– Dam ci znać, Barney. – Rozłączyła się. – Mam ochotę jechać tam i go zastrzelić.
– Chętnie ci pomogę – powiedział Jackson.
Harry wreszcie wyszedł z gabinetu.
– W porządku, załatwione – powiedział. – Jedzie tu ponad trzystu ludzi – z FBI, z agencji antynarkotykowej i z jednostek antyterrorystycznych – wszyscy agenci, których byliśmy w stanie zebrać. Mają furgonetki, samochody osobowe i ciężki ekwipunek. Będą tu wieczorem. – Spojrzał na Holly. – Niewiele pozostaje ci do zrobienia.
– Tak myślałam.
– Zabicie agenta FBI to przestępstwo federalne. I za to chcę go zgarnąć. A jeśli nie zdołamy zebrać obciążających dowodów, wtedy będziesz mogła przycisnąć go za fałszowanie dokumentów. Możesz też zapolować na tych, którzy wykonali dla niego tę robotę.
– Najbardziej zależy mi na mordercach Cheta Marleya i Hanka Doherty’ego. Czy będę mogła ich dostać, jeśli ty weźmiesz Barneya?
– Jasne. Porozmawiam z prokuratorem federalnym.
– Muszę uzyskać przyznanie się do winy albo znaleźć kogoś, kto ich wskaże, mogę więc potrzebować czasu na przesłuchania.
– Będziesz go miała, obiecuję. A teraz wracaj do pracy i zachowuj się tak, jakby nic się nie działo. Około dziewiątej wieczorem przyjdźcie z Jacksonem do sali gimnastycznej. Powiem strażnikom, żeby was wpuścili. I weźcie Hama. Może być bardzo pomocny.
Milczał przez chwilę, patrząc na ocean.
– To nie będzie łatwe – rzekł wreszcie.
55
Holly punktualnie weszła do swojego biura, ale nie potrafiła skoncentrować się na pracy. Zaczęła przeglądać akta osobowe.
Rozległo się pukanie do drzwi. Podniosła głowę. W progu stał Bob Hurst, detektyw od spraw zabójstw.
– Wejdź, Bob – powiedziała.
Hurst nie krył irytacji.
– Dlaczego nie zadzwoniła pani do mnie w związku z tym zabójstwem zeszłej nocy? – zapytał.
– Przepraszam, Bob, ale nie mogłam tego zrobić.
– Więc uważa pani, że śmierć agenta FBI na naszym terenie to nie moja iprawa?
– To sprawa federalna i FBI się tym zajmuje.
– Mimo że zabójstwo miało miejsce na naszym terenie?
– Ich terenem są całe Stany Zjednoczone. Kiedy ginie agent FBI, sami prowadzą dochodzenie.
– A co oni tutaj robili?
– Nie chcieli mi powiedzieć. Pewnie prowadzili jakieś śledztwo. Poprosili mnie, żebym rozejrzała się za ich agentką, która wczoraj się nie zgłosiła, i to zrobiłam. Najwyraźniej pracowała nad czymś w Palmetto Gardens. Wyszła stamtąd wczoraj o trzeciej i zniknęła. W nocy jakiś rybak znalazł jej samochód, więc zadzwoniłam do FBI i pojechałam na miejsce z ich agentem. Zabrał mnie przez grzeczność.
– Jak zginęła?
– FBI zajęło się autopsją. Nie poinformowali mnie o wynikach.
Hurst spuścił wzrok.
– Bob, gdyby to ode mnie zależało, brałbyś w tym udział.
– Rozumiem i przepraszam za opryskliwość. Myśli pani, że to zabójstwo ma coś wspólnego z Marleyem i Dohertym?
Holly zmarszczyła czoło.
– Nie przyszło mi to na myśl. Czemu łączysz te dwa zdarzenia?
Wzruszył ramionami.
– Sam nie wiem. Myśli pani, że to ktoś z Palmetto Gardens zabił tę kobietę?
Zarzuca haczyk, pomyślała, a głośno odparła:
– Rozmawiałam z Barneyem Noble’em. Sprawdził na liście i powiedział, że wyjechała stamtąd o trzeciej razem z innymi sprzątaczkami. Nie mam powodów, by mu nie wierzyć. Jeśli chcesz wiedzieć, co o tym myślę, to powiem ci, że pewnie poszła po pracy na drinka i spotkała niewłaściwego faceta.
– Nie sądzi pani, że jej śmierć miała związek z prowadzonym przez nią dochodzeniem?
– Nie wiem, nad czym pracowała, więc nie mogę nic sądzić.
– Dzięki, szefie – powiedział Hurst i wyszedł.
Holly zaczęła się zastanawiać nad powodem jego wizyty. Policjanci z patrolu musieli mu powiedzieć, że ofiara była agentką FBI. Od nich też dowiedział się, że na miejsce zbrodni przyjechał inny agent i że zarządził przeprowadzenie autopsji. Znalazła akta Hursta i otworzyła teczkę. Przejrzała dokumenty parę dni wcześniej, ale teraz chciała zrobić to bardziej skrupulatnie.
