Литмир - Электронная Библиотека
A
A

34.

Telewizja przekazała ponure wieści: na dworcu lotniczym w Davabel wielki samolot pasażerski, startujący do Lavath, uderzył w dworzec przylotów. Załadowany dziesiątkami ton paliwa kolos eksplodował, podpalając zrujnowany budynek. Relacja z tragedii zajęła niemal cały dziennik telewizyjny. Akcja gaśnicza przeciągnęła się do późnych godzin nocnych. Ciągle znajdowano ciała. Edgar i Mryna nie ruszali się sprzed ekranu. Co chwilę podawano nazwiska zidentyfikowanych ofiar. Edgar próbował dodzwonić się do informacji lotniskowej, ale numer był ciągle zajęty.

Gavein parzył dla siebie herbatę. Wilcox tkwił na kanapie, w skarpetkach, z podwiniętymi nogami. Jedną skarpetkę miał niebieską, a drugą wiśniowo-czerwoną. Co jakiś czas parzył gorzką, bardzo mocną herbatę dla siebie, albo ziółka uspakajające dla Mryny. Podbierał często wodę, którą Gavein gotował w metalowym, obitym garnku.

Po północy firmowy mikrobus przywiózł Lorraine do domu. Spadła z fotela w momencie eksplozji i stłukła rękę. Była brudna i zmęczona, gdyż brała udział w akcji ratowniczej.

Gdy skończyły się westchnienia ulgi i dziewczyna usiadła, Wilcox wstał, przedstawił się i wsadził jej w ręce metalowy garnek z ziółkami uspokajającymi. Oczywiście, był to garnek Gaveina, a woda gotowała się w nim na kolejną herbatę. Lorraine najpierw zaczęła pić ziółka jak wodę, potem syknęła, gdyż sparzyła wargi, a następnie odstawiła, bo nie lubiła cięliście gorzkiego smaku.

– Warto wypić do końca – zauważył Wilcox. – Pani mamusia zdążyła wypić trzy takie kubki przed ekranem.

Strach myśleć, co by się z nią działo, gdyby nie ten uspokajacz.

Oczekujący sensacji Haigh usiadł w kucki na podłodze, a za nim, na kuchennym taborecie, Lailla. Spod zmniejszonego opatrunku na twarzy widniał płat czerwonej, bibułkowatej, świeżo zabliźnionej skóry. Starsi Hougassianowie ciekawie zerkali z kuchni.

– W tym zamieszaniu okulary spadły mi z nosa i ktoś je rozdeptał.

– Masz jeszcze te stare, w drucianej oprawie. Przyniosę ci. – Stary Patrie podniósł się.

Lorraine nałożyła je na nos i rozejrzała się uważnie.

– Nareszcie mogę państwa poznać. Zwykle bywam w domu jedynie nocami, właściwie tylko nocami.

Edda przedstawiała wszystkich, kończąc na Hougassianach. Klasyfikacja obywateli została należycie zachowana.

Lorraine zamrugała. Miała intensywnie rude włosy i duże zielone oczy.

– Dave. Ależ oczywiście, pamiętam. Odbierałam twój lot.

I on nie zapomniał żywej reklamy Davabel. Zanim się odezwał, inni zarzucili ją pytaniami. Zaczęła opowiadać.

– To się zaczęło na pasie startowym. Duży, transoceaniczny, dziesięciosilnikowy liniowiec nagle zaczął się dziwnie zachowywać. To chyba nie był sabotaż. Nie wiem zresztą. Zapłonął jeden silnik, potem drugi i jeszcze dwa następne… A on cały czas kołował. Widziałam na monitorze obraz z wieży kontrolnej. Załoga wyrzuciła rękaw i po kolei spuszczali nim pasażerów, którzy odbiegali, jak zdołali najdalej. Wielu musiało przeżyć eksplozję.

Jej wersja różniła się w szczegółach od telewizyjnej.

– Nagle liniowiec przyspieszył, nieoczekiwanie skręcił i uderzył w budynek dworca. Tego nikt się nie spodziewał. Stamtąd nikogo nie ewakuowano. Zaraz po uderzeniu eksplodował. Wtedy wszystko stanęło w ogniu. Wysiadło światło. Chyba uderzyłam o coś głową. O, jeszcze mam trochę krwi! – Przejechała dłonią po włosach i pokazała innym. – Nie zauważyli, nie zawinęli.

Edda przyniosła apteczkę, zaś rodzice obejrzeli zranienie. Gavein popijał herbatę. Uznał, że nie było to nic poważnego, skoro nie pamiętała. Wilcox również nie ruszył się z miejsca, uważnie słuchał programu telewizyjnego; albo nie chciało mu się odpleść misternie splecionych, kościstych podudzi, albo jedno i drugie.

Gdy Lorraine odebrała już hołdy należne bohaterce wieczoru, a do jej włosów przyklejono spory plaster, wróciła do opowiadania.

– Wtedy się zaczęło. Przednia ściana dworca jest w większości ze szkła i samolot wjechał do środka. Zapaliła się cała hala. Akurat odbierano lot do Ayrrah i stała kolejka do paszportów i do odprawy celnej. Tam dopiero musiało być! Straży pożarnej na lotnisku jest sporo, na dodatek w dziesięć minut pozjeżdżały się wozy z całego rejonu. Ale nawet wspólnymi siłami nie zdołali wiele zdziałać. W budynku dworca mało kto ocalał. Pomagałam wyprowadzać rannych. Musiało zginąć wielu ludzi.

– Na razie podali nazwiska dziewięciu ofiar, ale jest znacznie więcej zaginionych – powiedział Wilcox. – Nie wiadomo, co z załogą samolotu. Brakuje wielu pasażerów. Znaleźli jakiegoś zszokowanego, który siedział gdzieś zaszyty i przez godzinę bał się wyjść.

Ponieważ Lorraine wyszła z tego cało, zdarzenie przestało tak bardzo absorbować wszystkich. Jutro był dzień roboczy, trzeba było się wyspać.

37
{"b":"89375","o":1}