Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A
Srebrny deszcz
 Srebrny deszcz u okien śpiewa,
 naboso po trawie biega.
 Młoda wiosna. Usmiech nieba.
 Srebrny deszcz — jak list od ciebie.
 Jak borowka w lesie pachnie!
 Pachnie życiem.
* * *
 Na ziołach krew —
 to słońce spada w las,
 jak złoty poraniony ptak.
 To las za tobą płacze w smutny czas!
 Tu każde drzewo, każdy krzak
 pamięta ciebie і do ciebie woła.
 Tu twoja ścieżka boli, boli…
Deszcz — ptak
 Jesienny deszcz — to tylko srebrny ptak,
 w samotnym niebie cicho, cicho woła.
 Spokoj na ziemie, w sercu і dokoła.
 Deszczowy czytam potajemny znak.
 Rozprawie skrzydła, jak jedwab, ułewa —
 to śiwy kruk, że ma tusiąc  już łat,
 w samotnym niebie o nadzieji śpiewa,
 kołysze senny, mokry biały świat.
* * *

W.O.

 Ludzi nie słuchaj —
 ja nie umierła.
 Brate moj, synie,
 jak ci zostawić?
 Będzię jaskołkę
 pod twojim dachem,
 będzię ja trawę
 na twojich ścieżkach,
 wiatrem łagodnym,
 aniołem twojim.
 Ludzi nie słuchaj —
 ja nie umierła.
Dzwon
 Woła dzwon,
 boli dzwon.
 W lesie — czarnej nocy krok,
 na dzwonnicu wschodzi cudzy,
 na dzwonnicu wschodzi wrog!
 Niby serce, woła dzwon.
 Krwi nad lasem święty dzwon.
 Rwie powrozow żyły dzwon.
Winsent Wan Gog
 Się chowa słońce w słonecznekach.
 Śiwieje ruda głowa dnia.
 Na starcze czarne dłonie ziemi,
 szorstki, popękani, łagodni,
 syn — słońce — rudu głowu chyli.
 Jak w zł otem morzu, w słonecznekach —
 aż po ramiona, aż do gardła —
 samotny idzie rudy malarz.
 On bol і piękność  całej ziemi
 umieśćił w swoje serce,
 nie większe od skowronca.
* * *
 Nie zobaczę wschod księżyca,
 nie zatańczę z młodym deszcziem,
 nie dośpiewam swojich wierszow,
 gorzkich, niby czarne wino…
* * *
 Ja nie zamykam swoje drzwi
 ni dla żebraka, ni dla wroga.
 Odwarte moje serce wam,
 niech jestem glupa і bezbronna.
 Ta szczerość płonie w mojej krwi —
 Ja nie zamykam swoje drzwi.
Gdy śpiewa rosyjski barda

W.O.

 Czerwony wiatr krzyżowych wojen.
 Ten głos minęłych dawnich czasow.
 Nadzieja. Bol. Pragnienie życia.
 Gitary struny naprężone,
 jak strzały tej odejszłej bitwy.
 Poeta pod przyceliem rampu,
 I spada cień, jak chore skrzydła.
* * *
 Moj zielony dom
 z oknem w dziwny las!
 Tam gdzie gospodarz —
 dobry czarodziej…
 Czarnę nocę znow
 szukam ścieżki tej.
 Ale spada czas,
 niby krew na śnieg.
 Nie ma  ścieżki tej,
 nie znajduję dom!
 Tylko stary pies,
 miły rudy pies —
 ach, psie łzy — na śnieg
 I na moju dłoń!
Noc lesna
 Gwiazda w koronce gałężia —
 śpiewa bez głosu nad lasem,
 śpiewa  na dawniem języku,
 ktory ja jedna rozumiem.
 Gwiazda w koronce gałężia…
* * *
 Moje słowa —
 jak jagody
 jarzębiny
 w krwawych łzach.
 Słowo jasne
 spadnie w ziemiu —
 czy to zroscie,
 czy to zgine.
 Jarzębina, jarzębina!
 Mi zostanie po nich tylko
 gorzecz na wargach.
Źrodło
 Czerwona paproć.
 Wilcka ścieżka
 potajemna.
 Śilniej od zmartwienia,
 Śilniej od śmierci
 ziemia rodzie źrodło,
 dzikie źrodło
 srebrno śpiewa.
 Żywa woda
 łaska dłoni.
Zarys morski
 W białym niebie
 krzyżyk ptaka.
 Brzeg samotny.
 Śiwe morze
 psem  łagodnym
 liże dłoni.
Pieśń o jarzębinie
 Po wrzesniu woła jarzębina,
 szałona moja, młoda, dzika —
 w czerwonym szalu Eurydyka,
 gdy drzwal-Orfeo jej ućina.
 Drżą gwiazdozbiory jagod krwawych,
 za wiatrem lecią skrzydła ognia.
 Zielony wiatr… W żałobne trawy
 się chyli, cicha і samotna.
 Weselne swięto na polanie,
 zielony wiatr jak mocne wino.
 Dziewanna piękna, jarzębina,
 przed panem młodym na kołanach.
 Kochany, zabiej! Mnie po życiu
 nie żal. Nad nami, zobacz, teraz
 podnosi niebo straszny wieniec —
 siekieru młodego księżyca.
44
{"b":"293107","o":1}