– To mało prawdopodobne.
– Dlaczego?
– Bo ten, kto strzelał do Cheta, zabił też Hanka Doherty’ego. A Sammy nawet nie wiedział, kim był Doherty.
– Dlaczego myślisz, że Hanka zabili ci sami ludzie?
– Słyszałem, że został zabity ze strzelby szefa.
– Dobrze słyszałeś.
– A to nie Chet go zabił, prawda?
– Tak myślę.
– Sweeney też nie pasuje.
– Zgadza się. Szczerze mówiąc, bałam się, że jeśli zostanie oskarżony, ktoś może go zabić. Łatwo zrzucić winę na martwego faceta. Dlatego kazałam mu wyjechać z miasta.
– Dobre posunięcie.
– Zastanawiam się, gdzie jest jego trzydziestkadwójka.
– Prawdopodobnie w kieszeni zabójcy. – Oxenhandler zatrzymał wóz pod budynkiem terminalu. – Pojadę za tobą do domu.
– Nie trzeba, dam sobie radę.
– Masz broń?
– Nie.
– Pojadę za tobą – powtórzył i pocałował ją.
Holly oddała mu pocałunek.
– Jak pan sobie życzy, mecenasie – szepnęła.
19
Tej nocy Holly spała sama, choć Jackson Oxenhandler jasno dał do zrozumienia, że chciałby zostać, a ona wcale nie była pewna, że tego nie chce. Kawał czasu, pomyślała. Gdy po bazie rozeszła się wiadomość, że zamierza oskarżyć pułkownika Jamesa Bruna, połowa mężczyzn przestała z nią rozmawiać, a ci z drugiej połowy, których uważała za atrakcyjnych, przestali zapraszać ją na kolację. Obudził ją dzwonek telefonu.
– Słucham?
– Mówi Green. Przepraszam, że dzwonię tak wcześnie, ale uznałem, że chciałaby się pani o tym dowiedzieć jak najszybciej.
– O czym?
– Chester Marley znowu zapadł w śpiączkę.
– Przecież było już z nim znacznie lepiej.
– Też tak myślałem. Niestety, rano nie mogli go obudzić. W tej chwili nie potrafię przedstawić żadnych rokowań. Musimy po prostu czekać.
– Dziękuję za wiadomość, doktorze – odłożyła słuchawkę. Ogarnęło ją przygnębienie. Nawet gdyby Chet nie przypomniał sobie niczego związanego z napaścią, mógłby chociaż powiedzieć jej o swoich wcześniejszych podejrzeniach. Znów zadzwonił telefon.
– Słucham?
– Tu Jackson. Dobrze spałaś?
– Znakomicie.
– Przykro mi to słyszeć.
Roześmiała się.
– Złe wieści – powiedziała po chwili. – Dzwonił doktor Green. Chet znów zapadł w śpiączkę.
– Słyszałem, że czasami tak bywa.
– Możliwe, ale wcale mnie to nie pociesza.
– Domyślam się. Zjemy razem kolację?
– Mogę zadzwonić później? Nie wiem, co przyniesie mi dzień.
– Pewnie. – Podał jej numer do domu i do pracy.
Dotarła do biura o ósmej trzydzieści, a o dziewiątej do drzwi zapukał Charlie Peterson z rady miejskiej. Holly przypomniała sobie, że miała do niego zadzwonić.
– Przepraszam, że nie dzwoniłam – usprawiedliwiła się – ale byłam bardzo zajęta.
– Tak, słyszałem. O dziesiątej mamy zebranie. Myślę, że powinnaś na nie przyjść.
– Oczywiście, z przyjemnością.
– W pokoju 404.
– Do zobaczenia o dziesiątej.
Przeszła do biura Jane Grey.
– Zrób kopię mojego kontraktu – poprosiła. – Może radni będą chcieli zobaczyć dokumenty.
– Już to zrobili – odparła Jane. – Przewodniczący rady John Westover wczoraj poprosił mnie o kopię. Nie widziałam powodu, żeby mu jej nie dać.
– Dobrze zrobiłaś. – Holly usiadła. – Opowiedz mi o tym Westoverze.
– To miejscowy potentat. Ma salon samochodowy, drukarnię, dom pogrzebowy i wyłączność na bary szybkiej obsługi.
– Jaki jest?
– Uprzedzająco grzeczny i zawsze uśmiechnięty. Chce, żeby wszyscy go lubili. Ale obowiązki w radzie traktuje bardzo poważnie. Doskonale orientuje się w finansach miasta i dobrze nimi zarządza. Dlatego ciągle jest wybierany.
– A kto jest burmistrzem?
– Ted Michaels. Ale tylko teoretycznie. Tańczy tak, jak mu zagra Westover.
– A pozostali członkowie rady?
– Jest jeszcze troje, ale tylko Charlie Peterson ma własne zdanie. Inni głosują „za”, gdy tylko John Westover chrząknie.
