– Aaah…! – Ozza wydała ochrypły ryk strachu.
Zesztywniałe palce kasjerki sterczały do góry w niemym geście. Były ciemne jak jej twarz. Hobeth opuściła laskę, ale zwłoki pozostały w zadartej pozie.
– Nie ma sensu tego ruszać – powiedziała. – Myślę, że inni wyglądają podobnie. To może być jakaś zaraza. Lepiej tego nie dotykać. Chodźmy stąd.
Ozza posłusznie dała sobą kierować.
W ciszy usłyszały stuk, może chrobot dochodzący zza drzwi, potem jakby cichy jęk. Ktoś w Zatr jeszcze żył i prosił o pomoc.
88.
Znów były na nie kończącym się szlaku wędrówki. Wóz podskakiwał na wybojach, aż połatane fotele drżały z jękiem. Ozza prowadziła, a obok siedziała Hobeth. Dziś były w dobrych humorach. Dzień był słoneczny, bezchmurny.
Hobeth trzymała na kolanach nowy nabytek, który grzał jej pomarszczone dłonie. Miał długie, puszyste, ciemnofioletowe futro; brakowało mu kiści lewej, przedniej łapy – świadectwo minionego dramatu. Potem nabytek lekko, ale stanowczo wysunął się z jej rąk i, utykając, zaczął łazić po desce rozdzielczej samochodu. Mruczał przy tym cicho i wyprężał elastyczny grzbiet. Ozza popatrzyła na niego z niepokojem.
– Żeby się nie zesikał, bo zaleje stacyjkę.
Oprócz tej dziwnej obawy, nowy nabytek wzbudzał jej ogromny zachwyt. Nieustannie poiła go mlekiem albo podsuwała motek włóczki, chociaż nie miał ochoty na dziecinne zabawy. Teraz zwinął się w kłębek; głęboko ziewnął, pokazując cieniutki języczek; zamknął ogromne, zielone oczy i zasnął.
– Myślisz, że będzie chciał z nami zostać? Koty są zwierzętami terytorialnymi – powiedziała Hobeth.
– Tu może być jego terytorium.
– Ale ma głupie brwi – uśmiechnęła się Hobeth. – Po siedem włosów w każdej… i do tego całkiem siwe…
– Dziecinniejesz, stara – zauważyła Ozza, jednak zerknęła zza kierownicy na kota.
– Jak go nazwiemy? – Nic nie mogło popsuć humoru Hobeth.
Na chwilę zapanowało milczenie.
– Roan – powiedziała Ozza.
– Fajnie, znowu Roan jest żywy. Chyba nie będziesz miał nam tego za złe? – dodała, spoglądając na fotografię zatkniętą za blachę karoserii.
– Nawet jest podobny. – uśmiechnęła się Ozza. – Poszedł spać, a my mamy przygotować jedzenie.
– Od wczoraj nie zaglądałaś do Gniazda światów – zauważyła Hobeth.
– Linda uciekła z Zekhem, zanim Jack zrealizował swój plan – Ozza wzruszyła ramionami.
– Jak to uciekła? Zabił ich oboje.
– Jack przegapił zdjęcia Lindy, przeglądając film pierwszy raz, a oni zorientowali się, czym grozi sytuacja i odjechali, zanim film wysechł. Gail może im sprowadzić Jacka na głowę. Przecież muszą dać się zewidencjonować w nowym miejscu. Nie zaglądam do książki, żeby Zekhe zdążył coś wymyślić.
– Zekhe dostał za swoje. Linda nie przestanie uwodzić obcych facetów.
– Myślisz? Polubiłam ją.
89.
Czy Ra Mahleine przypadkiem znalazła rozwiązanie? Czy powinienem czytać, by zatrzymała się epidemia zgonów? Czytając, wyłączam się z otoczenia, nie myślę o innych sprawach. Może wtedy śmiertelna korelacja zanika, a życie wraca we właściwe koleiny?
Uśmiechnął się do siebie: Medvedec nie dzwonił od dawna. Może nie miał powodu dzwonić? Może rzeczywiście choroba Ra Mahleine się zatrzymuje?
A Haigh, co on zauważył?
Gavein wyłuskał spomiędzy stronic książki pierwszą notatkę Haigha. Była pokryta drobnym maczkiem. Literki wyraźne, pochylone. Jakieś liczby, wzory.
Wprowadzę hierarchię światów – im głębiej zagnieżdżona książka, tym stopień zagnieżdżenia wyższy. Trywialne, ale jakoś trzeba zacząć. Gdy stopień zagnieżdżenia wzrasta, wzrasta liczba Krain; maleje czas przebywania w jednej Krainie; wzrasta liczba Imion Ważnych oraz liczba wersji Gniazd światów. Struktura wersji przypomina gałęzie drzewa: kolejny stopień zagnieżdżenia, to nowe rozgałęzienie. Dokładnie jak dwa drzewa – na dwóch wersjach Gniazda światów.
