– Pewnie – Ra Mahleine zachichotała. – Może być czerwona, jeśli przyjacielska. Czarna przyda się wyłącznie do mycia kibla.
– Myślę, że kibel to twoja jedyna szansa, Anabel. Drugiej nie dostaniesz – zarechotał Haigh. – Ja już się załapałem: piszę pracę mistrzowską pod tytułem: „Fluktuacje prawdopodobieństwa generowane intelektem”. Dave będzie przedmiotem moich badań naukowych.
– Za każdym razem zmieniasz tytuł – zauważył Gavein.
– Szeroko zakrojone prace zacząłem od tytułu. Dzieło ma być wybitne, więc i tytuł winien być należycie dopracowany.
Rozmowa przy stole potoczyła się dalej. Anabel ignorowano.
39.
Lailla włączyła telewizor. Powiedziała, że przez świąd nie usiedzi na miejscu. Drapała się zawzięcie, rozluźniając bandaże. Haigh łapał ją za ręce, a mimo to rozdrapała sobie do krwi świeżo zagojoną skórę na twarzy.
– Dajże spokój wreszcie. W końcu chciałbym zobaczyć twoją buzię. A ty nie pozwalasz się jej zaleczyć.
– Już zapomniałeś?
– Przed tym wybuchem było inaczej.
Spiker czytał wiadomości:
– …dzisiaj w godzinach popołudniowych, w katastrofie lotniczej zginęła Gaisa Maslynnaja, P. Leciała swoim samolotem na pogrzeb Solobiny, który planowano na jutro.
W powietrzu zapalił się silnik maszyny. Maslynnaja zamiast wprowadzić samolot na wysokość minutową i tam oczekiwać na pomoc samolotów gaśniczych, obniżyła lot i spadła na park miejski. Dwie osoby zostały poparzone.
Zginął niejaki Hans Hartnung, S, nigdzie nie pracujący, który spał na ławce.
Postanowiono przesunąć o jeden dzień pogrzeb Solobiny, aby wspólnie pochować obie zasłużone artystki. Po dzienniku zostanie nadany program poświęcony dorobkowi twórczemu obu aktorek.
– Ale miała niską kategorię – zauważył Haigh. – Pewnie dlatego goliła się na gruchę.
– Musiała dostać specjalne pozwolenie, żeby zgolić obowiązkowy ślad klasyfikacyjny.
– W jej zawodzie to jest możliwe.
– Nie wzniosła samolotu do góry, żeby zdążyć na pogrzeb – zauważył Gavein.
– Zdąży – powiedziała Ra Mahleine.
– Ten Hans był z naszej paczki. Trochę ćpun, ale był w porządku – mruknął Haigh.
W związku z wypadkami pobicia dwóch mężczyzn o imieniu Dave, którzy ostatnio przybyli z Lavath, Urząd Hierarchii i Klasyfikacji stanowczo dementuje artykuł z „Kuriera”. Nie stwierdzono korelacji pomiędzy zgonami mającymi miejsce w Davabel, a jakimś jednym człowiekiem - kontynuował spiker.
Po dzienniku był godzinny program wspominkowy. Pokazywano fragmenty z filmów, w których występowały razem, bądź z innymi aktorami: Clintonem Prado, P, Miriam Ohindez, S, Edem Tayleyem, C, czy Lopezem de Gabrielem, S.
Haigh zauważył, że nie pokazano scen, w których Solobina i Maslynnaja występowały na golasa.
– Z pewnością, w tym programie zmieściły się wszystkie inne sceny ze wszystkich ich filmów – mruknął Gavein.
Gdy kładli się już spać, Gavein stwierdził:
– Z tymi białymi zębami to przesada. Pozostały mi tylko z przodu. Trzonowych mam niewiele.
– Dla mnie wystarczy – odpowiedziała, czesząc się przed lustrem. Niby obojętna, starała się siedzieć bardzo prosto i wypinać piersi. Nie mógł oderwać od niej wzroku.
– Co byś powiedziała na służącą, Anabel? Taki mały rewanż. Po co my mamy zdzierać ręce szorując kibel, skoro może to robić ta suka?
– I tak byłabym dla niej lepsza, niż ona była dla mnie, Jak chcesz, możesz jej zrobić dziecko, bo ja ci i tak nie zdołam dać. Tak może mnie zastąpić.
Przez chwilę milczał, zdumiony. Coś podobnego nie przyszłoby mu na myśl.
– Zwariowałaś? Ja nienawidziłbym takiego dziecka, jak brzydzę się nią samą. Ty też byś nienawidziła.
– Nie wiem, czy zdążyłabym go znienawidzić.
40.
Następnego dnia zmarł Walden Ravitzer; liczba ofiar wybuchu na lotnisku sięgnęła piętnastu. Wieczorem Lailla dostała gorączki, drapała się po całym ciele.