– Dzięki, Jane, myślę, że to mi wystarczy – powiedziała Holly i wróciła do biura.
O dziesiątej Holly poszła na zebranie rady miejskiej. Recepcjonistka poprosiła ją, żeby usiadła w poczekalni. Po paru minutach, drzwi sali otworzyły się i stanął w nich potężny mężczyzna o rumianej twarzy i krótko ostrzyżonych włosach. Uśmiechnął się do Holly i podał jej rękę.
– Nazywam się John Westover. Przepraszam, że kazałem pani czekać, ale musieliśmy zakończyć pewną sprawę. Proszę wejść. – Gdy znaleźli się w sali, Westover dokonał prezentacji. – Charliego Petersona już pani zna. Pozostali to Frank Hessian, Howard Goldman i Irma Taggert.
Holly przywitała się z radnymi i zajęła miejsce przy stole konferencyjnym.
– Miło nam powitać panią w Orchid Beach – powiedział Westover.
– Dziękuję.
– Niewiele o pani wiemy – ciągnął radny – i bylibyśmy wdzięczni, gdyby zechciała pani przedstawić nam przebieg swojej kariery zawodowej oraz powiedziała, w jaki sposób została tu zatrudniona.
– Z przyjemnością – odparła Holly. Pokrótce przedstawiła im przebieg swojej służby w wojsku, a potem wyjaśniła. – Komendant Marley i mój ojciec, Hamilton Barker, razem służyli w armii. Komendant przyjechał do nas w odwiedziny i zaproponował mi stanowisko swego zastępcy.
– Co wiedział o pani kompetencjach?
– Wszystko, co trzeba.
– Przeczytałem pani umowę i jestem ciekaw, jak długo trwały negocjacje.
– Nie było żadnych negocjacji.
– Słucham?
– Komendant Marley przedstawił mi propozycję, a ja ją przyjęłam. Gdy przysłano mi umowę, przeczytałam ją i podpisałam bez wprowadzania żadnych zmian.
– Jest pani bardzo ufną osobą, panno Barker – wtrąciła Inna Taggert.
– Nie miałam powodu, by nie ufać komendantowi Marleyowi. To prawdziwy profesjonalista i wie, jak postępować.
– Bóg świadkiem, że szef wszystko robi po swojemu – powiedział Frank Goldman.
– Myślę, że organizacja i wyszkolenie jego wydziału mówią same za siebie – odparowała Holly.
– Może powie nam pani coś na temat swojej pracy w wojsku i w policji wojskowej.
– Wstąpiłam do wojska po szkole średniej i po podstawowym przeszkoleniu dostałam przydział do żandarmerii. Ukończyłam kryminalistykę na uniwersytecie stanowym Maryland, a następnie szkołę dla kandydatów na oficerów. Uzyskałam patent oficerski i zostałam dowódcą plutonu w kompanii żandarmerii. Stopniowo awansowałam, a w chwili przejścia na emeryturę dowodziłam w stopniu majora kompanią.
– Czy ma pani jakieś przygotowanie w zakresie cywilnego egzekwowania prawa?
– Tak. Na akademii FBI w bazie marynarki wojennej w Quantico zaliczyłam cztery kursy dotyczące dochodzeń kryminalnych i zarządzania siłami policyjnymi. W kursach tych poza wojskowymi uczestniczyli oficerowie i policjanci z całego kraju.
– Rozumiem. A dlaczego postanowiła pani wystąpić z wojska?
Holly zaczerpnęła powietrza. Lepiej być szczerą, pomyślała.
– Ja i inna oficer oskarżyłyśmy komendanta żandarmerii naszej bazy o molestowanie seksualne i próbę gwałtu. Choć obie zeznawałyśmy przeciwko niemu, został uniewinniony. Doszłam do wniosku, że w takiej sytuacji moja kariera w wojsku jest skończona. Tego samego dnia Chet Marley zaproponował mi pracę w Orchid Beach. Uznałam to za doskonałą okazję i wyraziłam zgodę.
– Holly – zaczął John Westover. – Mogę mówić ci po imieniu? – zapytał.
– Oczywiście. Proszę o to wszystkich pozostałych.
– Dziś rano rozważaliśmy – myślę, że mogę to otwarcie powiedzieć – kto powinien pełnić obowiązki komendanta na czas niezdolności Cheta Marleya do pracy.
Holly milczała.
– Uznaliśmy – ciągnął Westover – że powinna to być osoba, która dobrze zna organizację wydziału i teren Orchid Beach. Oczywiście chcemy, żebyś została, ale uważamy, że naturalnym kandydatem na to miejsce jest porucznik Hurd Wallace.
– Nie wszyscy podzielamy tę opinię – zaznaczył Charlie Peterson, a Frank Goldman energicznie pokiwał głową.