Wraz ze stopniem zagnieżdżenia zmienia się fizyka świata zagnieżdżonego: Krainy w Świecie Gary’ego i Bolyów otacza pustynia, o wyodrębnionych niciach wspólnego czasu – dla każdej trasy spowolnienie czasu jest inne; w świecie Jaspersa czy światach głębiej zagnieżdżonych niejednorodności są tak silne, że nie da się uzgodnić wspólnego czasu dla różnych Krain.
To rozważania jakościowe, a teraz ubierzmy te spostrzeżenia w liczby.
Wprowadzę skalę: niech świat Gary’ego, Daphne i Bolyów ma numer 1; świat Jaspersa numer 2; świat Ozzy i Hobeth numer 3; zaś świat Lindy i Jacka numer 4.
Potrafię zestawić liczby Krain: w świecie numer 1 jest ich dziewięć, w świecie numer 2 – szesnaście, w numer 3 – dwadzieścia pięć oraz w numer 4 – trzydzieści sześć. Widzisz, Dave, jak prosta formuła je wiąże? (Haigh często zwracał się w swoich notatkach do Gaveina). Liczba Krain = (n+2)2, gdzie n to jest numer świata. Ładna, elegancka formuła.
Gavein z niechęcią przyjrzał się wzorowi. Nie lubił zapisu symbolicznego. Z trudem radził sobie z takim sposobem myślenia, chociaż rozumiał go.
Próbowałem zestawić czasy przebywania w kolejno zagnieżdżonych światach. Będzie to: 15 i 5/9 roku, 8 i 3/4 roku i 5 i 6/10 roku dla światów numer 1, 2 i 3. Daje to: 5677, 3194 i 2044 dni. Co z tego? Nie widzę zależności. Tylko na razie!
Myślę, że liczba światów zagnieżdżonych musi być skończona, bo jeżeli by było inaczej i w każdym z nich napisano by przynajmniej jedną literę, to Gniazdo światów musiałoby mieć nieskończoną długość, a przecież mogę wziąć do ręki tę książkę! A na dodatek mogę podnieść tylną okładkę i zajrzeć na ostatnią stronę, chociaż treści ostatniej strony nie rozumiem! – Widzisz, jaki prosty i elegancki wywód, Dave?
– To nie takie proste. Chyba tu się, bracie, mylisz… Ta książka rozciąga się jak akordeon. – Przypomniał sobie słowa Wilcoxa, tkwiącego całymi dniami na tej samej stronie. I tę udrękę w jego oczach. Gavein uważał, że nie da się przeczytać całej treści zawartej w Gnieździe światów. Działał, jak go nazwał, „efekt lupy”, albo „efekt mikroskopu”. Mianowicie, gdy czytał coraz uważniej i coraz bardziej pochłaniała go lektura, opis stawał się dokładniejszy i ujawniał ciągle nowe fakty, których wcześniej tam nie było. Tak samo się działo, kiedy trafiał na świat zagnieżdżony, którym się szczególnie zainteresował.
Haigh był bardzo pobieżnym czytelnikiem światów, skoro doszedł do tego wniosku… – Według Gaveina nic nie stało na przeszkodzie, aby liczba światów zagnieżdżonych w książce nie była skończona, gdyż dowolny czytelnik i tak wyłowi tylko niewielką cząstkę spośród nich.
Miał też inne, intuicyjne wyjaśnienie: czytelnicy ze światów zagnieżdżonych mogli więcej niż on dowiedzieć się o światach im bliższych. Ozza mogła długo czytać o świecie Lindy i Jacka. A jego wgląd był ledwie fragmentaryczny. Spomiędzy kartek wysunął świstek z notatkami Haigha. Zmięta kiedyś, ale rozprostowana kartka pokryta maczkiem.
Chciał to wyrzucić, ale zmienił decyzję… – pomyślał Gavein.
Haigh pisał niewyraźnie. Gavein naigrawał się, że ten bazgrze, bo jest mańkutem. Mówił to tylko wtedy, gdy Ra Mahleine nie było w pobliżu. Ra Mahleine też była leworęczna, choć nie bazgrała.
Liczba zagnieżdżonych światów musi być skończona również z innego powodu – pisał Haigh. – W każdej Krainie jest mniej więcej tyle samo ludzi, gdyż rodzą się średnio z tą samą częstością, a w świecie numer około 173204 jest trzydzieści miliardów Krain, więc pojedynczy człowiek przebywa w co piątej, co dziesiątej z nich. A to, że spotkają się kobieta i mężczyzna, zdarza się w co pięćdziesiątej do co dwusetnej Krainie; z tego jasno wynika, że ludzkość w takim świecie wymrze.