W teczce był nowy dokument. Bob Hurst ożenił się i złożył podanie o objęcie żony ubezpieczeniem zdrowotnym. W odpowiedniej rubryce widniało jej panieńskie nazwisko: LINDA TOMKINS WALLACE, zamieszkała na Egret Island, gdzie również mieszkał Hurst. Dziwne, pomyślała Holly. Nikt jej nie powiedział, że Bob Hurst ożenił się z byłą żoną Hurda Wallace’a. Coś kołatało jej się w głowie, ale była zbyt zmęczona i nie mogła się skupić. Nieważne, później sobie przypomni.
Odłożyła teczkę Hursta, podniosła następną i zaczęła czytać. Znalazła coś tak oczywistego, że aż westchnęła. Boże, ależ była naiwna.
Powiedziała Jane Grey, że jedzie na patrol, zabrała Daisy i wyszła z komisariatu. Suka usiadła na przednim siedzeniu dżipa i przytknęła nos do szyby. Węszyła z takim entuzjazmem, że Holly bała się otworzyć okno szerzej niż na dziesięć centymetrów, żeby Daisy nie wypadła na ulicę. Jechała na północ, myśląc o tym, co odkryła i co to mogło oznaczać. Na północnym krańcu wyspy, skręciła w Jungle Trial i dojechała powoli do bramy Palmetto Gardens.
– Zostań, Daisy. – Wysiadła z samochodu, zostawiając pracujący silnik, żeby we wnętrzu było chłodno. Spacerowała przed maską. Daisy wystawiała nos za okno i wodziła za nią wzrokiem. Holly oparła się o drzewo. Z początku Hurd Wallace sprawiał wrażenie tego złego, potem zaś okazało się, że stoi po właściwej stronie. Teraz… Podskoczyła, gdy uświadomiła sobie, że ktoś stoi ledwie metr od niej.
– Dzień dobry, komendancie.
Holly spojrzała na pistolet w dłoni Crackera Mosely’go. Był wycelowany w jej piersi.
– Dlaczego do mnie mierzysz, Mosely? – zapytała.
Jej serce waliło jak oszalałe.
– Bo weszłaś na cudzy teren. Jesteś na terenie Palmetto Gardens.
– Nie, nie jestem. Skieruj pistolet gdzie indziej. – Zdała sobie sprawę, że jest w odludnym miejscu z Moselym, a Daisy nie może jej pomóc. Strach zmroził jej wnętrzności.
Mosely podszedł i wbił jej lufę pod brodę. Wyjął jej broń z kabury i rzucił w krzaki. Za jego plecami Daisy dostawała szału, próbując wydostać się z zamkniętego samochodu.
– Ucisz psa – rozkazał Mosely.
– Daisy! Cicho! – Daisy przestała warczeć, ale skakała z przedniego siedzenia na tylne, uparcie szukając wyjścia.
– Dobrze – mruknął Mosely.
Zamachnął się wolną ręką i uderzył Holly, przewracając ją na ziemię. Potem wbił kolano w jej plecy i skuł jej ręce. Odwrócił ją i usiadł na niej okrakiem. – Jesteśmy tylko my dwoje, prawda? – wyszczerzył zęby. – Czekałem na taką okazję, maleńka.
– Chcesz wrócić do więzienia Cracker? – zapytała, próbując zapanować nad strachem. – Wiesz, że mogę to załatwić.
– Nie tylko to mi załatwisz. – Zaczął rozpinać jej koszulę.
– Nie rób tego, Cracker.
– A dlaczego nie? – odparł, rozchylając poły jej bluzy. Potem rozpiął jej spodnie, podniósł się i zaczął się rozbierać. Schował pistolet do kabury i odrzucił na bok pas z bronią.
– Dam ci to, co dałem małej Ricie – powiedział. – Była zachwycona, wierz mi. Od początku do końca. Barneyem też. To była niezła jazda.
Holly chciała się podnieść, ale Mosely kopnął ją w piersi. Daisy znów oszalała, ale tym razem Mosely nie zwrócił na to uwagi. Przysunął się do Holly, trzymając w dłoni sztywny, naprężony członek.
Zaczekała, aż znajdzie się we właściwej odległości, i kopnęła. Mierzyła w genitalia, lecz trafiła w muskularne udo. Skoczył na nią i usiadł na niej okrakiem.
– Zapłacisz mi za to, suko – warknął. Jedną ręką masował penisa, a drugą ręką zerwał jej stanik, potem majtki.
Holly miała teraz na sobie tylko rozpiętą koszulę i kajdanki. Szamotała się, gdy tarł penisem po jej twarzy, próbując zmusić ją do otworzenia ust. Spojrzała nad jego ramieniem na Daisy. Suka szarpała łbem, próbując przecisnąć się przez wąską lukę. Szyba opuściła się o parę centymetrów. Najwyraźniej pies nacisnął łapą przełącznik elektrycznego opuszczania. Zrób to jeszcze raz, Daisy, błagała w myślach Holly.