– Wiesz, kto to zrobił? – zapytał wreszcie Ham.
– Nie, jeszcze nie. Nie wiem też, dlaczego.
– Opowiedz mi wszystko.
Holly opisała szczegółowo oba przestępstwa, kończąc relację wynikami autopsji Hanka.
– To wszystko, co wiem.
– Co z tym detektywem, Hurstem? Dobry jest?
– Myślę, że tak, może tylko brakuje mu wyobraźni. Ale przecież ma na karku nowego szefa, więc pewnie przyhamowuje, żeby nie popełnić błędu.
– Podejrzewasz, że ma to jakiś związek ze sprawą, o której Chet powiedział nam przy kolacji?
– Na pewno, ale o ile mi wiadomo, Chet z nikim nie rozmawiał o tej sprawie. Kiedy zadzwoniłam do niego wczoraj, powiedział, że dziś rano wszystkiego się dowiem. Wieczorem miał się z kimś spotkać. Może to ten człowiek go postrzelił.
– Chciałbym ci jakoś pomóc. Ci faceci byli moimi przyjaciółmi.
– Wiem, co czujesz, Ham. Ja czuję to samo, choć nie znałam dobrze Cheta, a Hanka w ogóle. Wypruję flaki z tego drania.
– Ufasz swoim ludziom?
– Jeszcze nie wiem. Nie miałam czasu, żeby wyrobić sobie zdanie na ich temat.
– Chet miał sekretarkę, Jane. Z tego, co o niej mówił, wynikało, że miał do niej zaufanie.
– Zgadza się, jest bardzo pomocna, zapewniła mi dobry start.
– A co z facetem, który przymierzał się na twoje miejsce?
– Hurd Wallace. Jeszcze nic o nim nie wiem. Trudno go rozgryźć, jest zimny jak ryba.
– Uważaj na tyły, słyszysz?
– Obiecuję, Ham.
– A teraz odpoczywaj, maleńka.
– Dzięki, jestem ledwo żywa.
– Kocham cię.
– Ja ciebie też. – Odłożyła telefon i ciężko opadła na łóżko. Ham trochę ją zaskoczył; nigdy nie był wylewny. Daisy wsunęła się do przyczepy i trąciła pyskiem jej rękę.
– Och, Daisy, przydałoby mi się piwo. – Zmusiła się, żeby usiąść, zanim zaśnie w ubraniu. I szeroko otworzyła oczy, bo Daisy weszła do kuchni, rozejrzała się, podeszła do lodówki, pociągnęła zębami za uchwyt i otworzyła drzwi. Wsunęła łeb do środka i wzięła w pysk butelkę heinekena, a potem przyniosła piwo do sypialni i włożyła je w jej rękę.
Holly była oszołomiona.
– O kurczę – szepnęła. – Daisy, nie szukasz przypadkiem roboty?
9
Holly spała. Śniło jej się, że siedzi w swoim biurze i właśnie zadzwonił telefon. Zanim zdążyła odebrać, usłyszała inny dźwięk. Wytężyła słuch. Dźwięk się powtórzył, urywany, natarczywy, ledwo słyszalny. Otworzyła oczy i rozejrzała się. Daisy siedziała przy łóżku z wyrazem zatroskania na pysku. Znów zaskamlała, potem wsunęła nos pod rękę Holly i uniosła jej dłoń.
Holly roześmiała się.
– No czego chcesz, Daisy? Wyjść?
Popatrzyła na zegarek. Była siódma rano.
– Dobrze, że mnie obudziłaś. Zapomniałam nastawić budzik. – Przemknęło jej przez głowę, że może nie dlatego Daisy ją obudziła, ale odpędziła tę myśl. – Założę się, że jesteś głodna.
Daisy mruknęła, jakby na potwierdzenie.
– No dobrze, dobrze. – Holly wyskoczyła z łóżka i zarzuciła szlafrok.
Nakarmiła i napoiła Daisy, potem wypuściła ją z przyczepy, a sama stanęła w drzwiach i patrzyła. Suka biegała po polanie, to z nosem przy ziemi, to znów wznosząc go w górę. Na chwilę zniknęła za krzakiem, a później wróciła do drzwi.
– Jesteś prawdziwą damą, wiesz? Bardzo dyskretną. – Holly roześmiała się, gładząc sukę po łbie. – Cóż, dzisiaj córka twojego pana zabierze cię do Atlanty, gdzie będziesz miała parę ślicznych dzieciaków do zabawy. – Poczuła ukłucie w sercu, gdy to mówiła; Daisy była doskonałą towarzyszką.
Wzięła szybki prysznic, założyła mundur – tym razem wybrała spodnie – i zjadła śniadanie, słuchając lokalnych wiadomości. Z zadowoleniem wysłuchała komunikatu policji, w którym wspomniano o nagrodzie za przekazanie informacji.
