Литмир - Электронная Библиотека
A
A

21.

Ra Mahleine była silniejsza. Obrażenia wygoiły się. Telewizor ją nudził. Zwykle czytała lub łatała odzież. Oglądając program telewizyjny, z reguły robiła na drutach. Czasami snuła wspomnienia.

– Na wiosnę zeszłego roku bardzo długo nie podpadłam i codziennie miałam służbę na pokładzie. Ciągnęłam liny albo szorowałam deski. To bardzo niszczy ręce. Były windy elektryczne do obsługi olinowania, ale często się psuły. Wiesz, strażniczki uważały, że mam za delikatne dłonie. Potem nie wychodziłam na pokład do końca rejsu, przynajmniej dłonie zdążyły zmięknąć.

Gavein słuchał wyciągnięty, z rękami pod głową.

– Lubiłam patrzeć na morze – opowiadała dalej. – Na fale leniwe jak zupa, jak smoła. Woda ciemna, aż czarna. Niebo też było czarne, to znaczy ciemnobłękitne w dzień, a smoliste w nocy. Niektóre miały ostry wzrok i twierdziły, że potrafią wypatrzyć na niebie nieruchome samoloty. Wyobrażałam sobie, że w jednym z nich siedzisz ty. Pewnie w takim, co przez te wszystkie lata tkwił w tym samym miejscu na niebie.

– Ale przecież te samoloty w dzień nie wznosiły się wysoko i czas płynął dla nich ze zwykłą prędkością.

– Samoloty były nieruchome – pokiwała głową. – Wszystkie, które zdołały je dojrzeć, tak mówiły. Nawet, gdy wodnopłat podchodził do naszego statku, to dopiero tuż przy samej powierzchni wody gwałtownie przyspieszał, a w powietrzu, im dalej, tym był bardziej powolny, wreszcie, jeszcze spory, roztapiał się w ciemnym błękicie jak we mgle. Przed lądowaniem albo po starcie był zawsze widoczny na niebie przez parę dni.

– Dziwne – powiedział. – Przecież przy powierzchni wody powinien właśnie hamować.

– Nie. Hamował, już płynąc. Siadał na falach z największą prędkością.

– Pogadam o tym z Haighiem.

Myśli już pobiegły ku znanemu problemowi.

– Takie wodowanie i wymiana pasażerów to było z pewnością duże wydarzenie – podsunął podchwytliwie.

– Nie dla białych. Procedura była zawsze taka sama, nie zdarzył się wyjątek: gdy samolot podpływał do statku, strażniczki zganiały nas wszystkie pod pokład; co gorliwsze pałowały. Dotąd pałowanie kojarzy mi się z wodnopłatami. Następnie sprawdzano obecność, czy któraś nie ukryła się między takielunkiem. Dopiero jak się wszystko zgadzało, wpuszczały na pokład nowe pasażerki, a z cel wyciągały te, którym się kończył pobyt. Och, Gavein, jak ja wtedy marzyłam, żeby mnie wyczytały przez pomyłkę.

23
{"b":"89375","o":1}