– Barker, zastępca komendanta policji – przedstawiła się Holly dyżurnej pielęgniarce. – Czy może mi pani coś powiedzieć na temat stanu szeryfa Marleya?
– Nie, ale mogę zawołać doktora Greena. On przeprowadzał operację.
– Dziękuję.
Kobieta zadzwoniła na pager doktora. Chwilę później lekarz pojawił się przy biurku.
– Doktor Green. W czym mogę pomóc?
Holly przedstawiła się.
– W jakim stanie jest szeryf Marley? – spytała.
– Leży w sali pooperacyjnej, podłączony do respiratora. Miałem nadzieję, że odzyska przytomność, ale wygląda na to, że zapadł w śpiączkę.
– Jakie są rokowania?
– Niepomyślne.
– Może pan opisać jego obrażenia?
– Został postrzelony w głowę. Kula małego kalibru utkwiła w prawym płacie czołowym.
– Wyjął ją pan?
Doktor sięgnął do kieszeni po plastikową torebkę z kawałkiem ołowiu.
– Zastanawiałem się, kiedy ktoś o to zapyta – powiedział.
Holly obejrzała pocisk.
– Wygląda na kaliber trzydzieści dwa.
– Tak myślałem.
– I nikt o nią nie pytał?
– W nocy był tu jakiś detektyw, ale odszedł, zanim skończyłem operować.
– Widział szeryfa?
– Nie.
– Ja chciałabym go zobaczyć.
– Nie można mu przeszkadzać – zaoponował lekarz.
– Nie będę mu przeszkadzać, po prostu rzucę na niego okiem, a pan będzie mi towarzyszył.
– W porządku, proszę tędy.
– Jimmy, zaczekasz tutaj – poleciła Holly.
Lekarz poprowadził ją na oddział intensywnej opieki medycznej. W pokoju stały cztery łóżka, ale tylko jedno było zajęte. Chet Marley leżał w otoczeniu sprzętu monitorującego, głowę miał obandażowaną. Na krześle przy łóżku siedziała pielęgniarka.
– Jakieś zmiany? – zapytał ją lekarz.
– Nie, panie doktorze, stan bez zmian.
Doktor odwrócił się do Holly.
– Proszę, może go pani obejrzeć.
Holly podeszła do łóżka i popatrzyła na Marleya. Z powodu bandaży jego głowa wydawała się dużo większa, a twarz zniekształcał ustnik respiratora. Zapaliła światło nad łóżkiem i spojrzała na prawy policzek.
– Widzę tu stłuczenie – powiedziała.
Doktor pochylił się nad chorym.
– Rzeczywiście – przyznał. – Nie widziałem go wcześniej. Miał już zakrytą głowę, gdy wszedłem na salę operacyjną.
Holly obejrzała prawą rękę Marleya. Na kłykciach widniały zadrapania i sińce. Obeszła łóżko i sprawdziła drugą rękę. Dwa paznokcie, zdarte do żywego ciała, podeszły krwią.
– Muszę obejrzeć jego tors – oznajmiła.
– Żeby podciągnąć koszulę, trzeba by go ruszyć, a na to nie wyrażę zgody – zaoponował Green.
– Więc niech ją pan rozetnie.
Odwrócił się do pielęgniarki.
– Siostro, proszę podać mi nożyczki.
Kobieta otworzyła szufladę i podała mu nożyczki, a doktor rozciął przód koszuli.
Holly odchyliła materiał i obejrzała tors Marleya.
– Duży siniak na żebrach po lewej stronie. I opuchlizna. – Pokazała palcem, w którym miejscu.
– Ma pani rację.
Holly zsunęła połówki koszuli, a gdy pielęgniarka skleiła je plastrem, delikatnie podciągnęła prześcieradło, żeby obejrzeć nogi i stopy rannego.
– Nie ma żadnych obrażeń – orzekła.
– Zgadzam się – przyznał lekarz.
– Czy wokół rany po kuli były ślady prochu?
– Było przyczernienie, ale niezbyt rozległe.
– Dziękuję, doktorze.
Wyszli z sali pooperacyjnej.
– Czy ma szansę na powrót do zdrowia? – spytała Holly.
– Cóż, uszkodzenia ograniczają się do płata czołowego. Może więc wyzdrowieć, ale może też dojść do lobotomii przedczołowej.
– Chciałabym obejrzeć jego ubranie.
Green pokiwał głową i podszedł do telefonu. Po chwili pojawiła się pielęgniarka z niewielkim plastikowym workiem. Podała go lekarzowi, a ten przekazał go Holly.
– Może przejdziemy do mojego gabinetu? – zaproponował.
Skinęła głową i poszła za nim. W gabinecie wysypała zawartość worka na biurko. Kurtka była zbryzgana krwią, a spodnie zostały rozcięte podczas zdejmowania. Podniosła je i dostrzegła z tyłu ślady ziemi i trawy. Buty i pas też były powalane ziemią.