O ósmej wpuściła Daisy do dżipa i pojechała na komendę. Po drodze parę razy musiała się zatrzymać, bo ludzie witali się z Daisy i poklepywali ją po grzbiecie – suka cieszyła się tutaj dużą popularnością. W biurze kazała jej się położyć i Daisy posłusznie wyciągnęła się na podłodze. Po chwili rozległo się głuche warczenie. Holly podniosła głowę. W drzwiach stał Hurd Wallace.
– Daisy, spokój! – rozkazała.
Pies karnie położył łeb na podłodze i przestał warczeć.
– Dokonaliśmy aresztowania w związku z postrzeleniem szefa – oznajmił Wallace.
– Co takiego? Kiedy? Kogo aresztowano?
– W nocy odebraliśmy telefon od mężczyzny, który widział stary furgon zaparkowany w pobliżu miejsca zdarzenia. Jeden z naszych ludzi z drogówki poznał ten pojazd. Należy do pary, która biwakuje na kawałku wolnej ziemi między drogą a rzeką, bardzo blisko miejsca ataku na szefa. Policjant pojechał tam i zastał tych dwoje przy ognisku. Mężczyzna czyścił broń; była to beretta szefa.
– Gdzie oni są?
– Bob Hurst przesłuchuje ich w pokoju numer jeden. Jest tam weneckie lustro, gdybyś chciała popatrzeć.
– Idziemy.
Holly ruszyła za Wallace’em do małego pokoju. Przy stole w sąsiednim pomieszczeniu siedziało dwoje niechlujnie ubranych młodych ludzi. Bob Hurst zajmował miejsce naprzeciwko, a w kącie stała policjantka.
– Obecność policjantki to standardowa procedura operacyjna, gdy przesłuchiwana jest kobieta – wyjaśnił Wallace.
– Wiem. Od kiedy trwa przesłuchanie?
– Od północy.
– Czy odczytano im prawa?
– Tak, na samym początku. Podpisali je.
– Prosili o prawnika?
– Chyba nie, może mają własnego adwokata.
– W porządku, posłuchajmy.
Z małego głośnika dobiegły wyraźne słowa Hursta:
– W porządku, a teraz powtórz wszystko jeszcze raz.
– Przecież już mówiłem, co się stało – zaoponował chłopak.
– Powiesz mi jeszcze raz. Chcę mieć pewność, że wszystko dobrze zrozumiałem. Co robił wasz furgon na poboczu przedwczoraj w nocy?
– Byliśmy w kinie i wracając, złapaliśmy gumę. Zmieniłem koło i pojechaliśmy do obozu.
– O której złapałeś gumę?
– Między dziesiątą trzydzieści a dziesiątą czterdzieści pięć.
– A o której pojechałeś dalej?
– Zmiana koła zabrała mi piętnaście czy dwadzieścia minut, więc przypuszczam, że odjechaliśmy między dziesiątą czterdzieści pięć a jedenastą.
– W którym kinie byliście?
– W multipleksie na lądzie.
– A na jakim filmie?
– Na Air Force One, z Harrisonem Fordem.
– O której skończył się seans?
– Około dziesiątej, może trochę po.
– A dlaczego pokonanie piętnastominutowej drogi do obozu zajęło wam czterdzieści pięć minut?
– Wstąpiliśmy do McDonalda na frytki i colę. Już to mówiłem.
– A w jaki sposób w twoim posiadaniu znalazła się beretta?
– Mówiłem, nasz pies ją znalazł.
– Czy wasz pies interesuje się bronią palną?
– Dokładnie to było tak: wypuściłem psa wcześnie rano i nie chciał przyjść, kiedy go zawołałem. Węszył przy ogrodzeniu, które oddziela drogę od parceli, na której biwakujemy. Gdy chciałem złapać go za kark, nastąpiłem na pistolet.
– W jakiej odległości od ogrodzenia?
– Nie wiem, jakieś dwa, dwa i pół metra.
– Dlaczego nie zadzwoniłeś na policję?
– Po co?
– To nie był twój pistolet. Dlaczego nam go nie oddałeś?
– Rany boskie, człowieku, był niczyj. Zgubione, znalezione. Nie miałem pojęcia, do kogo należał.
– Lubisz pistolety, prawda?
– Taa, raczej tak.
– A masz własną broń?
– Tak, małą sześciostrzałową trzydziestkędwójkę.
– Gdzie ona jest?
– Pewnie w furgonie.
– W schowku w furgonie znaleźliśmy rewolwer smith and wesson trzydzieści dwa – wtrącił Wallace. – Już go wysłaliśmy do laboratorium stanowego. Nie mają pozwolenia na broń, za to pod siedzeniem mieli schowany ponad gram kokainy.
– O której wróciliście do obozu po zmianie koła? – ciągnął Hurst.
– Nie wróciliśmy od razu. Podjechałem na stację benzynową i zostawiłem kapcia do naprawy. Na stacji Texaco.
– Stacja była jeszcze otwarta?