Литмир - Электронная Библиотека
A
A

107.

Gary wyskoczył po piwo.

Dzielnica, w której mieszkał, była bardzo spokojna. Po zmroku ruch zamierał. Przechodniów za dnia nie było wielu, a po nocy nikt się nie włóczył. Sklep z alkoholem nie był daleko. Gary wracał wolnym krokiem, taszcząc reklamówkę wypchaną puszkami.

Zza zakrętu wyłoniło się trzech mężczyzn. Gdzieś się spieszyli.

Mylił się. Gdy mijali go, dwóch złapało Gary’ego pod ręce, a trzeci z całej siły palnął go w brzuch.

Zaskoczony przez napastników, nie bronił się. Przed oczyma raz za razem rozbłyskało żółte światło. Bili go fachowo. Każdy następny cios trafiał, gdy Gary odzyskiwał przytomność po poprzednim. Chwilę wcześniej, zanim stałby się zdolny do obrony. Ciosy w szczękę odbierały przytomność, ciosy w wątrobę pozbawiały woli obrony.

Nie skopali go, gdy już leżał. Jeden szarpnął go za włosy.

– Jak chcesz mieć powtórkę, to dalej zajmuj się czerwonym amido – powiedział. Na twarzy miał naciągniętą pończochę.

Napastnicy zabrali siatkę z piwem. Gary dochodził do siebie z trudem. Z początku nie mógł iść – zataczał się, później było lepiej. Zęby kiwały się, ale żaden nie wypadł.

Daphne zajrzała po południu, zaniepokojona jego nieobecnością. Nie mógł przełykać, tak bolała obita szczęka. Przynajmniej zęby przestały się kiwać.

Gdy zgłaszał pobicie, Cukurca znowu nie uwierzył. Relację o groźbie napastnika przyjął z dwuznacznym uśmieszkiem. Przynajmniej umieścił to w protokole.

Gary był wściekły: Cholerny, stary leń. Nie chce komplikować sobie życia tuż przed emeryturą.

Później uświadomił sobie, że zbili go fachowo, nie pozostawiając żadnych śladów: ani podbitych oczu, ani rozkrwawionych warg, czy nosa. Cukurca mógł pomyśleć, że ogarnięty obsesją maniak zmyślił całą historię.

107
{"b":"89375","o":1}