniał książkę o umierających światach.

Gdzie? W którym miejscu przerwał czytanie? Kiedy zatrzymał upływ czasu w świecie dwóch dobrych, choć kłótliwych zrzęd, Ozzy i Hobeth?

Muszę kiedyś wrócić do tej książki… – złożył postanowienie, którego nie dotrzyma.

– Ten Macura z sadystycznym upodobaniem maltretuje innych pracowników – powiedział Jesse. – Chodzą poobijani, poranieni. Nie wiem, co z nim zrobić.

– Nie czytał pan Metodyki pracy społecznej strażnika?

– Ależ oczywiście…

Oczywiście nie czytał – pomyślał Jaspers.

– Taki pracownik jest niezastąpiony w kolektywie – powiedział. – Wyręcza pana w pracy. Trzyma salę w posłuchu. Interwencja strażnika nie jest konieczna, gdy pracownicy sami utrzymują się w zależności. Może pan Macurę wyróżniać, ale nie musi.

– Ależ to jest potwornie prymitywny osobnik!

– To też jest regułą. Prymitywny, lecz bardzo sprytny. Taki pracownik nigdy nie awansuje. Wystarcza mu poczucie chwilowej władzy nad innymi. Wie, komu się kłaniać, a na kim można się wyżyć.

Jesse nie zadawał więcej pytań, więc Jaspers wykonał typowy ruch ręką oznaczający, że ma jeszcze kilka spraw do załatwienia. Jesse wyszedł.

Jakież znaczenie ma poziom umysłowy tego Macury, czy jak mu tam. Gdyby był inteligentniejszy, z pewnością zająłby bardziej eksponowane stanowisko służbowe. To oczywiste, że strażnik jest inteligentniejszy niż pracownik. Co to przeszkadza Jessemu? – pomyślał. – Gdyby przysiadł fałdów nad podręcznikiem, nie trzeba by było tracić czasu na wykłady.

97.

Daphne zwlekła się z kozetki. Historia romansu z Heather zniechęciła ją do Jaspersa. Wokół siedzenia kierowcy walały się puste puszki po piwie Samotny Żagiel. Stukały, gdy ciężarówka podskakiwała na wybojach. Gary prowadził, zaczerwienione oczy wlepił w drogę. Był blady, spocony. Sączył któreś tam piwo. Musiał mieć nieźle w czubie. Prowadził wóz wolno, ostrożnie.

Już rogatka Tolz: szlaban ze zgiętej rury stalowej. – Kiedyś była trójbarwna. Obecnie lakier oblazł i przybyła barwa rdzy. Za szlabanem mały, betonowy budyneczek z koślawym napisem: „Tolz” na tablicy z desek.

Wóz zatrzymał się. Z budki wyszedł pogranicznik i kręcąc korbą, podniósł szlaban. Gary wprowadził ciężarówkę na parking, gdzie czekała naczepa w barwach „Emigranta”, opróżniona już z czyjegoś dobytku. Nieco trwało, zanim obsługa odpięła naczepę z dobytkiem Bolyów, a Gary podjechał po pusty kontener.

Nie widział Spiga. Myślał, że przyjdzie się pożegnać, ale ten się nie pojawił. Widać zbyt zaabsorbowały go formalności wjazdowe.

Kolumna dwóch ciężarówek ruszyła w powrotną drogę.

98.

Gary z zamkniętymi oczyma półleżał na siedzeniu pasażera. Daphne siedziała za kierownicą.

– Ta cała historia to przykład, jak facetowi może odbić od kariery zawodowej. Nawet taki porzuca kobietę. – Zerknęła na zasypiającego towarzysza podróży. – Tyś to już czytał?

– Porzuca? Jako strażnik nie może się kontaktować wprost, na dodatek dostał służbę na innej hali.

– Bo to było dlatego… – Daphne odczuwała nieodpartą chęć dyskutowania. – Porozbierał ją i wziął, a wtedy przestała mu się podobać.

– Nic tam takiego nie było. Durzy się w tej dziewczynie.

– Ależ było. Pierwsza rysa pojawiła się, gdy spotkali się po pracy i ubrała się inaczej.

– Po pracy? Przecież to niemożliwe. Do baraku i lulu.

– Oczywiście, że możliwe. Uskładali parę godzin przepustki i poszli do kantyny. A ona założyła spódnicę zamiast spodni roboczych. Wtedy uznał, że ma za szerokie biodra i pomimo że szczupła, jej pośladki wystają za bardzo do tyłu. A potem posypało się do reszty… że w ogóle piersi nie ma… zbyt muskularne nogi, szyję zgrabną, ale kark już tyje… albo już się roztył… a w ogóle to ma brzydką głowę z małym mózgiem, a za dużą twarzą… I oczy ma wprawdzie duże, ale dziurki od nosa też…

– Nie spotkali się, odkąd został strażnikiem.

– Bo to było, jak jeszcze był kontrolerem. Aha… Na dodatek mówiła beczącym głosem, więc Jaspers stwierdził, że to idiotka! – Dobijała, jakby Gary ponosił osobistą odpowiedzialność za postępowanie bohatera książki.

– Jaki Jaspers? Co ty, babo, bredzisz? – Gary spojrzał na nią zdumiony. – Cedar! Facet nazywał się Cedar.

Daphne patrzyła na niego bezradnie.

– No, patrzże na drogę, bo wjedziesz we mgłę. Tu, z lewej strony wyłazi nowa plama.

Skontrowała kierownicą przyciąganie czarnego kleksa.

– Jaspers to drobny rzezimieszek. Patologicznie agresywny facet. Trwale okaleczył kolegę z baraku, Krivyja. Pogruchotał mu piszczele. Uznano, że zazdrościł mu funkcji kontrolera. Jaspers gnije gdzieś na karnym oddziale fabryki. Strażnikiem został Cedar.

– A Heather? Co z nią będzie? – Ta bohaterka wydawała się jej dziwnie bliska. Miała nawet podobne wady budowy.

– Dotąd nie było żadnej Heather.

– Pracowała przy taśmie.

– Przy taśmie pracuje Cynthia. Wysoka, zgrabna, ma bardzo gęste, kędzierzawe włosy. Cynthia nie może się nie podobać – teraz on recytował ze złośliwą satysfakcją. – Cedar kombinuje, jak zrobić z niej sekretarkę baraku, a potem strażniczkę. Myślę, że facet nie ma szans, na dodatek ona wkrótce przenosi się do Lauhl.

54
{"b":"100695","o":1}