– Gdzie jest jego pistolet? – spytała Holly.
– Nie miał pistoletu – odparła pielęgniarka. – Kazałam sprawdzić w ambulansie, ale tam też go nie było.
– Dziękuję. – Holly odpięła z kurtki odznakę i schowała ją do kieszeni, a potem wepchnęła rzeczy z powrotem do worka. – To już wszystko.
Wyszli na korytarz. Holly zatrzymała się, zanim znaleźli się przy recepcji.
– Kogo informuje pan o jego stanie, doktorze? – spytała.
– Jego sekretarka spędziła tu większą część nocy.
– Wie pan, czy szeryf jest żonaty?
– Raczej nie. Gdyby był, jego żona już by tu przyjechała.
– Będę wdzięczna, jeśli każdemu, kto zapyta o stan szeryfa Marleya, powie pan, że rokowania są złe, wręcz beznadziejne.
– Nie bardzo rozumiem.
– Zeszłej nocy ktoś próbował zamordować szeryfa. Chciałabym, aby sprawca myślał, że mu się udało. Jeśli bowiem rozejdzie się wieść, że szeryf wraca do zdrowia, napastnik może ponowić próbę. Przecież szeryf musiał widzieć, kto do niego strzelał. A chyba nie chcemy, żeby po szpitalnych korytarzach zaczął skradać się zabójca, prawda?
Doktor uniósł brwi.
– Teraz rozumiem – powiedział.
– Byłoby dobrze, gdyby szpital powiadomił lokalną prasę i agencje informacyjne, że szeryf został poważnie ranny i prawdopodobnie nie odzyska przytomności, a jeśli nawet odzyska, to uszkodzenia mózgu w znacznym stopniu ograniczą jego zdolność nawiązania kontaktu z otoczeniem.
– Mogę to załatwić.
Holly uśmiechnęła się.
– Bardzo panu dziękuję. A jeśli szeryf odzyska przytomność, chciałabym być nie tylko pierwszą, ale jedyną powiadomioną o tym osobą. – Zapisała Greenowi swój numer domowy i numer komórki, a potem podeszła do funkcjonariusza Weathersa.
– Jak miewa się szef? – zapytał policjant, gdy wracali do samochodu.
– Źle, Jimmy, bardzo źle. Wiesz, gdzie to się stało?
– Tak. Przejeżdżałem tamtędy, zanim zabrali jego wóz.
– Jedźmy tam i rozejrzyjmy się.
5
Holly zatrzymała wóz przy komendzie. Wzięła worek z rzeczami szefa i poszła do biura Jane Grey.
– Jak szef? – zapytała Jane.
– Jest w śpiączce – odparła Holly. – Rokowania nie są pomyślne. Być może nigdy nie odzyska przytomności.
– Tego się obawiałam.
– Jak długo dla niego pracowałaś?
– Od kiedy tu przyszedł, osiem lat temu.
– Więc zdążyliście się dobrze poznać.
– Zgadza się.
– Czy szef jest żonaty?
– Rozwiedziony. Rozstał się z żoną przed przyjazdem do Orchid Beach. Jego była żona powtórnie wyszła za mąż i teraz mieszka w Niemczech.
– A czy ma w Orchid Beach jakąś rodzinę albo bliskich przyjaciół? Kogoś, kto powinien zostać zawiadomiony?
– Nie. Spotyka się z Hankiem Dohertym. To jego kumpel od kieliszka.
– Słyszałam o nim od ojca. Gdzie mieszka?
– Na południe, przy A1A, niedaleko twojego parku. Jimmy może ci pokazać.
Holly położyła na biurku Jane worek z rzeczami.
– To ubrania szefa. Poślesz je do stanowego laboratorium kryminalistycznego?
– Jasne.
Holly wyjęła plastikową torebkę z kulą.
– To też. Poproś, żeby potraktowali ekspertyzę balistyczną jako bardzo pilną. – Odetchnęła głęboko. – Mówiłaś, że wszyscy pracownicy posterunku muszą poddać broń osobistą badaniom balistycznym.
– Zgadza się.
– Niech porównają tę kulę z bronią prywatną i służbową.
Jane szeroko otworzyła oczy.
– Myślisz, że…
– Nic nie myślę, Jane. Po prostu chcę wyeliminować naszych ludzi z grona podejrzanych.
– Znam kogoś w laboratorium. Zajmie się tym jeszcze dzisiaj.
– Dzięki. Czy Bob Hurst już przyszedł?
– Nie, prawdopodobnie będzie po południu.
– Wiesz może, czy zabrał pistolet szefa?
– Nie mam pojęcia.
– Więc zapytaj go o to. A jeśli ma ten pistolet, wyślij go do laboratorium. Chcę wiedzieć, czy broń została użyta, a jeżeli tak, to ile razy. I czy są na niej czyjeś odciski palców, oprócz linii papilarnych szefa.