Gavein wypytywał Haigha o zawiłości fizyki. Dziś dowiedział się niewiele, za to zarobił tytuł „fizyka honoris causa, który wali mózgiem lepiej niż wielu debili z roku”.
– Ty jesteś cholernie nudny, Dave – wtrąciła się Lorraine.
Gavein odwrócił głowę. Rzadko zjawiała się w jadalni, znów pracowała na zmiany.
– Bo tylko żona i żona. A potem praca i znowu żona.
I to nudne hobby, gadanie z tym punkiem.
– Nie gadaj, że nie chciałabyś się zamienić z Magdaleną – wtrącił Haigh. – A tu biała ci dokosiła.
– Najbardziej wpieprzają mnie takie zarozumiałe czerwone szczeniaki. Z oczkami jak guziczki i ząbkami jak u wiewiórki.
– Wydaje mi się, że wcale nie jestem nudny, tylko bardzo interesujący – powiedział Gavein. – Zęby już mam białe i ostre. A jak mi do końca wylezie na wierzch czerep, to potem reszta czaszki też wyłoni się spod skóry. Wtedy będę jeszcze bardziej interesujący.
– Nie powtarzaj dwa razy tych samych dowcipów, Dave.
– Starzeję się.
Rozmowę przerwał telefon od Medvedca.
– Zmarł Ravitzer – poinformował.
– Wiem, że zmarł Ravitzer. Niepotrzebnie go tak dokładnie pokazali na ekranie. Jeszcze ktoś umarł? – Rozmowa wprawiła Gaveina w wisielczy humor, oczekiwał potwierdzenia swojej śmiercionośności.
– Tak, ale myślę, że nie ma związku…
– To się okaże.
– Doktor Alfer Bode. Zawał serca.
– Ze szpitala, w którym leżała Ra Mahleine?
– Z innego, chirurg.
– Zetknąłem się też z jeszcze jednym lekarzem. Wtedy, gdy wracałem z portu 0-2. To było… zaraz… To było dwudziestego grudnia. Odbierał kierowcę, który zmarł na serce. Nie pamiętam, przy której ulicy był ten szpital.
– To może okazać się ważne. Sprawdzę to.
– No, pewnie. – Dobry humor nie opuszczał Gaveina. – Jeszcze jedno, kapitanie: oglądałem program telewizyjny poświęcony Solobinie i Maslynnajej. Występowało w nim wiele osób, Miriam Ohindez i inni. Może pan przejrzeć taśmę.
– Co pan chce przez to powiedzieć?
– Nic. Po prostu ich ujrzałem.
Gavein odłożył słuchawkę.
Lorraine zbladła, a kogut na głowie Haigha sterczał tak pionowo, jakby chciał się oderwać.
– Ja naprawdę jestem cholerną śmiercią – powiedział Gavein. – Ty, Lorraine, nie odstępuj nas na krok. Śpij pod progiem jak pies, jeśli chcesz jeszcze pożyć. A ty, Haigh, tak samo, zamiast włóczyć się z jakimiś opryszkami.
– Zaczynasz wierzyć w ten artykuł – przerwał mu chłopak. – Tym mogą rządzić inne prawa, niż napisali w „Kurierze”. Tylko trzeba je poznać.
41.
Wieczorem Ra Mahleine dostała krwotoku. Nie powinna brać prysznica – zemdlała w kabinie. Gavein zaniósł ją mokrą na materac i cucił jak wtedy po przyjeździe. Odzyskawszy przytomność, zrobiła mu awanturę, że zmoczyła się pościel. Mógł przecież wcześniej chociaż częściowo ją wytrzeć…
Od rana zaczęło się. Zadzwonił Medvedec, że w porcie morskim 0-2, na kwarantannie białych, wybuchł bunt. Zanim okiełznano zdesperowane kobiety, zginęły trzy osoby, a mianowicie konwojentki Ross Berg i Linda Newton, które przytransportowały Ra Mahleine z kwarantanny do domu oraz Agippa Meljanz, szefowa strażniczek podczas rejsu numer 077-12. Zginął również porażony prądem szofer Syryl Pruja, który wiózł Ra Mahleine do domu. Gavein znał te osoby osobiście bądź z opowieści Ra Mahleine. Nie żałował ich.
W nadzwyczajnym wydaniu wiadomości poinformowano o wybuchu bomby na cmentarzu. Eksplozja przerwała wspólny pogrzeb obu artystek. Zamach był czynem szaleńca filantropa, który w liście do policji wyjaśnił, że chciał przyspieszyć nowe, doskonalsze inkarnacje ulubionych aktorów.
– Frank, dopisz nowych do twojej listy – powiedział Gavein.